Ogólnie serial bardzo dobrze się ogląda. Ale jako taką bajkę bardziej niż jako prawdziwe kino akcji. Zaplusował u mnie scenami w muzeum, w drugim sezonie, gdzie można podziwiać obrazy mojego ulubionego malarza okresu romantyzmu niemieckiego. Ale są momenty tak bajkowe, że odbierają możliwość realistycznego potraktowania tego serialu. W pierwszym sezonie szczytem żenady było poszukiwanie dysku w chatce w lesie. Tyle zakamarków, tyle potencjalnych miejsc ukrycia tego przedmiotu, ale Peter zupełnym przypadkiem walnął akurat w cegiełkę przy kominku, gdzie ukryty był dysk... W drugim sezonie wymiękłam pod koniec, kiedy Peter i Rose przypadkowo na korytarzu znajdują wszystkie potrzebne materiały do rozpalenia ognia bez użycia zapałek. Liczą się sekundy, a tu stoi sobie wózeczek sprzątaczki, który zawiera potrzebne chemikalia. I zupełnym przypadkiem niedługo wcześniej Rose zostaje wyedukowana przez pana chemika, jak z pomocą tych właśnie substancji wzniecić ogień... Było zrobić palacza z Petera albo Rose i dać im zapalniczkę do kieszeni. No i ogólnie takie angażowanie cywila w akcje FBI... Trochę to bajkowe właśnie. Jestem ciekawa, co przyniesie trzeci sezon.