Zakładam ten wątek w odpowiedzi na pytanie/prośbę @ Amaze z innego postu , jednakże myśl o jego powstaniu chodziła mi po głowie już od dłuższego czasu, bo mam wrażenie, ze takiego tematu tu brakuje. Przyznam, ze cała konstrukcja Supernatural jest dla mnie bardzo frapująca, osobiście uważam ją za coś bardzo wyjątkowego, dlatego to był dobry powód by móc zabrać się za temat bardziej poważnie.
PS. Byłoby fajnie gdyby to był wątek dla tych co lubią sobie pogmerać w szczegółach, strukturach i ogólnych wnętrznościach serialowych czy filmowych, także czujcie się absolutnie swobodnie by pisać tutaj i zaczynać nowe tematy jesli macie taką wo
Post @amaze:
"Piszesz, że "jest przynajmniej kilka powodów dlaczego kobiety tak łatwo identyfikują sie z postacią Deana ( co powinno niektórym dac do myślenia :D) i potrafią się z nim jako protagonistą utożsamniać."
Bardzo mnie to zaintrygowało, chętnie poznałabym te powody. Mam wrażenie, że znasz się na tym trochę :). Ja akurat od zawsze jestem fanką Sama, wręcz byłam w szoku, gdy się okazało, że to jednak Dean jest ulubieńcem większej części damskiej publiczności. A ostatnio odkryłam, że właśnie jestem więcej niż fanką, że się z nim identyfikuję. Może znasz też powody, dla których fanki identyfikują się z młodszym Winchesterem?. Bardzo mnie ciekawi ostatnio ten temat, zastanawiam się, dlaczego tak, a nie inaczej wybieramy ulubionych bohaterów, dlaczego shipujemy tych, a nie innych."
Tak jak obiecałam - to będzie długie. Takie naprawdę długie. Przy czym domyślam się, ze nie każdy jest fanem teorii dotyczących psychologii obrazu czy komunikacji wizualnej ( medioznawstwa w szerszym ujęciu) więc postaram się jakoś te wszystkie górnolotne teksty specjalistyczne przełożyć na bardziej „ludzki” język.
Jednak jeśli coś jest niezrozumiałe to piszta.
CZ I
1. Struktura narracyjna czyli dlaczego wszyscy jesteśmy Winchesterami
W przypadku Supernatural, jak już było wspominane wcześniej w kilku komentarzach, centralną postacią narracji jest Dean. To w odniesieniu do niego pozostali bohaterowie podejmują swoje decyzje, zmieniają priorytety, poglądy, giną przez niego, chcą od niego uciec, albo go ratować. Dean napędza akcję zarówno bezpośrednio ( np. poprzez podejmowanie drastycznych decyzji istotnych dla rozwoju akcji właściwej) jak i pośrednio( dobrym przykładem jest fakt trafienia przez niego do Piekła będący konsekwencją wcześniejszych błędów, a w następstwie uratowanie go przez Castiela, co zupełnie odmieniło życie tego drugiego i stało się osią dalszej historii) . Zarówno w konstrukcji narracji jak i w odczuciu samego bohatera to na nim spoczywa odpowiedzialność za brata, za rodzinę, za polowania oraz, w pewnym momencie dosłownie – za cały świat. Tym samym jego myśli, poglądy, uczucia są kluczowe dla widza do zrozumienia przebiegu zdarzeń.
Dean będąc centralną postacią pełni rolę charakterystyczną dla tej jaką zajmował w strukturze narracyjnej opowiadań Sir Arthura Conana Doylea Sherlock Holmes. W oryginalnej opowieści historię słynnego detektywa śledzimy z punktu widzenia Watsona – to on jest jej autorem. W takiej strukturze narracyjnej możemy potraktować Watsona jako „przedłużenie” naszego spojrzenia na Sherlocka, ale również projektować nasze ego na Sherlocka jak i/lub Watsona - w zależności od tego jak układa się narracja oraz od cech osobowościowych przedstawianych postaci ( tu kluczowe są te cechy, z którymi na co dzień sami się utożsamiamy lub do których pretendujemy, tzw. Ego idealne w odniesieniu do Lacanowskiej teorii „fazy lustra”). „Patrzymy” więc na bohatera oczami Watsona, jednakże sam Sherlock jest postacią na tyle imponująca, iż pragniemy się z nim również utożsamić ( nie bez znaczenia jest też zdolność Watsona do współczucia czy współodczuwania np. względem samotności Sherlocka – takie ujęcie pozwala nam się emocjonalnie zbliżyć do bohatera będącego w centrum akcji).
Abstrahując od zdecydowanych różnic charakterologicznych między bohaterami obu opowieści, pewną podobną do Watsona rolę ( choć nie identyczną) spełnia w strukturze Supernatural Sam. Dość wyraźnie było to określone przy okazji odcinka „Fan Fiction” , w którym Sam grany przez Marie dosłownie wyśpiewuje, że patrzy na Deana , widzi jego prawdziwe wnętrze, współodczuwa . Sam jest w tym wypadku nami - widzem , który obserwuje poczynania brata i stara się odgadywać jego intencje ( gdyż ten jak wiemy nie mówi o swoich uczuciach), obserwatorem i interpretatorem zachowań głównego bohatera.
Na początku teoretycznie poznajemy Sama przecież jako zwykłego chłopaka ( którym próbuje być) . To sprawia, że jest „bliżej nas”, przeciętnego widza, który zapewne gdzieś się uczy, studiuje, zakłada rodzinę. Widzowie wchodzą w świat przedstawiony praktycznie razem z Samem. Zostają wrzuceni w wir wydarzeń i w takim znaczeniu młodszy Winchester jest przewodnikiem po opowieści ( w strukturze scenariuszowej filmu jest taki moment, w którym bohater przekracza próg rzeczywistości i „wchodzi do świata fantazji” – mniej więcej pod koniec I Aktu, po tym jak poznajemy już jego środowisko i częściowe motywacje).
*** Do tego wszystkie Dean jest cool. Nie jest Sherlockiem Holmesem, ale kurcze, jest Jamesem Deanem ( wprawdzie posthumanistycznym , ale jednak). Któż nie chciałby wybrać się w podróż z Jamesem Deanem? ;))
Ciekawiej zaczyna się robić gdy narracja przerzuca się z dynamiki Watson –> Sherlock ( Sam -> Dean)na tą w której Dean staje się głównym protagonistą. Dzieje się tak w tych momentach kiedy Sam, z różnych powodów , znika „ z pola widzenia” . Tym samym Dean jest dany widzowi jak gdyby podwójnie – w pierwszej kolejności możemy z nim sympatyzować z perspektywy Sama, w następnej –jesteśmy bliżej bohatera, zaczynamy dosłownie „chodzić jego butach” . W przypadku Supernatural sytuacja się powtarza na zasadzie repetycji motywu walczących o siebie naprzemiennie braci, więc afekt względem Deana musi się tym samym utrwalić. Jest to bardzo ciekawa struktura, w której twórcy pozwalają nam na obserwację ( dosłownie) i współodczuwanie dla bohatera z perspektywy osoby trzeciej, ale będącej blisko Deana, jak i na utożsamienie się z nim jako protagonistą.
Dean jest faktycznie jednocześnie PODMIOTEM i PRZEDMIOTEM opowieści i to na kilku płaszczyznach (Ta podwójna rola Deana jest kluczowa dla zrozumienia fascynacji widzów zarówno jego osobą jak i i seksualnością, jednak do tego dojdziemy później). Jest podmiotem akcji, którą napędza, ale też przedmiotem historii w oczach Sama - obserwatora.
Paradoksalnie, mimo, ze oglądamy go często z perspektywy Sama, to jednak Dean jest tzw. „władcą spojrzenia” - to on kieruje nasza uwagę na rozwój akcji, Sam jest w tym wypadku niczym naczynie dla widz. Nawet jeśli podejmuje inicjatywę to jest ona podyktowana postacią Deana, działa albo na jego korzyść , albo przeciw niemu np. w geście buntu. Tym samym postać Sama , jako figura, wpisuje się raczej w klasyczne ujęcie przedstawiania postaci kobiecych w filmach ( abstrahując od cech charakteru, chodzi po prostu o miejsce bohatera w strukturze opowieści).
(Jeszcze ciekawsza dynamika pojawia się oczywiście gdy na scenę dramatu wchodzi Castiel.)
czyli c.d.n.
***Tradycyjnie rzecz ujmując podmiotem opowieści jest bohater , który jest motorem akcji . Przedmiotem zaś jest ten „na którego patrzymy”. Chodzi dosłownie o podmiotowość i przedmiotowość postaci występujących w filmie.
Przykładem są te sceny, w których męski bohater patrzy na kobietę. Kamera z reguły ślizga się po ciele kobiety , która w takim ujęciu traktowana jest dosłownie przedmiotowo (i filmowana podobnie jak każdy inny obiekt na który może patrzeć bohater, np. butelka, szklanka, łódź itd.) przez męskiego bohatera, który jest podmiotem opowieści ( ma moc decyzyjną, decyduje o tym na co patrzy i czego pożąda, co go interesuje i w jakim kierunku zmierza). Laura Mulvey w artykule „Przyjemnośc wzrokowa a kino narracyjne ” określa to mniej więcej tak : „kobieta jako obraz, mężczyzna jako władca spojrzenia”.
