...a go jakoś, artystycznego, nie ma. Grają bardzo dobrzy aktorzy, a komizmu jest kilka razy mniej niż w kultowych, świetnych "Miodowych latach", też opartych na licencji.
Dziwne, że tak dobry aktor jak Kot nie wypadł najlepiej, jakoś mu ten garnitur roli nie leży, wydaje mi się Kot... sztuczny.
Stosunkowo najlepiej wypadli Dygant i Ferency.
Scenografia bogata jak w pałacu rokoko w XVIII wieku, ci z "Miodowych" ze swoją kamienicą zrobioną w teatrze z paździerza wygladają przy niej, jakby grali w piwnicy, światło znakomite, cery aktorów o ileż "zdrowsze " od tych z "Miodowych" ("Całkiem nowe lata miodowe" dopiero pokazały, jaką trupią szarzyzną pokrywało wcześniej światło teatru z "Miodowych" wszystkie oblicza)...a jednak to nie jest bardzo śmieszne i jakoś odstaje... od realiów Polski? Od mentalności Polaka?
Wracając jeszcze do kwestii scenografii... mam wrażenie, że trochę ona TOPI aktorów swą wielobarwnością i jakością. Gubi się w tym kostiumie akcja.
Ratują serial dobrzy aktorzy, choc ryzyko wystawienia dziecięcych aktorów przyniosło pewne straty, mimo że niektóre małolaty (Karwiński) uniosły rolę, respekt dla nich - ale co zawodowi dorośli, to zawodowi.
Dodam po obejrzeniu większej liczby odcinków, że Dygant zaczęła mnie nużyć - pojawiła się powtarzalność jej ruchów, mimiki, intonacji, zwłaszcza ta ostatnia jest tu jak ze sztancy, ciagle ta sama melodia specyficznych, jakby żartobliwych, w cudzyslowie zdań... A Ferency - nigdy nie nuży mimo że gra wyraziście napisaną postać. W "Miodowych latach" kwestie kobiet nigdy mnie nie męczyły, nie tchnęły jednostajnością, a jeśli mierzyc wg głównych ról, a nie ról męskich, to i mimika, gra, intonacja Karola Krawczyka-Żaka czy jego przyjaciela Norka-Barcisia przenigdy mnie nie nużyły, choć polscy scenarzyści psuli czasem scenariusze i konstrukcję postaci obu panów, ale o tym piszę ja i inny internauta na forum "Miodowych lat".