Już dawno się tak dobrze nie bawiłem przy żadnym filmie animowanym.
Główni bohaterowie są jedyni w swoim rodzaju.
Gburowaty, leniwy, uzależniony od syropu klonowego i bezinteresownie
złośliwy pirat, kapitan Knykieć jest fantastycznie amoralny. Kłamie,
oszukuje i opowiada mocno ubarwione historie na temat swoich dokonań
(zwykle zmyślonych).
Opowieści tych zwykle słucha i naiwnie we wszystko wierzy Flapjack.
Chłopiec, przy którym wystarczy powiedzieć słowo "przygoda" żeby
zapomniał, że jest wykorzystywany do najcięższej pracy i z entuzjazmem
zaczął pranie. Przy tym ma zabójczy śmiech (brawo dla Leszka Zdunia),
którym bardzo łatwo się zarazić.
Do tej rodziny należy również troskliwa wielorybica Bańka, w której
zwykli mieszkać dwaj wyżej wymienieni.
Nie należy też zapominać o mieszkańcach Sztormowa, którzy wspaniale
dopełniają klimat bajki.
A klimat odgrywa tu dużą rolę. Twórcy "Flapjacka" dzięki oryginalnej
grafice stworzyli świat pełen zdegenerowanych postaci, bardzo
kontrastujących z innymi produkcjami Cartoon Network. Cyrulik leczący
wszystkich i wszystko za pomocą amputacji, właściciel knajpy zakochany w
cukierkowej pannie czy wynalazca pływający metalowym wielorybem
napędzanym młodocianymi przestępcami to tylko niektóre z barwnych
osobowości. W dodatku pełno tu ludzi gotowych wydać ostatnie pieniądze
na łyk syropu klonowego (zamiast rumu) lub kufel pełny cukierków
(zamiast piwa).
Idealna pozycja dla każdego, kto lubi lekko abstrakcyjny humor w stylu
Chojraka, Billego i Mandy czy Jam Łasicy.
Swoją drogą jestem ciekawy, kiedy ktoś doda moją aktualizację obsady,
którą zamieściłem trzy miesiące temu.