*** Faza Lustra:
Przytoczona przez Mulvey Lancanowska „faza lustra” ( „chwila, w której dziecko rozpoznaje swój obraz w lustrze” po raz pierwszy w życiu) dobrze pokazuje funkcjonowanie przeniesienia własnego ego poza nawias własnego ciała i w konsekwencji możliwość rzutowania własnego JA w odniesieniu do fikcyjnego bohatera/bohaterki. „rozpoznanie siebie cieszy dziecko, bowiem uważa ono swój lustrzany obraz za pełniejszy (…) dziecko pojmuje wprawdzie rozpoznany obraz jako odbicie swojej osoby, ale równocześnie rzutuje jakby tę osobę na zewnątrz, jako ego idealne, wyalienowany podmiot (…) Są to zatem narodziny długotrwałego romansu między obrazem [pierwotnie dziecko patrzy tylko na ludzi dookoła np. na twarz matki] i autobrazem (…) Kino pozwala na chwilową utratę ego [dzięki złożonym strukturom narracyjnym], jednocześnie je wzmacnia”
Powiem Ci, że brak mi słów. Wczytuję się oczarowana, uwielbiam takie rozkminy. Właśnie o to mi chodziło. Nie podyskutuję z Tobą, niestety, bo się na tym nie znam, ale czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Dziękuję!
Spoczko, ja już się dawno miałam za to zabrać tak czysto dla siebie w sumie :)
Przy okazji chciałam powiedzieć wszystkim, że odpowiadam w sumie na pytanie dlaczego kobiety ( oraz osoby LGBT bo to też spora grupa) tak łatwo utożsamiają się z boahterami teoretycznie "hipermęskiego" serialu, gdzie demoniczne , złe i niedobre kobiety ukatrupia się na każdym kroku, a bliskie i czułe gesty męskie moga odbywać się tylko wśród "braci" ( nie ważne, czy rodzonych, czy tez przyszywanych na jakiś dziwnych zasadach). Dlatego głównie skupiam się na tych kobiecych i queerowych aspektach bohaterów , fabuły i konstrukcji show, których w całej serii jest więcej niż myslicie ( nawet ja sama się dziwię, że AŻ tyle), ale też oczywiście nie oznacza to wcale , że są one jedynymi występującymi w serialu. Więc każdy z Was ma ogrom racji zwracając uwagę na inne aspekty charakteru bohaterów, czy też fabuły niż tylko te, któe wymieniam w tekście.
PS. Przy okazji zaponiałam napisac w poprzednim komentarzu, ze ta cała Część I dotyczy przede wszystkim struktury i konstrukcji narracyjnej, a więc funkcji jaką oryginalnie spełniają bohaterowie w opowieści ( o charakterze bohaterów będzie później).
Dziś o bardzo nienormatywnej ( i bardzo mało heteronormatywnej) funkcji Castiela , Rozdział I ( niestety nie bardzo mam czas przysiąść nad całością)
CZĘŚĆ I c.d.
2. Castiel, czyli Somewhere, over the rainbow i Ten Obcy
Status Castiela jako postaci dynamicznie się rozwijającej nie jest jednoznaczny i w dużej mierze faktycznie plasuje się gdzieś poza stałą dla tego serialu strukturą narracyjną opartą o mechanikę relacji między braćmi oraz repetycję motywów. Możemy więc przyjąć , że postać Casa pozwala na rzutowanie głównej struktury fabularnej poza nawias własnego schematu. Innymi słowy – Castiel spełnia funkcję odniesienia, lustra i napędu dla głównej struktury fabularnej, jest także nośnikiem motywów transgresyjnych.
Człowiek, który spadł na Ziemię
W pierwszym etapie , gdy Castiel pojawia się na Ziemi, pełni on strukturalnie funkcję narracyjną jako Ten Obcy, albo też Ten Inny. Wprowadzenie bohatera tego typu z reguły ma na celu odświeżenie konwencji, spojrzenie na nowo na świat przedstawiony, jednak w przypadku Castiela, poza tą schematyczną funkcją, w postaci Innego krzyżuje się co najmniej kilka dróg.
Jako anioł pochodzi on przede wszystkim z diametralnie innego porządku, do którego nasz , ludzki system wartości ( to co uważamy za moralne lub niemoralne, właściwe lub niewłaściwe) nie odnosi się w prosty , linearny sposób. Drugim ważnym aspektem jest spostrzeżenie, że nie tylko sam system jest inny, ale również postaci anielskie nie są kompatybilne z naszym biologicznym jestestwem. W kulturze zachodniej archetyp anioła nie jest bowiem przypisany żadnej biologicznej narracji, pozbawiony jest zarówno płci jak i konotacji seksualnej. Można więc powiedzieć, ze pełni on rolę kulturowej androgyny. W tym ujęciu Castiel, wywodzący się z diametralnie innego stanu rzeczy, nie posiadający oryginalnie ciała, nie tylko nie jest człowiekiem (zarówno fizycznie jak i mentalnie), ale nie jest również mężczyzną ( w świetle biologicznym). Te dwa aspekty już na starcie wyrzucają go poza nawias normatywnego ( lub heteronormatywnego) społeczeństwa i nadają status funkcji postaci jaką Ten Inny pełni w narracji literatury/kina queer.
W artykule Karoliny Kosińskiej „Tęsknota za światem z innego świata” autorka przygląda się problemowi androgyny występującemu w popkulturze na przykładzie min. filmu „Człowiek, który spadł an Ziemię”. W postać Newtona , kosmity, który zstępuje na Ziemię, wciela się tu David Bowie. Mimo, iż ciało, które przejmuje Newton nie posiada znamion płci, możemy doszukiwać się tu wielu wspólnych:
„ Jego ziemskie ciało jest tylko powłoką przykrywające ciało właściwe (…)Na Ziemi funkcjonuje on jednak jako mężczyzna. Przystosowuje się do ludzkich kategorii, przyjmuje zasady „człowieczeństwa”, choć jednak zawsze wymyka się stereotypom męskości , nie będąc przy tym „kobiecym”. Nie jest też […] połączeniem obu płci. Jest raczej ich zaprzeczeniem , symbolem nieistnienia tych kategorii. Nie jest przecież człowiekiem. Jego seksualność jest nie tyle niedookreślona, co obca: wymyka się definicji, bo pochodzi nie z tego świata. Każdy z bohaterów, gdy wchodzi w bliższe relacje z Newtonem , zaczyna mieć wątpliwości co do jego „natury”. Fascynuje ich jego INNOŚĆ i choć nigdy nie jest to powiedziane , ani pokazane bezpośrednio , Inność ta dotyczy także kwestii jego
genderowej i seksualnej tożsamości [pamiętacie to lekko niezdrowe zainteresowanie Deana kwestią stracenia przez Castiela dziewictwa? Tak jakby chciał go „unormalizować” pod tym kątem?]. Ostateczne męskie ciało jest jedynie powłoką , a więc tożsamością nałożoną, nie mająca nic wspólnego z jego prawdziwą , bezpłciową naturą. ”
Nie bez znaczenia jest też wygląd samego aktora. Collins nie przypomina wprawdzie Bowiego, którego uroda nie jest przypisana żadnej konkretnej płci, jednakże jego wygląd wiecznie młodego chłopca, pewna doza zawstydzenia i zdziwienia, jakie prezentuje w postaci Castiela, dość mocno podkreślone dziewictwo bohatera ( na wielu płaszczyznach) w strukturze fabularnej, kieruje go częściowo ku męskiej wersji figury Lolity. Niewinny, dziewiczy wygląd postawiony jest jakby w kontraście do jego funkcji bezwzględnego Żołnierza Boga ( mężczyzny). Ponieważ oba te kulturowe, mocno nacechowane seksualnie stereotypy ( Lolity i Żołnierza) krzyżują się na gruncie androgenicznego, aseksualnego archetypu, tworzą one kontekst, który jednocześnie zaprzecza istnieniu seksualności jak i podkreśla jej płynność (rozpostartą między niewinnością a okrucieństwem, delikatnością i przemocą, stereotypową kobiecością i stereotypową męskością) zyskując tym samym status nierozwiązanej enigmy i generując arenę niedopowiedzenia i podtekstu.
****Nawet jeśli twórcy Supernatural nie przybliżają nam seksualności postaci anielskich w przedstawianym uniwersum, jako widzowie odczytujemy postać anielską jako naturalnie bezpłciową, przez pryzmat zakorzenionego w nas archetypu o bezpłciowości tych istot. Przy czym tropem jest to, ze w serialu są oni oryginalnie przecież strukturą energii.
PS. Myślę, ze te spostrzeżenia dużo mówią o tym, dlaczego postać Hanki wydaje się tak bardzo nie na miejscu
Co tu można dodać do tak trafnego porównania anioła Castiela - "osoby nie z tego świata" do Davida Bowiego, równocześnie omniseksualnego i aseksualnego gwiazdora glam-rocka (między innymi glam-rocka, oczywiście ;)
Może jedno.
Mnie Cass częściej przypomina dziecko (dziecko we mgle). A dziecko, to przecież rodzaj nijaki, ani ON ani ONA.
Cóż z tego, że to dziecko-żołnierz. W Afryce tacy od dawna wojują.
Więc zakusy ku uświadamianiu / uczłowieczaniu Cassa mają charakter deprawacyjny ( to prawie pedofilia jest ;P)
Odkąd biedak zaczął używać naczynia i jawnie hasać po Ziemi, z każdym kolejnym dniem tracił część swojej dziewiczej / dziecięcej / anielskiej niewinności.
Teraz jest mocno "popsutym" przedstawicielem swojego gatunku. Chyba teraz w Castielu jest więcej człowieka niż anioła.
