Serial ma wyśmienite tempo, bardzo fajne wymieszanie akcji z momentami ciszy i spokoju. Dialogi, fabuła i postacie dobrze napisane... poza główną bohaterką imo. Scenarzysta zrobił kapke za dużo fikołków fabularnych, by rzeczywistość naginała się do woli Mizu.
- Ringo zawsze znajdujący Mizo gdziekolwiek by nie była
- Mizo została najlepszym samoukiem Samurajem... poprzez podpatrzenie paru ruchów jak była mała, i treningach po nocach napędzanych siłą zemsty i determinacji? Imo to troche za mało.
- Ringo po tym jak przyniósł rannych Mizu i Taigena do Mistrza Miecza, wkurzony, wyrzekając się jej, dzień później nazywa ją znowu mistrzem... co później zostało wyjaśnione, ale ta luka powinna być od razu zapchana xd
- Mizu zdaje sie podlega innym prawom fizycznym i biologicznym, bo inni w obliczu takich ran umierają/kwiczą z bólu, ona zdaje się dzięki feministycznej sile nie ugina się pod taki niedogodnościami i prze do przodu.
- Fowler wbija do głównego budynku gdzie jest Szogun i jego świta jedynie z kilkoma żołnierzami, a cała armia czeka na zewnątrz... po czym jego ochrona umiera, on ucieka, a jego uzbrojona po zęby armia umiera w ogniu. Dosyć... wygodne.
- Mizu brakuje trochę character developmentu, fizycznie jest już OP od 1 odcinka. Zaś co do developmentu mentalnego, to trochę co prawda przestaje się kierować jedynie złością, pomagając innym na swej drodze. Ale finalnie gdy obiecała Ringo, że jedzie do Edo uratować Akimo, to po części to zrobiła, ale nie zamierzała dopilnować tego do końca tylko znowu poszła szukać Fowlera. Po pokonaniu go miast wrócić do przyjaciół, wyjechała sama z Fowlerem szukając pozostałej dwójki. Tak więc na koniec sezonu wróciliśmy do punktu wyjścia. Troche się tu zgadzam z Fowlerem: Spaliłaś największe miasto na świecie.. tylko po to by zabić swoich 'może' ojców, gdzie jeden z nich zgwałcił jej matke, której ona jak sie dowiadujemy nigdy nie poznała? (notabene dosyć szybko zajarało się do całe miasto od jednego małego ognia, kilka minut?) Motywacja jej krucjaty wydaje się nie uzasadniać tych trudów przez które przeprowadza siebie i innych wokół siebie.
Może tak miało być, może miała być jednych z tych bohaterów, którym kibicujesz nie dlatego, że jest dobra, ale dlatego, że jest main character, a reszta to tylko tło i narzędzia do jej pustego celu. Może w kolejnych sezonach zobaczymy jakiś character development pod tym względem.
Pomimo tych wszystkich wad i feministycznego cliche tak wszechobecnym w dzisiejszym kinie, wyrywającego momentami z immersji... podobało mi się i obejrzałem jednych tchem.
No niestety, od piątego odcinka aż do końcówki główna bohaterka dostaje straszny plot armor, który nawet nie jest śmieszny. Wcześniej mogłem nawet uwierzyć w jej umiejętności bo pokazane było, że nie może walczyć z Four Fangs 1 na 4, musiała wykorzystać klify, aby zrównać pole walki do 1 na 1. Na końcu jednak pada z wyczieńczenia i Taigen nie dobija jej, aby ocalić swoje małżeństwo bo jest honorowym samurajem. To się bardzo dobrze kleiło ze sobą, i nie widać było aby Mizu była niezniszczalna.
Kiedy pod koniec czwartego odcinka cała mafia z miasta pojawia się pod burdelem to w głowie (patrząc na to jak w miarę realistyczny i umocowany w rzeczywistości był ten serial) spodziewałem się, że burdel mama i wszystkie kurtyzany zostaną zabite a Mizu, Ringo i Akemi będą musieli uciekać bo nie dadzą im wszystkim rady. Jakie było moje zdumienie kiedy Mizu po prostu wyszła na główną ulicę i zasiekała wszystkich tak po prostu… problem rozwiązany bardzo wygodnie jak widać.
Ale najgłupszy pod tym względem jest jednak następny odcinek, w którym to Mizu przewala się przez całą serię pułapek rodem z Indiany Jonesa, dostaje metalowym prętem w stope i tylko lekko kuleje, może po tym wszystkim utrzymać siebie i Taigena na ścianie trzymając się jedną ręką swojego miecza a potem jeszcze jest ta rana od postrzału Fowlera i upadek do wody z paru pięter…
I tak, masz rację z armią Fowlera, mi też to rzuciło się w oczy, tak jakby ktoś ich wyłączył i zapomnieli mieć ludzkie reakcje na coś takiego jak ogień… bardzo wygodne patrząc na to, że ta armia byłaby inaczej nie do zatrzymania w Japonii a tak to lata przygotowań i łup, wszystko poszło z dymem bo nie odsunęli się w czas od palącego się budynku… 2000 ludzi popełniło jednocześnie tak idiotyczną decyzje…
Dlatego jednak wolę historie Akemi i jej role w tym wszystkim bo jest bardziej satysfakcjonująca i przemyślana. Od kogoś kto nie ma wpływu nad swoim losem do bardzo wpływowej osoby, która porzuca swoje uczucia na rzecz Taigena dla swojego kraju.
Do reszty nie mam się co doczepić, animacja jest piękna i zawiera mnóstwo detali, soundtrack (poza niektórymi wstawkami jak przy treningu w odcinku 1) pasuje jak ulał.
Mam nadzieje, że sezon drugi trochę naprawi Mizu. Pożyjemy zobaczymy.