Zdecydowanie ma swoje momenty, klimat, a odcinek 5 to małe arcydziełko.
Mój problem polega na tym, że klimat/tonacja serialu jakby nie do końca pasuje do tego co dzieje się na ekranie. W większości produkcji tego typu absurdy nie przeszkadzają, dodają nawet rumieńców i zapadają w pamięć jako coś bardzo pozytywnego, jednak nie w przypadku NS. Gus zabijający całą armię był cool, bo był to gość z mieczem wielkości konia w anime fantasy, Lufy spadający z wieży na sejfie był zabawny, bo One Piece to bardzo luzacka opowieść. Spokojne zmienianie magazynka pod ostrzałem paru gości z automatami było ok w Desperado, bo to pastisz.
Niebieskooki samuraj traktuje jednak swoją narracje śmiertelnie poważnie, historia odbywa się częściowo na tle wydarzeń historycznych i pokazana jest w naturalistyczny sposób co dla mnie mocno gryzie się z takimi scenami. Skakanie ze szczytu wieży w lud grubości 20 cm by przebić go głową, a potem wypłynąć sobie w bezpiecznym miejscu czy siekanie całych armii burzy trochę immersję w wykreowany świat.
Plot armor postaci, które otrzymały trochę character developmentu też rzuca się bardzo w oczy. Przeciwnicy głównej bohaterki tracą kończyny co wpływa na ich późniejsze postępowanie, natomiast nasza protagonistka dostaje kule z muszkietu i parę cieć ale poleży 2 dni i wszystko jest ok.
Ogólnie potrafię zrozumieć co ludziom się tutaj podoba, bo serial ma wiele zalet. Niestety ja jakoś nie mogę pogodzić tego rozdźwięku między powagą narracji i absurdem akcji, że tak się wyrażę, nie czuję też stawki jaka leży na szali z całym tym plot armorem i papierowymi postaciami drugoplanowymi i ostatecznie bądź co bądź nie wynudziłem się jakoś bardzo, ale ekscytacji cała produkcja we mnie tez nie wywołała.