A Hanka nie pasuje, bo znienacka (bez długotrwałego "psucia") pod płaszczykiem anielskiego nieogarnięcia, od razu wykazuje babskie zakusy, czyli: matkowanie, wypominanie, rozliczanie i co "najgorsze" chęć zostania Panią Castielową. A przecież powinna przynajmniej na początku być aseksualna i "dziecięco-dziewicza" jak każdy szanujący się anioł.
Tak tak, dziecko. Jakby nie patrzeć, choć źle to zabrzmi, to i dziecko się w figurze Lolity zawiera ( choć w dużej mierze chodzi tu bardziej o to, ze kulturowo jest to takie podejście do kobiet, które zawsze z natury skazuje je jako będące grzesznicami nawet w postaci niewinnych, ale jednak uwodzących dziewczynek).
Z jednej strony Cas jest właśnie taki ( jako bohater, niemal dziewiczy, bezpłciowy), a z drugiej strony Collins gra go na dośc specyficznej strunie. Tutaj dobrze to widać - szeroko otwarte oczy, półotwarte usta... no Lolitka jak nic :D
http://i40.tinypic.com/2e4yywj.jpg
Dziecięcy żółnierze w Afryce sa tymi najbardziej okrutnymi, bo nie wykształca się w nich empatia i mają zaburzony kompas moralny pod względem rozróżniania dobra i zła. Także słusznie, słusznie prawisz.
Ogólnie iz a Lolita i za żołnierzem kryje się szereg różnych znaczeń i Cas tu jest świetnie zbudowany na takich drobnych, przecinających się kontrastach.
Yep , Cas się staje coraz bardziej człowiekiem, a ludzkośc, jak wiemy, ma twarz Deana WInchestera ( przynajmniej tak nam powiedział poprzedni sezon :} )
I to brzmi niepokojąco.
O, to co mówisz o Hance - to dokładnie o to chodzi. Casowi zajęło kilka lat zanim ogarnął temat ( choć ja tez zakładam, ze on nawet dla anielskiej społeczności był trochę wyrzutkiem) a Hannah podobnie jak Cas nigdy na Ziemi nie była. Ona zachowuje się wręcz nienauralnie, jakby nagle dostała jakiegoś dziwnego ataku swądu w kroczu ( przepraszam za wulgarnosć), a nie obejrzała przecież nawet filmu instruktażowego z Pizzermanem :D
No i mam wrażenie, ze przez to, ze nie ma osobowości, to te wszystkie jej zakusy wybijają się tak bardzo na plan pierwszy , że właściwie tylko one charakteryzują jej postać. Taka niewyżyta anielica bez żadnych dodatkowych cech, niczym bohaterka "Nimfomanki" Von Triera, która czytała swoje istnienie tylko przez pryzmat własnej seksualności. I to wszystko - ten dziecięcy Cas o twarzy Lolity i wyuzdana Haneczka sprawiają, ze całosc ma wyraz molestowania seksualnego. Niestety ma tez znamiona gwałtu na widzach :(((
Jak Cas przybył na Ziemię to ewidentnie odmówił seksuf i w ogóle nie wydawał się byc zainteresowany tematem aż do momentu zmiany w człowieka ( a to i tak raczej dlatego, ze czuł się samotny). Jakby przedstawiono nam Casa tak jak teraz Hankę to chyba nawet 3 odcinków by nie zabawił. Serio, wyobraźcie to sobie.... jakby po obejrzeniu filmu z pizzermanem powiedział " o matko! mam penisa! musze go natychmiast użyć! zegnajcie przyjaciele, zrozumcie, misje misjami, ratowanie świata ratowiem, no ale... PRIORYTEEEEETYYYYYYYYYYYYYY!!!"... ;D hłe hłe
"Ona zachowuje się wręcz nienauralnie, jakby nagle dostała jakiegoś dziwnego ataku swądu w kroczu "
Kwikłam :D
"I to wszystko - ten dziecięcy Cas o twarzy Lolity i wyuzdana Haneczka sprawiają, ze całosc ma wyraz molestowania seksualnego."
Biedny Cas chyba nigdy nie doczeka się miłych wspomnień związanych z seksualnością.
-wizyta w burdelu - był zdenerwowany, nie chciał tego
-porno - nie wolno mu o tym rozmawiać
-Meg - zarzucała go seksualnymi aluzjami a potem pocałowała tylko po to, by zdobyć jego broń
-Daphne - ożenił się z kobietą, której nawet nie znał, choć nie ma dowodów na ich życie seksualne
-April - był wtedy zagubiony, a później dowiedział się, że jego pocieszycielka od początku chciała mu zrobić krzywdę
-Hanna - prawdopodobnie pod wpływem jakiegoś zaklęcia żądzy całuje go bez pozwolenia i pokazuje mu się nago
Niech Cas w końcu zazna przyjemnego seksu(najlepiej z Deanem, opcjonalnie z jakimś innym panem, co się będziemy ograniczać do kobiet), bo biedaczek musi być skołowany. Jego największy idol(Dean) tak się zachwyca tym seksem, a tymczasem dla Casa to tylko kolejne powody by czuć się źle.
Fakt, jak się tot ak zestawi to dościwadczenia Casa z kobietami są jeszcze bardziej żałosne niż Winchesterów razem wziętych.
Z Daphne do niczego nie doszło, pierwszy raz był ewidentnie ze Żniwiarką.
Lubiłam jego relację z Meg mimo wszystko - ona go trochę deprawowała ( ale w dobrym stylu), a on wzbudzał w niej empatię. Dlatego to było fajne, bo niosło obietnicę, że mogą fajnie na siebie intrygująco nawzajem wpływać. To był też dobry zalążek rozpisania jakiejś ciekawzej , dłuższej, romantycznej, lub nie, damsko męskiej relacji w serialu. No ale... it's Supernatural, Man's World i te sprawy, więc bohaterowie zawsze muszą być na dnie. :)
Ciekawa jestem jak sprawa z Cashanką się potoczy.
Dean i seks... wiesz, prawie 40 letni koleś ( ile on w końcu ma 35 czy 37? I czy pobyt w piekle się jakos do tego dolicza? ;P) kupujący na stacjach benzynowych gazetki z nagimi paniami to nic porywającego :) To raczej smutne.
Weź mnie nie dobijaj, bo on ma tyle lat co ja (35, a nie 40 ;P).... Ale z tym stażem z piekła - 40 latek ekstra, to to dziadziuś jest po prostu. A w tym wieku już tylko gazetki pozostają.
Patrząc na to od tej piekielnej strony, to Sammy już nawet za gazetki brać się nie powinien... W końcu 32 +180 daje wiekowość a'la Lestat z "Wywiadu z wampirem".
Przepraszam za tak długą przerwę. Ciąg dalszy następuje:
STRUKTURA NARRACYJNA CZ. III
2. Castiel, czyli Somewhere, over the rainbow i Ten Obcy (2/2)
Dorotka , czyli w pogoni za białym królikiem
Podobnie jak Sam był naszym „przewodnikiem”, który wprowadzał widza do świata głównej fabuły, tak Castiel, przynajmniej początkowo ( w założeniu), jest naszym ( jak i braci) przewodnikiem po nowej, rozszerzonej o postaci aniołów i koncepcję Nieba, mitologii opowieści.
Jednocześnie Castiel , jako kosmita ( wyobcowany, Inny) przybywający na Ziemię, pozwala nam na określenie sytuacji z nowej perspektywy . Poznając świat Winchesterów z punktu widzenia wyalienowanego Innego powtarza on strukturę z początku serialu, czyli motyw wprowadzenia widza w oś główną fabuły. Tym samym pozwala nam na jeszcze jedno, tym razem „odświeżone”, przyjrzenie się sytuacji braci ( jak i całemu światu przedstawionemu). Jednocześnie wprowadza zarówno nas jak i bohaterów w „w nowy świat” ( Niebo) i dzięki tej podwójnej funkcji staje się łącznikiem braci ( i widzów) między dwoma wymiarami, podobnie jak w przypadku Dorotki z Czarnoksiężnika z krainy OZ.
Castiel jest nie tylko poza światem znanym Winchesterom, ale również poza narracją charakterystyczną dla Supernatural. Dynamiczny, linearny rozwój tej postaci, przeciwstawiony repetycji jakiej poddawani są bracia, sprawia również, że fabuła staje się mniej przewidywalna.
Kluczowa dla zrozumienia jego motywacji jest znów postać Deana, w kontekście której zachowania Castiela , jako „tego obcego”, którego nie możemy zrozumieć, są nam tłumaczone. Dean obserwuje, poznaje i stara się zrozumieć Casa ( mimo iż nie do końca leży to w jego naturze), szukając z nim jakichś wspólnych, a wraz z nim robią to widzowie.
Jeśli przyrównać relacje między wszystkimi trzema bohaterami dramatu do konfliktu znanego nam z Sherlocka – Castiel byłby postacią podobną do Irene Adler , będącą w rzeczywistości wariacją na temat głównego bohatera ( co ciekawe, zarówno Irene jak i Castel są wariacją na temat męskich, głównych bohaterów w swoich uniwersach, nie będąc jednocześnie sami postaciami męskimi) i jednocześnie obiektem jego fascynacji na różnych płaszczyznach ( u Sherlocka dominantą jest natura intelektualna Irene, u Deana – Cas jako idealny żołnierz ). Dostajemy tym samym pewien rodzaj narracyjnej „incepcji”, Sherlock tłumaczy nam bowiem zachowania „wariacji na temat samego siebie” przekazując nam swoje konkluzje poprzez postać Watsona, co przenosi historię na zupełnie inną płaszczyznę.
