Kocham ten serial, dlatego sprofanowanie czegoś, co mogło być ukoronowaniem serii doprowadziło mnie do szału.
Pojawienie się Boga, rehabilitacja Metatrona, finałowa piosenka i spotkanie z braćmi W. Zapowiadało się nieźle.
Stwórca, Alfa i Omega, Początek i Koniec wszystkiego. Pierdoła w bokserkach oglądająca pornosy na laptopie i obżerająca się bekonem.
Zamiast potęgi i onieśmielającej doskonałości dostajemy fircyka z rozbuchanym ego, który podczas omawiania ewentualnego końca jego dzieła smaży naleśniki...
Lucyfer. Ojciec kłamstwa i grzechu. Kwintesencja zła. Zakompleksiony chłopaczek, domagający się od tatusia przeprosin.
Spotkanie dwóch najbardziej tajemniczych postaci w dziejach homo sapiens wygląda jak "Rozmowy w toku" i jest na tym samym poziomie.
Wreszcie starcie najpotężniejszych sił, które są odwieczne, przerażające i wobec których człowiek czuje się naprawdę niczym.
Sabat wiedźm wygląda jak zwarcie w gniazdku. Atak demonów przypomina scenę, jaką przeżyłam w mojej własnej piwnicy, przed wymianą pieca na gazowy.
Wszędzie kupa dymu, a ja macham rękoma.
Wreszcie sponiewierana, poraniona Amara, wobec kolejnej zdrady brata poddaje się losowi...Śmierć tak, zamknięcie nie. I w tak w ciągu sekundy, jednym, jedynym gestem zabija Lucyfera i śmiertelnie rani Boga.
The end.
Przyznam, że Lilith i Lewiatany zrobiły na mnie większe wrażenie. To było nijakie, pozbawione sensu, słabe.
Zgadzam się w całej rozciągłości. Ogólnie bóg w Supernatural to totalny niewypał, średniej klasy i mocy postać. Cas jak wciągnął moc Lewiatanów wydawał się potężniejszy od niego. Szkoda nawet gadać o tym co trafnie określiłaś mianem "potęgi i onieśmielającej doskonałości"... A tu Chuck - koleś z syndromem Piotrusia Pana, nie ma na nic sensownej odpowiedzi, nie ma na nic planu. Rzekomo istota która stworzyła dosłownie wszystko, łącznie z potężnymi archaniołami itd. itp. No po prostu masakra! I finałowa scena gdzie jest w tak banalny sposób pokonany to śmiech na sali. Póki co spaprali motyw boga koncertowo, myślę że każdy kto od wielu odcinków czekał aż wreszcie się pojawi postać boga, jest zawiedziony.
Jedyny ratunek że ostatnio odcinek serii naprawi ten shit z e22. Może się okaże że Chuck od początku olewał temat bo miał własny plan jak temat Amary ogarnąć i dlatego tak durnowato i beztrosko podchodził do wszystkiego. Może pokaże swoją moc i mądrość. Inaczej nie wiem sam, niech kończą ten serial bo zrąbali postać o nieograniczonym potencjale.
Mam nadzieję, że scenarzyści wpadną na równie genialny plan, jak Ty. Serio. Masz całkowitą rację, że jedynie odwrócenie sytuacji daje szansę na uratowanie tego idiotyzmu - tylko na to określenie zasługuje ostatni odcinek. Jeśli pokażą prawdziwą potęgę Boga i okaże się, że to był teatrzyk na użytek siostrzyczki.
I jak widać zwyciężył rozsądek. Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo a finał był dość sensowny. Rodzina itd. Nie żadna potęga. To by było dopiero bezsensowne. Potęga goni potęgę a tu okazało się i przekaz był taki, że rodzina i wiedza jest silniejsza niż jakaś tam potęga. Każdy wyobraża sobie Boga Supernaturalowego inaczej. Niektórzy kolesia ubranego w białą piżamę :-) . Do mnie ta wersja trafiła choć przez chwilę miałem niesmak z jaką łatwością (osłabiona Amara) osłabiła Chucka. Tak czy inaczej Dead saved the day i to było fajne. Ciekawe czy Sam na końcu zginął - coś mi się zdaje, że zostanie wskrzeszony ;)
SPOJLERY TU I ÓWDZIE
wątpię w to żeby dziunia postrzeliła go śmiertelnie, w końcu jest tyle innych możliwości :) ciekawi mnie natomiast wątek Deana, gdzież on kur*a jest, w niebie? ogólnie zapowiada się ciekawie :)
Myślę, że przywrócili jego matkę do życia i tyle i nie jest w żadnym niebie :) to drobna bardzo cena za to ile zrobił dla Bogusia i jego siostry ;)
no ale to by w simie było dość poj ebane nawet jak na światłe umysły scenarzystów tego zacnego serialu :P
Rzeczywiście trochę dziwnie to rozwiązali. Jeżeli Bóg i Amara są tak samo potężni, to osłabiona, wykończona Amara, która wcześniej ledwo chodziła, nie powinna była pokonać będącego w pełni sił Boga.
