Zapowiadało się, że będzie lepiej niż w sezonie pierwszym, a wyszło jak zwykle. Po co kręcić 10 odcinków skoro im „dalej w las” tym mniej do powiedzenia. Zamiast wzrostu napięcia serwują nam jakieś „zapchajdziury” rodem z telenoweli, w rodzaju łez, smętnych min i melodramatyczno-bezsensownych dialogów. Zakończenie jak na sensacyjny serial idiotyczne. Na siłę naciągają na następny sezon. Genialny śledczy o umyśle Einsteina do końca serialu niczego nie odkrył i niczego nie wyjaśnił. Nic mu się nie udało. Nawet romans z tą nieszczęsną i irytującą Wasilewską też mu się nie udał. Stenka też irytująca. Całość uratowali Głowacki i Gruszka. Generalnie wyszło trochę słabo.
Zmarnowana szansa. A naprawdę można było napisać świetne zakończenie. Byłam przekonana, że to całe ukrywanie się Kasi ma związek z tym, że była świadkiem lub ma dowody w związku ze śmiercią Marty. A tu lipa - dyrdymały z wnukami na koniec, a Lady Macbeth dalej chodzi wolno i będzie pewnie mordować kolejne niewiniątka. Po co było marnować tyle dni zdjęciowych?
Przecież w tym serialu było dużo do opowiedzenia, sama idea seksty, pełnego oddania guru, wykorzystywania ludzi w takich sektach i pranie mózgu jest mega ciekawą sprawą.
Proszę Szanownej Koleżanki (Szanownego Kolegi?). Ja mam już tyle lat, że takie tematy to przewinęły się przez moje życie tyle razy, że juz nie pamietam. Tematy te wracają okresami i w ramach zwykłej mody na te tematy potrafią nawet sprawić przesyt. Gdy Charles Manson popełnił swoja zbrodnie miałem 17 lat i pamiętam jak temat sekt wałkowany był do , przepraszam "zrzygania". Tak samo jak sprawa sekty Jima Jonesa i jego Świątyni Ludu czy też sekty Davida Koresha. Tak, że filmowa sekta w tym serialiku to mały pikuś, napisana w scenariuszu tak "jak mały Kazio sobie wyobraża".