Z biegiem czasu, gdy Castiel coraz bardziej uczłowiecza się i przechodzi silne zmiany ( zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne gdy staje się tymczasowo człowiekiem) coraz częściej wykazuje zachowania charakterystyczne pierwotnie dla Deana. Im bardziej Castiel się „ucieleśnia” tym bardziej bohaterowie mogą się „ w nim przejrzeć” – nawet jeśli nie czynią tego oni sami, na poziomie fabularnym, czynią to widzowie – poprzez porównanie zachowań.
Fakt ten jeszcze mocniej przybliża Casa do postaci Irene, nie tylko ze względu na funkcję jaką Irene pełni w tekście, ale też ze względu na stopień emocjonalnego zaangażowania w postać na poziomie jej charakteru (poznajemy więcej wspólnych i konotacji między bohaterami) . Oczywiście zachowania i decyzje Casa związane są częściowo z relacją uczeń – mistrz , jednakże na płaszczyźnie samej struktury widzimy, że Castiel staje się swego rodzaju lustrem dla bohatera, który jest w centrum akcji, co pogłębia konflikt i zwiększa dramaturgię relacji między nimi.
Oczywiście sam Castiel nie jest Deanem, ale w swoim własnym, równoległym wątku podejmuje on początkowo niemal tak samo ważne decyzje jak Winchester dla rozwoju całej fabuły . Decyzje jednej strony nie pozostaną bez wpływu na stronę drugą. Jeśli przyjmiemy, ze Dean jest osobą decyzyjną nadrzędną w tym wypadku, tak Cas będzie dla niego punktem odniesienia nadającym dynamikę ( na zasadzie trybików w zegarku). Tym samym ze zwiększoną ciekawością śledzić będziemy decyzje bohaterów postawionych przed takimi samymi lub podobnymi problemami, ponieważ w rzeczywistości dostajemy kilka możliwych odpowiedzi na to samo pytanie.
Z racji jednak faktu, że dynamika na linii Cas – Dean jest silnie zróżnicowana, tak i tutaj, w miarę rozwoju postaci, Castiel nie pozostaje bohaterem jednoznacznym. Sytuacja zmienia się szczególnie gdy traci on swoją „decyzyjność” i zostaje „bezsilnym” człowiekiem. Ucieleśniając się, przyjmując w końcu męskie ciało jako własne, paradoksalnie, nie staje się wcale mężczyzną, wręcz przeciwnie – poprzez swoje zagubienie w świecie, niezrozumienie jego zasad, nie ma w sobie nic z męskiego stereotypu. Nawet utrata dziewictwa jest na nim jakoby wymuszona i nie podlega jego decyzji. Jeśli więc chwilowo stracił swą anielską nieokreśloność płciową, to stracił również męską siłę „Żołnierza Boga”. Paradoksalnie jako człowiek - mężczyzna wciąż plasuje się na pozycji zarezerwowanej bardziej dla kobiet w strukturze fabularnej. Dean w odniesieniu do takiego „ubezwłasnowolnionego” ludzkim ciałem Casa staje się figurą męską i nie tylko decyduje po części o jego losie poprzez podjęcie drastycznej i krzywdzącej decyzji ( przy czym jest to decyzja iście matczyna względem Sama), ale stara się Castielem w tej sytuacji zaopiekować w męskim stylu, a przynajmniej w jego mniemaniu – powinien to zrobić ( wiecie, jak prawdziwy facet opiekujący się bezbronnymi kobietami – bo dzieckiem jest Sam więc nie kolidujmy ;D) - dlatego w miarę możliwości wraca i stara się okazać własne wsparcie i prosić tym samym o wybaczenie.
Wspomniana na początku „rozdziału” Dorotka, prócz funkcji wprowadzającej do opowieści, ma jeszcze jedną konotację – w literaturze queer ( nie bez powodu Charlie udaje się właśnie do krainy Oz) odnosi się ją jako przewodnika będącego przepustką do wyidealizowanego świata fantazji, będącego ucieczką od trudnej, niemożliwej do przyjęcia rzeczywistości, w którym zmieniają się reguły gry i który kusi obietnicą szczęśliwego zakończenia, pomimo ciężkiej drogi jaką przebyć muszą bohaterowie ( czego symbolem jest utwór „Somewhere over the rainbow” wyrażający chęć i niemoc powrotu do domu – a czy przypadkiem wszyscy bohaterowie SPN nie chcą się udać do jakiegoś, wyidealizowanego i niemożliwego, „domu”?) .
Oczywiście w uniwersum SPN nie ma mowy o happy endzie ( przynajmniej jak na razie) , a wszelkie oczekiwania bohaterów zawodzą – zarówno (podświadome czy nie) Deana i Sama co do możliwości „anielskiego zbawienia” jak i oczekiwania Castiela wobec ludzkości , czy samego rodzaju anielskiego, co stawia ich wszystkich w jeszcze bardziej beznadziejnym położeniu niż dotychczas. Niczym w Alicji w Krainie Czarów rzeczywistość bohaterów zaczyna coraz bardziej stapiać się i wykrzywiać , zacierając granice między „Innością” a „normatywnością” ( w rozumieniu samych bohaterów czyli ich systemu wartości i dążeń).
Podobnie jak bohaterowie” Czarnoksiężnika z Krainy Oz” byli nieprzystosowani ( przy czym byli również daleko poza stereotypem jakim można było ich charakteryzować, ale o tym później), a Dorotka jako Inna pozwalała im zaakceptować siebie i poprowadziła do zwycięstwa, tak samo Ten Obcy- Castiel unaocznia, ale jednocześnie sankcjonuje inność braci Winchester. Tym samym , Team Free Will, wyrzucony poza nawias norm, również tych panujących w samym uniwersum , działający na własną rękę i poza schematem jest niczym drużyna Dorotki walcząca o swoje racje w uniwersum Czarnoksiężnika.
Sam i Dean wyalienowani są na wielu płaszczyznach i funkcjonują na zasadzie balansowania na marginesie tego co uznajemy za normę ( założenie rodziny, praca, miłość, dążenie do zbudowania czegoś). Castiel zaś, , nie tylko jest wyrzucony poza nawias ziemskiego społeczeństwa jako Inny i Obcy, ale jednocześnie, im dłużej przebywa na Ziemi, tym bardziej staje się Obcy dla własnego rodzaju . Wprawdzie w oryginale Dorotka wraca do swojego świata by zaakceptować jego opresyjne reguły , ale już w Powrocie do Krainy Oz ukazana nam jest jako osoba, w której zmiana, jaka nastąpiła jest tak drastyczna, że nie pozwala jej na bycie częścią społeczności. Podobnie dzieje się z Alicją po powrocie z Krainy Czarów. Ta zmiana jest nieodwracalna zarówno dla Deana jak i Castiela , którzy dążą do bycia częścią społeczeństwa, ale świat zarówno jednego jak i drugiego już dawno się rozleciał, a przyjęcie reguł jakie zastali może być tylko rozwiązaniem tymczasowym.
Dlatego min. relacja między Deanem i Casem jest odczytywana jako tak silna – oboje są w jakiś sposób inni i nieprzystawalni, oboje pośrednio "nakręcają" fabułę własną relacją. Sam pełni tu rolę raczej pewnego relatywnego łącznika jeśli chodzi o tych dwóch bohaterów (choć nie jest to oczywiste na pierwszy rzut oka).
* Wspomniana przeze mnie w akapicie o „Człowieku, który spadł na ziemię” dziewiczość Casa staje się tu dodatkowo podwójna , a nawet potrojona – nie tylko wprowadza sam siebie do nowego świata, ale wprowadza również zarówno widzów jak i bohaterów w nowy wymiar historii, w nowe uniwersum – czyli w nowe pole doświadczeń. Co więcej, gdy w końcu staje się człowiekiem powtarza motyw zmiany i „pierwszego razu” ( metaforycznie i dosłownie), gdyż jako istota cielesna musi skonfrontować się z zupełnie nowymi wyzwaniami.
Chciałam jeszcze do tego dołączyć mały wykresik, niestety nie wiem czy zadziałą link:
http://zapodaj.net/b74406d748c06.jpg.html
Przeczytałam Twój post od razu, jak tylko go zobaczyłam i chciałabym odpisać coś mądrego i twórczego, ale mózg mam zlasowany domowymi obowiązkami, świętami, dziećmi i po prostu w mojej głowie niewiele więcej się mieści. Dlatego odpisuję cokolwiek, żebyś wiedziała, że czytam :D, choć wiem, że niekoniecznie (a na pewno - nie wyłącznie) dla mnie to piszesz, to myślę, że miło jest, gdy ktoś doceni :)
A ja doceniam, zarówno wkład pracy jak i wiedzę (której pokłady są bardzo widoczne pod interpretacją). Szczególnie przykuło moją uwagę to, co piszesz o Dorotce. Cass mniej mnie kręci, ale tak ogólnie fascynuje mnie możliwość dokonania tak pogłębionej interpretacji dzieła na wskroś popkulturowego (mam na myśli teraz SPN, nie "Czarnoksiężnika"). Z Twojej analizy wynika (przynajmniej dla mnie), że SPN balansuje na granicy sztuki, że również stwarza możliwość przeżycia katharsis.