Mam nadzieję, że jakoś to rozwiążą logiczniej, bo jeszcze da się z tego wybrnąć. Może być tak, że Amara zraniła Boga, wykorzystując element zaskoczenia i uśpienie jego czujności, a Bóg udaje, że jest śmiertelnie ranny, aby tym razem mieć element zaskoczenia po swojej stronie. Może ma jakiś inny plan, który ujawni w 23 odcinku.
Ogłoszono już, że powstanie 12 sezon, więc świat na pewno się nie skończy. Ktoś musi pokonać Amarę - pytanie kto. Trochę śmiesznie wyjdzie, jeżeli Bóg umrze, a Amarę pokonają Winchesterowie, więc mam nadzieję, że twórcy nie zaserwują nam takiej głupoty.
Stwierdzono, że Ciemność i Boga łączą relacje na zasadzie Yin i yang.
Mam wrażenie, że nie pozwolą Mu umrzeć.
Nie pozwolą do zaburzenia rzeczywistości.
Wiadome jest, że Ciemność jest siłą niszczącą a nie tworzącą (Śmierć rzekła, że Bóg STWORZYŁ Znamię).
Czy można jednak snuć teorie, że samego Boga można także uwięzić za pomocą znamienia?
Analogicznie jak jego siostrę?
A może inna alternatywa:
Bóg celowo uwięzi się razem z Amarą
(wzorem Sama z Lucyferem)
poświęcając się dla Świata?
Rzeczywiście ta kwestia Yin i Yang mi umknęła. W takim razie śmierć Boga nie wchodzi w grę, bo wtedy nie byłoby mowy o 12 sezonie. Chyba, że zamierzają zrobić jeszcze jeden sezon, w którym świat będzie się rozpadał, bo zabraknie tej harmonii, ale raczej się do tego nie posuną.
Pomysł z poświęceniem Boga też realny, zwłaszcza że już wspominał o tym, że zamierza się poświęcić, więc może w tę stronę pójdą twórcy.
Mam przeczucie, że "uczucie" Ciemności wobec Deana będzie jeszcze miało wpływ na ostateczną sytuację, bo od pierwszego odcinka kontynuują ten motyw i dziwne byłoby, gdyby miał on tylko marginalne znaczenie.
Bóg może umrzeć ale wtedy Amara też musi dla równowagi i po problemie, kij z nim, jakoś serial przez 11 sezonów się kręcił więc sobie poradzą.
Zaczynam się obawiać, że właśnie tylko i wyłącznie głupoty rodzą im się w głowach. Załamali mnie tym zachowaniem Stwórcy. Z wypiekami na twarzy czekałam na kolejny odcinek, bo przecież pojawił się Najpotężniejszy...etc. :)
A tu, jak napisał 19Maniek82, zafundowali nam kolesi z syndromem Piotrusia Pana.
Naprawdę mam nadzieję, że mają kilka asów w rękawie, bo inaczej zakończą film, który oglądam przez 1/3 mojego życia w beznadziejny i kiczowaty sposób. To będzie przykre, bo, nie wiem jak Wy, ale nie lubię wracać do seriali, które się debilnie skończyły.
Mnie też rozczarował Bóg. Jak pojawiła się teoria, że Chuck jest Bogiem, to miałam wrażenie, że zachowuje się jak ciamajda po to, aby wtopić się w otoczenie i aby nikt go nie poznał. A jednak nie, bo zachowywał się dokładnie tak samo, gdy Winchesterowie już wiedzieli, że jest Bogiem. Sama scena, w której Bóg się pojawia świetna - ten świecący medalion i wskrzeszenie ludzi robiło wrażenie. Potem jednak wszystko się zepsuło.
I nawet nie chodzi o przedstawienie Boga jako normalnego człowieka, bo taki motyw był już kilkakrotnie stosowany, ale nie musieli z niego robić takich ciepłych kluch. Mimo wszystko Bóg powinien budzić respekt, a Chuck go nie budzi i właściwie nic dziwnego, że Dean kazał mu "wrzucić na luz", bo przy takiej postawie Boga to zachowanie Sama wydaje się być bardziej nienaturalne.
