Pod kierownictwem Disneya gwiezdnym wojnom nie wiedzie się najlepiej, trzeba przyznać, ale dajcie spokój. Dostaliśmy kontynuację sagi na poziomie dna, gdzie logika uniwersum jest gwałcona od góry do dołu, fabuła jest brutalną kalką poprzednich części, a całość oparta jest na postaciach odziedziczonych po Lucasie.
I wszystko spoko.
Po czym dostajemy serial, który udało się nakręcić dzięki współpracy z gwiazdą kina, którą jest McGregor, będący akurat w adekwatnym wieku. Jest Vader, pojawia się Quigonn, słowem, każdy wątek, który powinien być poruszony, znajduje się w scernariuszu.
I jest oburzenie. Bo za mało się dzieje, bo księżniczka za długo uciekała łowcom, bo bohaterowie walczyli, ale nie na śmierć i życie.
Ludzie, ja się bałem, że tu mi Darth Maul wyskoczy zza rogu. Że Leia komuś pierdalnie błyskawicami mocy, że Obi Wan się skomunikuje z Lukiem mocą. To by był poziom trzymany przez nową trylogię. A tu był po prostu spoko serialik. Naprawdę nie rozumiem, czemu tyle osób czepia się niesitotnych szczegółów, podczas gdy mało kogo ruszała np. skandalicznie skopiowana fabuła 7 części