Może to, co właśnie napisałam jest jakąś obrazoburczą teorią, może wręcz przeciwnie - czymś absolutnie oczywistym. Nie wiem, moje wykształcenie jest z zupełnie innej dziedziny. I nigdy jakoś specjalnie się nad tym nie zastanawiałam, ale zawsze ceniłam te książki/filmy, które niosły w swoim przekazie "coś więcej", niezależnie od tego, czy były z wysokiej, czy z niskiej półki. Nie wystarczała mi opowiedziana historia, chciałam w losach bohaterów doświadczyć ułamka siebie, swoich dylematów - i czasem znajdowałam to w baśniach, książkach dla dzieci, czasem w literaturze fantasy, a czasem u Cortazara czy Shakespeare'a. Okazuje się (o czym wcześniej wiedziała chyba tylko moja "dusza", nie męcząc tymi informacjami niepotrzebnie rozumu ;) ), że i w czymś, co początkowo zapowiadało się na średniej klasy horror można to "coś więcej" odnaleźć. Ciekawe, czy taki był zamiar twórców, czy wyszło im mimochodem? :D
Dzięki wielkie za ten komentarz :) Właśnie się zastanawiałam, czy moja analiza z ostatniego tekstu nie była zbyt długa , zamotana i męcząca. Ale starałam się jak najbardziej klarownie wszystko opisać.
Jeszcze wrócę do Sama i Deana ;)
Im bardziej się w to zagłebiam tym bardziej SPN wydaje mi się zupełnie unikatowe jako dzieło popkultury ( i ewidentnie pod tym kątem niedocenione). Dobrze się go interpretuje bo tez bazuje na wielu kulturowych kliszach, które bardzo świadomie rozbija i się nimi bawi ( właściwie to niemal popkulturowa biblia klisz i znaczeń).
Jeśli chodzi o Dorotkę - niestety nie moge znaleźć swoich notatek , ale ogólnie w zasadach amerykańskiego scenopisarstwa jest konkretnie nazwana postać, która jest przewodnikiem po nowym uniwersum. Także tutaj scenarzyści musieli być choć częściowo świadomi wprowadzania takiego bohatera. Jednakże sama postać Dorotki w popkulturze funkcjonuje jako właśnie pomost do innego wymiaru i ma bardzo queerową konotację ( jako figura będąca "poza systemem" i negująca dotychczasowy porządek rzeczy).
Co do innych elementów - nigdy nie ma pewności jak to naprawdę było, serial jest pisany dośc na bieżąco i należy zakładać, że po prostu częśc interpretacji scenarzyści "ogarniają" już po reakcji publiczności i podczas emisji, część wprowadzają świadomie na zasadzie eksperymentu etc. . Jednak zdecydowanie trzymają pod tym względem rękę na pulsie.
NIe wiem na ile operujesz angielskim, ale udało mi sie znaleźć dwa akademickie, profesjonalne periodyki online poświęcone właśnie Supernatural i queerowemu, subwersyjnemu odczytywaniu w nim tekstu.
Nie jest to nowa publikacja, bo skupia się głównie na shippingu Wincestu, ale sporo rzeczy, które zostały tam uwzględnione odnosi się do całości serialu. Zaś sam wstęp - "Love! Valor! "Supernatural"!" ( tak, tytuł w ogóle nawiązuje do filmu o tematyce gejowskiej) jest swego rodzaju krytyką potraktowania fanów przez producentów w nawiązaniu do odcinków "Sympathy for the Devil" i "The Real Ghostbusters". I co ciekawe - wydaje mi się, ze w "Fan Fiction" scenarzyści poprawili własciwie wszystkie wytknięte w tekście potknięcia :)
Więc pewnie jakoś sami to analizują. Wiesz, przy takim serialu praucje ogrom specjalistów , każdy ma inny zakres zadań i w sumie część osób pewnie zdaje sobie sprawe z meta textu w serialu, częśc pewnie mniej. Jakkolwiek na samym początku show raczej wątpię aby to było bardzo świadome mimo, ze przecież zarówno postacie Deana i Sama były zbudowane w oparciu o nawiązania do innych dzieł ( ponoć w oparciu o "On the Road" Kerouaca co jest o tyle ciekawe, że jesli faktycznie postać Deana oparta jest o Deana Moriarty to bardzo zmienia kontekst wszystkiego) jak i przecież sama zabawa z mitologią i demonologią to już zabawa z kodami kulturowymi. Mimo wszystko pewnie twórcy nie spodziewali się, ze może to urosnąć do tak epickich rozmiarów.
Mam nadzieję, ze linki zadziałają:
http://journal.transformativeworks.org/index.php/twc/issue/view/5
http://journal.transformativeworks.org/index.php/twc/article/view/30/36
Niewątpliwie Dean jest osią opowieści. Razem ze swoimi zasadami moralnymi jest punktem odniesienia dla innych postaci. Wokół niego wszystko się kręci.
No może po aferze z Gadreelem i byciem demonem, trochę zszedł z piedestału. Zresztą takie drobne upadki - wstyd z powodu "złamania się w piekle" - już wcześniej się zdarzały.
Tylko w takich momentach słabości, Sam ma okazję być czymś więcej niż młodszym bratem. Jednak pomimo wielu prób jeszcze nie udało mu się być równorzędnym partnerem. Bracia byli najbliżsi partnerskiej relacji w momencie, gdy Sam przed skokiem w czeluść, wymógł na Deanie "emeryturę z Lisą". Zresztą w życiu chyba nie istnieją idealne, sprawiedliwe związki.
Może Dean jest "męskim władcą spojrzenia", ale po tymi wszystkimi warstwami (Cool Guy, Nowy James Dean), dla mnie Dean jest jak kobieta.
Po pierwsze matkuje wszystkim dookoła, zwłaszcza Samowi. W swojej nadopiekuńczości jest czasem tak toksyczny jak Gemma Teller z "Sons of Anarchy" - motocyklowa mamuśka, która broni niepodzielności "Klubu" i rodziny za wszelką cenę, posuwając się do kłamstw, hipokryzji, a nawet morderstwa.
Nie zrozumcie mnie źle, dzięki temu jest najsilniejszą postacią w serialu. To na nim wszystko spoczywa, stąd to wieczne poczucie odpowiedzialności / winy.
Po drugie, już na początku Dean naciska na Sama, żeby go nie porzucał jeśli uda im się rozwiązać sprawę Żółtookiego. Takie kurczowe trzymanie się więzi pomiędzy rodzeństwem, strach przed zmianami, które niesie dorosłe życie (opuszczenie domu, założenie własnej rodziny) to powtórka z "Małych kobietek", gdzie Dean jest jak Jo - urocza, pełna fantazji siostra, która chce wszystkich utrzymać przy sobie.
O związku 'romantycznym' z Cassem nie bedę pisać, bo nie czuję się kompetentna, ale abstrahując od aspektów erotycznych, ich przyjaźń wygląda tak, że raz na jakiś czas każdemu z nich przypada rola porzuconej żony. Dean był porzucony w trakcie współpracy Cassa z Crowleyem, a potem przy okazji Naomi i ucieczki z tabliczkami. Cass-człowiek został wyrzucony z bunkra, Demon!Dean wybrał Crowleya itd.
Może ta "damska strona" wymieszana z imagem a'la James Dean, sprawia że Dean - podmiot opowieści, jest bardziej popularny i więcej kobiet się z nim utożsamia, łatwiej wskoczyć im w "jego buty".
Nie przypisałabym Samowi jedynie roli biernego obserwatora. Może decyzje, które podejmuje w większości przypadków trzeba rozpatrywać w odniesieniu do tego jaką postawę prezentuje Dean, jednak 'rodzinny bunt', kolejne odratowanie Deana, lub świata ma doprowadzić Sama do normalności, albo przynajmniej do spokoju. Bo Sam, który wprowadza widza do opowieści jako "normalny chłopak", pomimo najszczerszych chęci, nigdy normalny nie był. Już na stracie przytrafiło mu się piętno Azazela, które właściwe, aż do rozróby z Michałem Archaniołem (gdzie Dean również okazał się wyjątkowy), czyniło z Sama rodzinnego freaka, istotę nadnaturalną i problem, który Dean musi kontrolować. W sumie młodszego Winchestera można porównać do szczenięcej wersji Clarka Kenta ze "Smallville". Dziwne zdolności to nie dar, a przekleństwo, powód do bycia odrzuconym przez społeczeństwo, a nawet rodzinę. Niestety próby użycia "piekielnych zdolności" w dobrych celach prawie zawsze (oprócz słynnego skoku do dziury z klatką), kończyły się dla Sama porażką. Gdy opowieść koncentrowała się na tym, wówczas to Sam stawał się centralną postacią, a na Deana przenosił się obowiązek bycia obserwatorem, chociaż narracja jest zawsze prowadzona z jego punktu widzenia. Właściwie bracia naprzemiennie wymieniają się rolami obserwatora i tego, którego decyzje napędzają zdarzenia.
Pomimo tego, że Samowi przytrafiają się różne dziwne rzeczy (Lucyfer / Gary Frankle / Ezekiel), pomimo tego, że ma wewnętrzną potrzebę "życia z daleka od tych wszystkich dziwactw", mimo tego że popełnia błędy, których naprawienie wymaga bardzo dużo wysiłku, to Sam zawsze wraca, żeby pomóc Deanowi. W tej kwestii jest bardzo podobny do wcześniej wspomnianego Watsona.
A potrącenie psa, nieszukanie brata? No cóż Watson się ożenił, co Sherlock potraktował po części jako zdradę. Sam nawet nie miał szansy na to, żeby popełnić taki błąd.
