Lubię seriale Flanagana, ale Nocna Msza powinna była mieć pięć, a nie siedem odcinków. Zaczyna się bardzo dobrze. Mamy piękną, klimatyczną wyspę z północnego wschodu USA, wprowadzenie do małomiasteczkowej, mocno katolickiej społeczności i mroczny sekret. Ale z czasem okazuje się, że scenarzysta dostał chyba zadanie rozwleczenia prostej fabuły w siedmioodcinkowy miniserial, więc zapchał ją nudnymi i pretensjonalnymi religijnymi dyskusjami. I kiedy pryska czar pierwszych odcinków nawet ta ciekawsza fabularnie część okazuje się prostą i mało oryginalną historyjką o wampirach. Taką ktorą widzieliśmy i czytaliśmy już wielokrotnie.