Trochę się bałam przedstawienia Boga w serialu i w sumie wyszło niezbyt ciekawie.
A mnie zaciekawił atak wiedźm.
Jak to jest, że zwykłe wiedźmy zdołały cokolwiek zrobić Ciemności?
Rowena krzyczy Atteuare co znaczy po łacinie - osłabienie.
Zaklęcie z Księgi Potępionych.
Do tego zwielokrotnione przez wiele osób.
To że jednym gestem zabiła Lucyfera może nie jest wielkim absurdem bo jest bardzo słaby w porównaniu do niej. Ale to że tak łatwo rozwaliła CHuck'a to rzeczywiście głupie
Chodziło mi raczej o to, ze pomimo osłabienia załatwiła ich obu praktycznie jednym ruchem. Zastanawia mnie jednak co innego. Chuck wspominał, że nie mogą zabić Amary, bo to zakłóci równowagę, a więc będzie groźne. Nie dla ludzi, świata, etc., ale dla wszystkiego i wszystkich, więc dla niej chyba również? Jeśli tak, to ona raczej się tym faktem nie przejmuje.
Chyba, że źle zrozumiałam.
Amara jest tak owładnięta żądzą zemsty, że może nie zważać na to, że sama będzie w niebezpieczeństwie. Po tylu latach spędzonych w zamknięciu nie funkcjonuje normalnie. Poza tym ona nie boi się śmierci - boi się uwięzienia. W scenie, gdy myślała, że zginie z rąk Boga, widać, że żyła tylko dla zemsty i chciała się zemścić za wszelką cenę, nie zważała na niebezpieczeństwo, nie bała się śmierci.
Ewentualnie jest jeszcze opcja, że Chuck kłamał, bo chciał zachować siostrę przy życiu zamiast jej zabijać. W jednej scenie mówi coś w stylu "Amara była zamknięta, ale cały czas była". Zdecydowanie wolał ją uwięzić niż zabić.
Jest także możliwość, że twórcy nie wzięli tego pod uwagę - niestety realna, ale mam nadzieję, że jednak czytają uważnie to, co piszą w scenariuszu.
Pewnie w finałowym odcinku Dean ją zabije, pewnie okaże się że ma moc do tego jako że ją uwolnił i nosił znamię a wcześniej nóż się rozwalił bo Dean nie chciał jej zabić o czym wspomnieli.
Mam dokładnie te same odczucia jeśli chodzi o Boga i Amarę. Brakuje mi tego klimatu, który tworzył np. Alistair albo Śmierć. Było czuć, że to postaci z historią. I to taką, że czekało się na każdą wzmiankę, każdy szczegół. A oni jakoś nie budzą tego respektu.
Co do "walki"... sam pomysł takiej ustawki się kupy nie trzyma. Cały sezon wałkowany był motyw niemal nieskończonej potęgi Amary (i słusznie), aż tu nagle tęgie głowy wykombinowały : słuchajcie, zbieramy ekipę i na nią, w kupie siła, kupy nikt nie ruszy. Najgorsze jest to, że zadziałało...
Ciekawe ile jest jeszcze takich jak Chuck i Amara we wszechświecie. Może przybędą nowe wersje Amary i Chucka i będzie napieprzanka :) . W kolejnym sezonie Chuck zginie a Amara wróci, osłabiona prosić Winchesterów o pomoc ponieważ zbliża się nowe zagrożenie :)
Niestety ani Uranosa, Gaji ani Kronosa(chociaż po tym co zrobili z Zeusem nie wiem czy mitologia to ich dobra strona). Mamy za to Men of Letters czyli kompletna porażka.
Kompletnie nie jestem w stanie przewidzieć co będzie w kolejnym sezonie. W sumie wydawać by się mogło, że Bóg to finał. Ciekawe czym nas zachęcą.
Nie było tak źle. Wam chodzi o jakieś fajerwerki jak dzieciom a to miało głębsze podłoże bo emocjonalne i do mnie to przemawia. Co mieli pokazać armageddon jak wszystko się topi i niszczy w wybuchach termojądrowych czy jak? przecież nie o to chodzi. Dla mnie bardzo dobrze pokazane ludzkie tło i cechy postaci. Już tak nie narzekajcie bo wszystko wyszło dobrze. ;)
Mi to cale zebranie z Bogiem , luckiem Crowleyem , Arwena , bracmi skojarzylo sie od razu jak takie spotkanie po latach i do tego wiedzmy -wypisz wymaluj schadzka kolezanek przy kawie . Odcinek mdły i tyle .
Całkowicie się z tobą zgadzam. Mam wrażenie, że twórcy chwycili się za ciężkiej tematyki jak dla nich i nie mają pomysłu jak ją pokazać.