Co jeszcze braci różni od siebie? Ponieważ w ich związku to Dean jest "sterownikiem", przywłaszczył sobie monopol na osądzanie brata i wszystkich dookoła. Sam zanim coś palnie, stara się zrozumieć, chociaż raz na jakiś czas kończy mu się cierpliwość i bywa okrutny. Jako, że jest "specjalistą od upadków" (chyba tylko Cass, ma więcej wtop na koncie) Sam jest mniejszym hipokrytą, niż jego straszy, "nieomylny" brat. Jest też w jakiś sposób "staroświecki". Mniej się nad sobą rozwodzi niż Dean, który ponoć nie lubi rozmawiać o swoich uczuciach, a są one co chwila przedmiotem rozmów. Nie sądzę, żeby Sam siedząc na przeciwko Eliota Nessa usłyszał, że marze się jak dziecko. Jak przychodzi co do czego jest niemiłosierny dla siebie, czym bardzo przypomina mi mojego nieżyjącego dziadka ( stara przedwojenna szkoła ;) Pewnie dlatego bardziej go lubię... chociaż bardzo lubię obu tych 'idiotów'.
Masz oczywiście ogrom racji. Ja też uważam , ze Dean jest kobietą ( dlatego to jest właśnie takie ciekawe i intrygujące , bo pełni on jednoczesnie klasyczną rolę "męskiego władcy spojrzenia", niby jest facetem, ale to nie jest męska figura) i matką dla Sama ( bezwarunkowa miłość jaką go darzy) :) Dojdym do tego później :)
Co do normalności/ wyjątkowości Sama - tak, owszem, Sam jest wybrańcem. Jednakże utożsamienie się z nim na początku opowieści działa na zasadzie podobnej do tej jaką mamy w przypadku np. Harrego Pottera, albo bohaterki Igrzysk Śmierci. Czyli niby zwykła osoba w zwykłym społeczeństwie, która nagle okazuje się znacząca dla losów świata. Z tym, że oczywiście w przypadku SPN chyba nikt nie chciałby być na miejscu Sama. ( a to już inna kwestia, ze twórcy bardzo ładnie rozbijają tu takie stereotypy i przesuwają znaczenia). To właśnie jest to "idealne EGO" ekranowe - czyli postać ma teoretycznie cechy z którymi możemy się utożsamiać, ale jednocześnie jest kimś jakby bardziej i więcej :)
Jesli chodzi o podejmowane przez Sama decyzje - może na pierwszy rzut oka wyglądają one na bardzo niezależne, ale wydaje mi się, ze jednak wszystkie są podejmowane w odniesieniu do postaci Deana ( bo też Sam nie ma za bardzo innej możliwości, Dean w całej narracji jest niczym 'nieruchomy poruszyciel" i motor napędowy, nic nie może zadziać się bez niego). Owszem, ma czasem przebłyski samostanowienia, ale większośc decyzji jakie podejmuje jest w sumie po to, by zmusić starszego brata do działania i podjecia kroków napędzających akcję ( lub powrotu do akcji). Jesli więc ucieka przed nim, buntuje się, czy naraża własne życie, to przypomina raczej klasyczną "damę w opałach " ( motyw używany po to, by zmusić głównego bohatera do podjęcia działań). Oczywiście nie jest to wszystko bardzo stałe, w rozwoju akcji czasem sytuacja się zmienia, co tworzy ciekawą dynamikę między bohaterami.
Tak połowicznie podsumowując : Sam pełni cześciowo rolę sidekicka ( ale nie jest to sidekick konwencjonalny, zaś działa bardziej na prawach krytycznego Watsona niż zakochanego w kompanie Sancho Panzy), choć zbudowanego tak, że jego rola na pierwszy rzut oka nie jest taka oczywista ( nie jest "podnóżkiem" głownego bohatera, jego rola nie jest zredukowana jedynie do bycia towarzyszem idealnego bohatera, to pełnoprawna postać opowieści ) , zaś cześciowo spełnia funkcję "damy w opałach".
Nie zgodze się jedynie, ze Dean jest obserwatorem - on nie interpretuje zachowań Sama. Dean kocha brata bezwarunkowo i tez nam, widzom,każe go przyjmować takim jakim jest bezdyskusyjnie.
Oj tak Samantha jest zdecydowanie, dosłownie i w przenośni "damą w opałach" o czym twórcy przypominają prawie w każdym odcinku. No może jeden na trzy obywa się bez duszenia Sammiego ;) Może w obecnym sezonie sytuacja się trochę zmieni, skoro Dean ma prawo do niestabilności i okazywania słabości ze względu na znamię.
Trochę się podroczę w sprawie tej bezwarunkowej miłości Deana do Sama. Zupełnie tak tego nie widzę. Dean stawia masę warunków i jeśli coś spieprzysz, będzie Ci to wypominał do końca świata, nawet jeśli to coś było od ciebie zupełnie niezależne (np słynna utrata duszy). Dean zdecydowanie interpretuje zachowania. Jeśli ktoś ( Sam, Cass) utraci jego zaufanie skazuje się na niełaskę. Wiadomo, że Dean nie porzuci swojej rodziny / przyjaciół, ale nie raz wykona słowy facepalm (chociaż bardziej, to wygląda jak cios w nerkę), który dla Sama i dla Cassa był główną motywacją do zamykania piekła i nieba. Wszystko po to żeby odzyskać zaufanie Deana (Królowej Matki ;)
To takie moje nieprofesjonalne podejście do pojęcia obserwatora, który jest głównie nieprzychylnym krytykiem.
Znaczy wiadomo, ze ja upraszczam nieco i odnosze się głownie do schematów jakie obowiązują w narracjach ( inaczej byśmy się pogubili w interpretacji). Postacie są na tyle dobrze skonstruowane, że wszelkie cechy są w nich wymieszane, masz oczywiście sporo racji, jednakże w tym wypadku staram się patrzeć na te cechy i motywy , które są moim zdaniem dominujące.
Oj tam, Dean robi matczynego foszka, ale to nie znaczy, że nie kocha Samanthy bezwarunkowo :)
Ogólnie w psychologii istnieje schemat rodziny, w którym występuje figura matki i figura ojca. Figura ojca ma za zadanie dawać dziecku zadania , które to ma wypełniać i w ten sposób zyskiwać szacunek i miłość figury ojcowskiej ( tutaj idealnym przykładem takiej relacji jest w SPN John - Dean). Kiedy dziecko nie wypełnia zadania, czuje, że traci własną podmiotowość. "Ojciec" jest tym , który "za złe karze, za dobre wynagradza". Figura ojca jest punktem, do którego dąży w procesie konstytuowania własnego JA, przy czym nigdy nie jest w stanie w pełni figury ojcowskiej usatyswakcjonowac, zaś figura ojcowska nigdy nie wybacza - w tym momencie dochodzi albo do pogodzenia się dziecka z sytuacją i "pójścia włąsną drogą", albo do wypaczenia osobowości. W patologicznej relacji tego typu odrzucenie jest tak silne ( głównie w mniemaniu dziecka, przy czym przyczyną odrzucenia moze być sam brak ojca), że poczucie, że zawiodło, determinuje całe jego przyszłe życie, w którym nie może osiągnąć satysfakcji ( wypisz wymaluj Dean i jego tatuś).
Figura matki w tym wypadku obdarza dziecko miłością bezwarunkową. Nie oznacza to braku krytycyzmu, ale funkcjonowanie ideału, w którym "matka Ci wszystko wybaczy", niezależnie od tego czy spełnisz jej wymagania czy jednak ci się to nie uda. Bardziej od osiągnięcia celu przez dziecko liczy się dla niej sam proces, lub próba jego osiągnięcia. (Oczywiście jest to schemat, który w realnym życiu raczej nie realizuje sie nigdy w 100%, z reguły te figury są wymieszane)
W tym kontekście dla Castiela Dean jest bardziej ojcem ( choć w ujęciu tym o którym pisałaś, mianowicie, ze relacja między tą dwójką zbudowana jest na zasadzie "opuszczających się nawzajem kochanków /bo jest!/ to jest to taki raczej taki daddy issues ze strony Casa) , ale dla Samanthy już niekoniecznie.
Dean wykazuje cechy ojcowskie ( Sam chce go zadowolić i mu , przynajmniej do pewnego momentu, dorównać, Dean stawia jakieś warunki, krytykuje itd.), ale niezależnie od tego jakie Sam podjąłby decyzję, Dean zawsze przyjmie go z otwartymi ramionami jesli ten zechce wrócić, nawet jeśli Sam zawiedzie .
Co więcej - Dean zawsze wybierał Sama ponad swoje związki zarówno z kobietami jak i z mezczyznami, ponad miłosny czy przyjacielski interes i ponad wszelką logikę. Ojcowie zazwyczaj są bardziej egoistyczni, albo przynajmniej rozważają jakieś za i przeciw ( prędzej matka wybierze dzieci ponad kochanka, niż ojciec porzuci kochankę dla dzieci, nie mówiąc o tym, ze nikt normalny nie porzuci partnera/partnerki dla brata/siostry ;P ).
Oczywiście wciąż poruszam się w obszarze schematów, ale schematy są o tyle kluczowe, ze są zakorzenione w naszej podświadomości. To właśnie wobec zakorzenionych schematów odnosimy własne interpretacje względem utworów z jakimi mamy do czynienia ( dlatego coś nas dziwi, wydaje się nienaturalne, lub przyjmujemy coś nieświadomie za dogmat mimo, że samo w sobie nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością itd.).
Dobra. Więc Dean stosuje wobec brata "miłość, która ci wszytko wybaczy" ( i przy okazji wypaczy)...
