Skończyłem drugi odcinek. Ilość bzdur jest wręcz przytłaczająca. Co najgorsze - również na fundamentalnym poziomie, co rzutuje na odbiór całego serialu.
Na początek uwaga - nie jestem psychofanem obcego. Widziałem wszystkie filmy, na większości nieźle się bawiłem. Tylko tyle i aż tyle. I dokładnie tego samego oczekiwałem po serialu: dobrej zabawy i chociaż namiastki klimatu.
Poniżej trzy rzeczy z dwóch pierwszych odcinków, które szczególnie negatywnie zapadły mi w pamięć:
1) Pomyślcie o kilkorgu jedenasto- i dwunastolatków z waszego otoczenia. Przypomnijcie sobie ich zachowanie, poziom inteligencji oraz reakcji na różne życiowe sytuacje. A potem wyobraźcie sobie, że zostają oni wysłani (jako poszukiwacze i ratownicy) do ogromnej katastrofy, pełnej ludzkich ciał. Świetny pomysł, nie? Ja wiem, że geniusze często co najmniej ocierają się o szaleństwo, ale decyzja tego młodego wizjonera o wysłaniu pierwszych (i jedynych) bezcennych maszyn z ludzką osobowością w takiej roli jest zwyczajną głupotą. Gargantuicznych rozmiarów głupotą. Przecież nawet wspaniałe, cudowne amerykańskie dziecko, choć w super ulepszonym ciele dorosłego, wciąż będzie po prostu dzieckiem. I będzie reagował jak dziecko na miejscu katastrofy - pełnym krwi, trupów i rozczłonkowanych ciał. Przecież to jest tak absurdalny pomysł, że głowa mała.
2) Medyk budzi się chwilę po tym, jak najpierw ledwo uciekł przed ksenomorfem, a później dosłownie sekundy brakuje, żeby został przez potwora zabity. I co robi nasz bohater po przebudzeniu? Ucieka, chowa się, próbuje wrócić do swoich albo jakoś się z nimi skontaktować? Nie, na widok piłki baseballowej wspomina wspólne chwile z ojcem podczas oglądania meczów. Ba, nawet sobie z nim rozmawia, oczywiście jednostronnie, bo rodzic nie żyje. Nie wiem, może się mylę, ale jak dla mnie jest to tak nierealistyczne działanie, tak idiotyczny fragment scenariusza, że nabrałem podejrzeń o jego autorstwo, czy przypadkiem nie maczał w nim wirtualnych paluszków jakiś chat gtp czy inny AI?
3) Kilku żołnierzy trzyma na muszce androida. Na ziemi leży obcy w worku lub czymś podobnym. Nagle worek się porusza, żołnierze robią krok w tył, nie wiedzą z czym mają do czynienia. Jak w takim momencie powinien zachować się średnio ogarnięty trep? Dwóch trzyma na muszce worek, reszta androida - tak, na mój chłopski, cywilny rozumek byłoby całkiem rozsądnie. Lepiej! Nagle łapa ksenomorfa przecina worek. Nie ma szans, żeby żołnierze tego nie spostrzegli. A co robią nasze wojaki? Nic, zupełnie nic. Jakby tego drobnego faktu pojawienia się obcej łapy zakończonej wielkimi pazurami w ogóle nie zarejestrowali. Nie mam zielonego pojęcia, jak to przeszło najpierw przez klawiaturę scenarzysty, a potem reżyser nakręcił scenę i stwierdził, że jest git. Poza tym potworek jest szybki, ale nie szybszy od kuli. Przecież on leżał, musiał dźwignąć się na nogi, przecinając worek i atakując kilku żołnierzy, którzy stali od niego o dobre dwa metry, z bronią gotową do strzału. Wyszkoleni żołnierze, z palcami na spustach karabinów.
To tak na szybko, świeżo po skończeniu drugiego odcinka. Zero klimatu, tej dusznej atmosfery, niepokoju, dziwnych dźwięków, które stanowiły o sile poprzednich części. Tutaj mamy na razie mdły, nielogiczny serial, w którym za bardzo nie wiadomo, co ma być motywem przewodnim. Relacja siostry z bratem? Walka korporacji o uzyskanie przewagi? Sztampowy do bólu młody, ocierający się o szaleństwo geniusz, który chce stworzyć lepszą wersję człowieka? Pewnie, może fabuła rozwinie się w kolejnych odcinkach, ale na razie, po tym co zobaczyłem, mam wrażenie że oglądam odpowiednik netfliksowego Wiedźmina - choć tam, jako fan, miałem zdecydowanie większe oczekiwania, a co za tym idzie - moje rozczarowanie również było znacznie, znacznie boleśniejsze.