"Dean chce zabić Ciemność, bo nie chce jej zabijać" - co? Mam wrażenie, że twórcy sami już tego nie rozumieją, po prostu brnął w to wszystko, byle do przodu i robią z tego takie masło maślane.
w tym serialu wprowadza się potężne postacie a potem giną w jakiś żałosny sposób :(
Jak sobie przypomnę choćby śmierć Śmierci - to nie wiem czy mam załamać ręce czy rechotać.
ogólnie sezon nie najgorszy ale ostatnie 4 odcinki to totalne dno :(
Wniosek prosty: kasy zabrakło. Jak na walkę dwóch najpotężniejszych bytów to nawet nie poszedł żaden budynek, wystarczyło jej chyba wsadzić pół kilo semtexu w dekolt i odpalić.
A Bóg okazał się totalną łajzą.
Śmierć mogli już bardziej sensowniej zostawić na 11 sezon i mogła go ubić Amara i już by sie to bardziej kupy trzymało.
Śmierć twierdził, że kiedyś zabierze również Boga, a sam zginął jak cienias. Masz rację, żałosne.
Ostatnio-całkiem przypadkowo-obejrzałam odcinek z 3 sezonu Supernatural (z serialem jestem na bieżąco). Podobało mi się zakończenie tej serii, ale nie dorównuje wcześniejszemu poziomowi serialu. Po obejrzeniu odcinka wcześniejszego sezonu czuję niedosyt akcji i klimatu, gdzieś się to zapodziało u twórców... Od 6 sezonu atrakcyjność serialu leci w dół. Oglądam z sentymentu, podobnie jak Pamiętniki Wampirów. W obu przypadkach już tak wymyślają byle ciągnąć serial, że czasem żal patrzeć. Sezon jak i zakończenie mi się podobały, ale tylko podobały. Fajnie jakby znów było to coś, dzięki czemu serial był mega atrakcyjny.
Zgadzam się, bardzo zawiodłam się na Chucku... I ogólnie uważam, że błędem było wprowadzanie tak potężnych postaci, w ogóle sobie z tym nie poradzili. Nie czułam tej wielkości. Nawet Lucyfer, który budził grozę w dawnych sezonach, teraz raczej powoduje współczucie. Czegoś brakuje.
ten serial od ok 3-4 sezonu zrobił się mdły jak kanapka z żółtym serem i dżemem. Fuj. Wcześniej to była rewelacja. Czekało się z zapartym tchem na kolejny odcinek. Teraz tylko niesmak i politowanie zostało.
3-4 były chyba najlepsze. Odkąd skończyła się apokalipsa zaczęło się knocić, bo ciągnęli serial na siłę. :P
Dokładnie. Mnie już to mieszanie Biblii w serial średnio się podobało. Temat był już tak eksploatowany niemiłosiernie przez wielu reżyserów i scenarzystów, że pomyślałem - no zaraz pojawią się nefilimy i pół kabały. No i pojawiły się... np. lewiatan - ale to im jeszcze jakoś uszło. Badziew, ale znośny, do kotleta można obejrzeć. Ale jak już każdy z nich po 10000 x umierał i był wskrzeszany (vide Bobi, na zmianę Łinczesterowie, ojciec, teraz matka). No kogo jeszcze ożywią? Może w 12 sezonie ożywią psa którego chłopcy mieli w dzieciństwie ale coś się nie uda i pies będzie zombie. No nie wiem co jeszcze zrobią i wykopią, żeby tylko pociągnąć tę chałturę. Pierwsze 3 sezony miały w sobie coś. Fajnie było obejrzeć kolejny odcinek w którym mieszali różne wierzenia, przesądy i podania ludowe w ciekawy mix z ciekawym scenariuszem. Odnalezienie kości Krałleja i szantażowanie ich spaleniem - to było coś. To była świeżość. A potem cudowali z karabinem, miejscem przecinania się linii energetycznych, więzieniem lucyfera, Dinem jako demonem, Krałlejem dającym sobie w żyłę krwią dobrego człowieka jak na ćpającego dobro przystało itd. itp. No żenua madam, żenua.
A ludzie pisma to już w ogóle temat tak głupi, że aż żal mi się ich zrobiło.
A i zapomniałem o małym nepotyzmie Padaleckiego, który wcisnał swoją żonę w rolę Rubi, grającej gorzej niż strach na wróble u mojej babci na polu (dobra, skłamałem, babcia nie ma pola, ale ładnie brzmi).
Oni poznali się na planie i potem pobrali, także nigdzie jej nie wciskał. Faktem jest, że gra beznadziejnie.