Podoba mi się ta krytycznie bezkrytyczna "matczyna" koncepcja miłości.
A co do schematu: Don Kichot - Sancho Pansa, to twórcy jawnie odwoływali się do Froda i Sama z "Władcy pierścieni", którzy są spadkobiercami pomysłu Cervantesa.
Tyko kto jest tu kim?
Wydaje się, że częściej Dean, to opiekuńczy, pomocny Hobbit Sam. A odpowiednikiem Froda (teoretycznie głównego bohatera sagi Tolkiena) jest Sammy.
Te różne dziwności, które ciągną się za młodszym Winchesterem, determinują starszego do podporządkowania im swojego życia. Także w sumie Dean "motor sprawczy" intrygi jest częściej w pozycji obronnej (musi rozwiązać pojawiający się problem), niż ofensywnej. Nie atakuje pierwszy, tylko się broni, lub mści.
No, chodzi tu o pewną konstruktywną krytykę pobudzająca do działania,w przeciwieństwie do krytyki ojcowskiej skazującej na wieczne potępienie.
Oczywiście nie twierdzę, ze Dean jest matką idealną ;D
Co do układu Frodo- Sam. Charakterologicznie chyba faktycznie trochę tak jest ( słuszne spostrzeżenie), ale w czystej konstrukcji narracyjnej już nie . To Sam i Sammy sa sidekickami , Dean i Frodo nawet jeśli sa bierni w akcji ( a do działania pociągają ich jedynie sytuacje drugoplanowych bohaterów) to wciąż pozostają motorem napędowym ( innymi słówy - ich decyzje są zawsze ważniejsze dla rozwoju akcji , nawet jeśli podejmowane z perspektywy biernej, niż decyzje innych postaci).
Konstrukcja narracji, czyli "usadowienie" bohaterów w szeregu, to właściwie nadanie im funkcji jaką spełniają w opowieści, ich cechy charakteru to osobna sprawa. Oczywiscie mozna się tym bawić, szczególnie jeśli mówimy o serialu, gdzie kwestię znaczeń łatwo zmieniać w oparciu o wypracowane schematy.
Także nawet jeśli charakterologicznie Dean jest bliższy typowemu wspierajacemu sidekickowi, to konstrukcyjnie wciaż pozostaje "włądcą spojrzenia" i "nieruchomym poruszycielem" opowieści, na którego patrzymy trochę przez pryzmat Sammyego, będącego greckim chórem.
Poza tym Dean pomaga Samowi z dość egoistycznych względów ( nie chce zawieśc ojca i boi się zostać sam). Sytuacje jakie ciągną się za Samanthą, jak juz pisałam, są motorem napędowym dla Deana na zasadzie działania "damy w opałach" ( nie zawsze dosłownie jest to ratowanie kogoś, chodzi o "zmuszenie" głównego bohatera do ruszenia tyłka i pociągnięcia narracji do przodu).
Natomiast ta naprzemienna dwuznaczność ma oczywiście miejsce, właśnie manifestując się w jednoczesnym upodmiotowianiu jak i uprzedmiatowianiu Deana.
Jak by nie było (choć "Supernatural" mogło by mieć zastępczy tytuł "Świat według Deana" :), to tak jak pisałyśmy wcześniej bracia Winchester to awers i rewers jednej monety.
http://www.filmweb.pl/serial/Nie+z+tego+%C5%9Bwiata-2005-225833/discussion/Posta cie,2532568
Są jak zrośnięte bliźnięta syjamskie, które mają ochotę się pozabijać, chociaż żyć bez siebie nie mogą.
Myślę, że teraz nadszedł czas na naszego Aniołka Cassa - przyjaciela / przyszywanego brata / kochankę / porzuconą żonę, a co za tym idzie na romantyczne interpretacje - trzy razy rzuciłam solą przez ramię i powiedziałam "no homo" ;P
Zastanawiam się, czy umysły scenarzystów, są w stanie przy dotychczasowym zapętleniu destielowym stworzyć w serialu, który cieszy głównie kobiety (no co my też lubimy sobie popatrzeć), postać kobiecą, która byłaby czymś więcej niż pogotowiem seksualnym (Lisa), pomyłką i klapą (Amelia), siostrą (Jo, Charlie), lub ciocią Klocią a'la Fargo (Jody Mills) i stała się stałym elementem serialu. Najbliższa kuszącego ideału była przewrotna Bela Talbot i fanka Ramones - Pamela Barnes. Czas na jakieś zmiany, bo chłopcy strasznie skapcanieli w tej materii.
Spokojnie do Casa jeszcze dojdziemy :))) ( najlepsze zawsze na koniec), choć w dużej mierze sporo już powiedziałaś - tak , dynamika między Deanem a Cassem jest tożsama z dynamiką wydarzeń przeciętnej opery mydlanej, w której kochanków co rusz rozdziela nowe nieszczęście ( można sobie porównać z Olicity z serialu Arrow ) lub nieporozumienie ( z amnezją/ potencjalną śmiercią na czele :D). Cass pełni więc tak jakby trochę funkcję "love interest" Deana.
Stąd bardziej w tym aspekcie martwi mnie Sammy, mam wrażenie że coś tu dużo postu, niczym mnich na pustyni. :)
Wiesz - co do postaci kobiecych - biorąc pod uwagę, ze główni bohaterowie mają taką mase czysto kobiecych cech, to obawiam się, ze każda jedna nowo wprowadzona bohaterka będzie im robiła konkurencję na ekranie :P
A serio - mam na myśli to, ze skoro kobieca widownia utożsamia się z chłopakami to kobieta / kochanka raczej ich nie usatysfakcjonuje ( chyba, ze są lesbijkami). Myślę, że w ogóle cieżko jest wprowadzić dobrze skonstruowaną bohaterkę do filmu/serialu ( jakiegokolwiek), która nie budziłaby różnych obiekcji przy czym była osoba decyzyjną a nie uzaleznioną od bohatera pipką. Mam wrażenie, ze to trochę wynik tego, że kobiety generalnie lubią oceniać inne kobiety i są tez często po prostu zazdrosne. ( ale o tym moze kiedy indziej).
"Stąd bardziej w tym aspekcie martwi mnie Sammy, mam wrażenie że coś tu dużo postu, niczym mnich na pustyni. :)"
Wygląda na to, że Amelka, to było traumatyczne przeżycie nie tylko dla widowni, ale też dla Sama ;p
Po czymś takim, ciężko wrócić do gry. (Oczywiście jako zołza nabijam się z Amelki)
Ciekawe jakie będą skutki CasHanki?
Hehe, no Amelka... eh...
Skutkiem CasHanki zjedzonej zbyt nagle i w zbyt duzych ilościach może być tylko niestrawność. Szczególnie jeśli sama na siłę pcha ci się do gardła :)
Tzn. prawda jest taka, że aby stworzyć fajną relację romantyczną to potrzeba trochę więcej w serialu niż 2- 3 odcinki ekspozycji i po robocie.
Chociaż szczerze mówiąc pośród damskich postaci królowały demonice: czarna Meg, której nijak nie mogę połączyć z jej blond poprzedniczką (no może poza specyficznym 'Hi')
i blond Ruby - pozująca na demona rebelianta, którą ciężko jest mi sobie wyobrazić w roli "łóżkowej intrygantki" jaką była później czarna Ruby.
W takim wydaniu kobiecość była zawsze czymś mrocznym, grzesznym i niebezpiecznym. A główni bohaterowie jeśli nie były to jedno-nocne rozrywki lokalne, mieli stosunek do kobiet nomen omen demonów, jak mnisi z "Imienia róży"- spalić (Dean), skorzystać z okazji i ewentualne później spalić (Sam).
Tak, tak tak! :D Bo kobieta demon to przecież wynik 19 wiecznej literatury gotyckiej , z której horror jak i wiele motywów współczesnej popkultury bezpośrednio się wywodzi. Femme fatale , wcielenie zła i wodzenie na pokuszenie, zostało w tamtym okresie ukazane dosłownie, tzn. dosłownie wprowadzono pojęcie "kobiety demonicznej". (Najgorsza jej cechą zresztą było to, że miała ponad wszystko własne cele i wolę, a to przecież nie przystoi kobiecie ! ;p)
Tą XIX wieczną, klasyczną koncepcję obrazowania w "Imieniu róży" Eco dość luźno rozgrywa, ale ogólnie trafiłaś w punkt.
Tak kobiety są w SPN generalnie złe, najczęściej samolubne, za to męzczyźni pełnią rolę matek i kochanek. Jestem ciekawa, czy twórcy są świadomi tego co zrobili :D
Przeczytałam wszystko i nie mam nic dodania poza idealnym przykładem do tego:
"Dean wykazuje cechy ojcowskie ( Sam chce go zadowolić i mu , przynajmniej do pewnego momentu, dorównać, Dean stawia jakieś warunki, krytykuje itd.), ale niezależnie od tego jakie Sam podjąłby decyzję, Dean zawsze przyjmie go z otwartymi ramionami jesli ten zechce wrócić, nawet jeśli Sam zawiedzie . "
Toż to idealny opis finału ósmego sezonu. Największym grzechem Sama przy spowiedzi było to, że już nie raz nie dwa zawiódł brata i zamykając piekło chciał się w końcu zrehabilitować. Oczywiście była to misja samobójcza, więc gdy tylko Dean dowiedział się, że Cas przepadnie tak jak Sam, włączył mu się tryb matczyny i zamiast pozwolić dziecku podjąć decyzje samodzielnie, wsadził go znowu pod klosz i zapewnił że nawet bez tego poświęcenia go kocha i nie musi nic udowadniać.
Z jednej strony Dean oczekuje wiele od Sama tak jak John oczekiwał od niego, ale z drugiej boi się go wypuścić w obawie przed samotnością. Przypomina mi to relacje mojego kuzyna z jego matką, która stawia przed nim różne wymagania, ale w ostatniej chwili mu przerywa i mówi mu, że nie musi jej nic udowadniać. I tak w kółko.
"Oczywiście była to misja samobójcza, więc gdy tylko Dean dowiedział się, że Cas przepadnie tak jak Sam, włączył mu się tryb matczyny i zamiast pozwolić dziecku podjąć decyzje samodzielnie, wsadził go znowu pod klosz i zapewnił że nawet bez tego poświęcenia go kocha i nie musi nic udowadniać".
@deathmaster, nie pokręciło Ci się coś w tym zdaniu?
Może miało być tak:
"Oczywiście była to misja samobójcza, więc gdy tylko Dean dowiedział się, że Sam przepadnie tak jak Cas, włączył mu się tryb matczyny i zamiast pozwolić dziecku podjąć decyzje samodzielnie, wsadził go znowu pod klosz i zapewnił że nawet bez tego poświęcenia go kocha i nie musi nic udowadniać".
Bo raczej nad Castielem Dean nie zdążył założyć żadnego klosza ochronnego... Zdążył tylko krzyknąć "Cas" do aniołka, który czmychnął "naprawiać niebo".
Nie, nie pomyliło mi się, choć może źle sformułowałam zdanie i stąd nieporozumienie :) W kwestii klosza cały czas miałam na myśli Sama, Cas był tylko powodem, by ten klosz znowu założyć.
Śmierć Sama była wiadoma już wcześniej i Dean nawet na nią przystawał, bo w perspektywie był wciąż Cas, więc Dean nie byłby samotny. Dopiero po rozmowie w barze popędził do kościoła powstrzymać brata i znowu odciągnął go od krawędzi.
Ja to odebrałam inaczej (domyślasz się, że nikogo nie shipuję ;)
Dean w barze całkiem spokojnie przyjął informację, że Cass może utknąć, a nawet zginąć w zamkniętym Niebie.
Co do Sama, to Dean przeczuwał, lecz nie dopuszczał do siebie informacji, że młodszy braciszek może umrzeć z powodu prób (stąd wizja Sama w szpitalu w "Pac-Man Fever"). Wcale się na to nie godził i raczej te lęki zamiatał pod dywan. Stąd gdy Naomi potwierdziła jego najgorsze obawy, poleciał "na sygnale" ratować brata.
Tu nawet nie chodzi o shipowanie, ja tak po prostu odbieram tę scenę :D
Tą w Pac-Man Fever odbieram z kolei tak, że podobnie jak Charlie musiała w końcu odpuścić i pozwolić matce odejść, tak i Dean musi to zrobić, dlatego zobaczył Sama w szpitalnym łóżku. Z tym że w jego przypadku pozwolić odejść nie oznacza śmierci ;)
Era Carvera daje strasznie dużo możliwości interpretacji danej sceny, kocham ją za to :D
Czyli może się okazać, że oglądamy dwa różne seriale ;D
Ja też to lubię, nie jestem fanem "kawy na ławie".
Na marginesie rolę damy w opałach pełnił też Robin wobec Batmana ;P ( tak jakby ktoś miał wątpliwości dlaczego ludzie czasem zastanawiali się nad istotą tego związku ;))
Na szczęście Sam to świetna charakterologicznie postać ( w przeciwieństwie do Robina) i zależna od Deana na kilku płaszczyznach ( rodzina, miłość, wspólna historia , wspólna misja, w której oboje są tak samo istotni), nie tylko zredukowana do bycia "chórem greckim", albo towarzyszem ( jak towarzyszki Doctora).
Bardzo lubię dynamikę między Deanem a Samem. Dean faktycznie pełni rolę matczyną wobec Sama - wciąż traktuje go trochę jak dziecko, kocha nade wszystko. Chociaż przyjmuje też postawę surowego ojca, wtedy gdy wyrzuca mu niewłaściwe zachowanie, traktuje srogo, nieraz rzuca mu gniewne spojrzenie, które wystarcza, żeby Sammy natychmiast się zamknął albo zrobił niewinną minę ^^ Sam będąc młodszym uciekał, potem próbował wywalczyć sobie równe traktowanie i Dean przyznawał, że popełnia błąd, ale...w dużym stopniu nadal traktuje go jak kogoś, kim trzeba się opiekować. Inna sprawa, że Sam faktycznie często opieki wymaga, jest przecież "księżniczką w opałach" tego serialu ^^
Dean jest bardzo odpowiedzialny i opiekuńczy, widać to też było wobec Lisy i Bena, Castiela, Jo, Charlie... Ogólnie, usiłuje chronić wszystkich.
No i i jest w tej miłości do Sama coś egoistycznego, nie chce dać mu odejść, bo nie chce zostać sam. Wydaje mi się, że opieka nad bratem nadal jest dla niego najważniejszym obowiązkiem, Sammy jest cenny, bo dla niego zginęła jego ukochana matka, a i ojciec wbił Deanowi do głowy, że opieka nad bratem to jego obowiązek. Może Dean ma poczucie, że bez brata jego życie będzie bezwartościowe, że nie będzie już nikomu potrzebny. A może po tym wszystkim, co razem przeszli, nie chce być sam, uważa, że nie da rady samotnie prowadzić takiego rodzaju życia.
Może byłoby lepiej, gdyby Dean miał odskocznię w postaci dziewczyny, nie skupiałby się wtedy tylko na bracie. Brakuje kobiet w ich życiu, silnych, ale jednocześnie "kobiecych", pełnych ciepła. To by im pomogło, ostatnio faktycznie skapcanieli ^^ A przecież ciekawych kobiet przewinęło się tu sporo, więc wierzę, że twórcy potrafili napisać ciekawe postaci i znaleźć dobre aktorki.
Wydaje mi się, że role obserwatora i narratora są w serialu bardzo wymieszane. Jest trochę dziwnie, bo zazwyczaj akcja skupia się na Samie, ale jest prowadzona z perspektywy Deana, bardziej znamy jego odczucia, troski, wiadomo, co robi i o czym myśli. Na początku serialu jest więcej Sama, ale potem odchodzi w cień starszego brata ^^ i już nie bardzo wiadomo, co się dzieje w jego wnętrzu.
Teraz doszło do przeniesienia narracji na Sama, wiemy, że to on troszczy się i martwi o brata, natomiast nie wiemy, co dzieje się we wnętrzu Deana, co z jego zdemonieniem, ze Znamieniem Kaina i co w ogóle w nim się kotłuje.
Co mi się jeszcze podoba - to, że początkowo Sam to niby taki zwyczajny, miły, porządny chłopak, a Dean to zawadiaka, który uwielbia szaleć, taki filmowy "bad boy" :) W miarę rozwoju akcji bracia okazują się nieco inni - Dean jest tym bardziej wrażliwym, emocjonalnym, który znacznie gorzej radzi sobie z wyrzutami sumienia i który tak naprawdę marzy o posiadaniu rodziny, białym domku, żonie i dzieciach. Z kolei Sam jest tym, któremu wyrzuty sumienia mniej dokuczają, który lepiej radzi sobie z wyzwaniami, zachowuje chłodny rozsądek w trudnych sytuacjach, potrafi odejść i nie myśleć o przeszłości.
W sumie Dean jest bardziej poruszający i działa na emocje fanek, może to jedna z przyczyn jego popularności. Taki bad boy o serduszku z masełka ^^ Strasznie mi przypomina Sawyera z "Lost".
Po przeczytaniu Waszych postów doszło do mnie, że Sam i Dean faktycznie zachowują się jak baby i dlatego kobiet w głównej obsadzie nie będzie :/ Choć strasznie bym chciała, żeby twórcy mnie zaskoczyli w tym względzie. Ale fakt, Sam to typowa "dama w opałach" (z takim wzrostem i muskulaturą! :D), obaj niemal co odcinek próbują przeprowadzać "trudne rozmowy o uczuciach", przy czym wciąż bocza się na siebie i nie dogadują, jak w telenoweli ^^ Ich związek trochę kojarzy się z relacją kochanków, którzy nie mogą bez siebie żyć, a ze sobą też nie bardzo, stąd trochę się nie dziwię, że wincest jest popularny ^^
"Sam i Dean faktycznie zachowują się jak baby "
Hehe, no to nie jest do końca tak. Wiesz, ja tu wyciągam po prostu te elementy, które mogą być odpowiedzialne za pewne interpretacje i kierunkują naszym myśleniem na takie a nie inne tory ( co jest bardzo podświadome). Pewnie większości z tych rzeczy anwet sami scenarzyści nie są tak do końca świadomi.
Także nie oznacza to, ze Dean i Sam nie mają cech męskich, chodzi raczej bardziej o to, ze postacie męskie w tej serii przejmują funkcje, które w kalsycznym filmie ( w tym w romansie i melodramacie) byłyby zarezerwowane dla kobiet. Do tego dochodzą pewne cechy nadanego im charakteru i zabiegi fabularne rozbijające stereotypy, wiec w konsekwencji otrzymujemy pozornie meski serial, który jest paradokslanie bardzo kobiecy. To trochę tak jak z postaią Lary Croft. Faceci uwielbiają przecież być Larą :)