PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=779299}

Obsesja Eve

Killing Eve
2018 - 2022
7,5 23 tys. ocen
7,5 10 1 22652
7,5 33 krytyków
Obsesja Eve
powrót do forum serialu Obsesja Eve

Zaczęło się nieźle, ale im dalej tym durniej i naiwniej.
- Wykwalifikowana super-zabójczyni najpierw zostawia żywego świadka, a potem morduje tego świadka w szpitalu co podwaja ryzyko?
- MI5 dla ochrony kluczowego świadka przed zawodowym zabójcą ustawia tylko dwóch zwykłych krawężników i wybiera obiekt szpitalny bez monitoringu? Przecież nawet mimo że nie wiedzą jeszcze jak hardkorowa jest Villanelle - to parodia.
- Eve po wyjściu z toalety i zobaczeniu sceny rzezi wydziera się histerycznie jak ostatnia kretynka podczas gdy zabójca może być jeszcze za rogiem? Rozumiem, że to pracownica biurowa, ale do takich służb nawet za biurko nie biorą chyba ludzi aż tak nieogarniętych?
- Eve nie kojarzy od razu, że osoba którą spotkała w toalecie tuż przed rzezią może być zabójczynią? Poważnie?
- Vilanelle chodzi sobie po Berlinie za Eve jakby nigdy nic, a ta jest chyba ślepa, że jej nie zauważa?
- Vilanelle po wykonaniu zadania siedzi sobie jakby nigdy nic przed salonem masażu, a Niemcy nie obserwują nawet otoczenia?
- Doświadczona szefowa z MI5 do zadania tak skrajnie niebezpiecznego dobiera zbieraninę postaci pasującą raczej do The Office?
- Naprawdę można być tak tępym, żeby nie zrozumieć od razu, że użycie przez Villanelle nazwiska Eve Polastri to jasny sygnał, że wie o ich grupie?

Nie wiem czy ten serial zasługuje na ocenę wyższą niż 4/10. Na plus są tylko scenerie. Przebrnę chyba do końca z obowiązku, ale ilość głupoty obezwładnia.

ocenił(a) serial na 9
prewitt

Ale na serio, oglądając już pierwszy odcinek tego serialu, nie czułeś/aś, że to nie jest konwencja, która ma ambicje oddawać 1 do 1 pracę Brytyjskiej Służby Bezpieczeństwa i że to nie są kategorie, które należy do niej przykładać, żeby się w tym świecie odnaleźć? Że to tylko umowna dekoracja, stanowiąca punkt wyjściowy dla pokazania dynamiki relacji protagonistek? Chyba nawet już w zwiastunie, w którym Villanelle wbija komuś w oko strzykawkę w akompaniamencie jakiejś fancy piosenki, twórcy (nawet nie subtelnie, a dość eksplicytnie) sugerowali, jak mamy do tego serialu podchodzić.
Przecież prawdopodobnie nie spodziewasz się, że ktokolwiek oceniający "Killing Eve" wysoko będzie tu z Tobą dyskutował w ten sposób, udowadniając, że bohaterowie podejmują racjonalne i profesjonalne decyzje, jakich należałoby od nich oczekiwać, gdyby faktycznie byli członkami MI5 lub międzynarodowej organizacji przestępczej?
Ten serial generalnie trudno zakwalifikować do jakiegokolwiek gatunku, bo to ani Bond, gdzie niby wszystko książkowo i na poważnie, ale jednak zabili go i uciekł, ani Naga broń, po której można się spodziewać wyłącznie parodii, ani tym bardziej żadna realistyczna produkcja, która poza wiernością w portretowaniu tropienia zabójców na zlecenie oferuje nam jeszcze dramat etyczny, w którym dobro musi czasem godzić się na mniejsze zło, by zwalczać większe. Z mojej perspektywy to komediodramat, i to absurdu. I nie oczekuję od niego, że będzie czymś, czym z założenia miał nie być.
To jest uzasadniona dyskusja, kiedy mamy do czynienia z nieironiczną u podstaw produkcją, np. niedawną "Anihilacją", która nie bierze żadnej konwencji w umowny cudzysłów, po czym funduje nam szereg scenariuszowych głupot, udając, że naśladuje rzeczywistość sytuacji, w której najpotężniejsze mocarstwo świata usiłuje zapanować nad anormalnym organizmem żyjącym w samym jej środku.
To telewizja rozrywkowa, ale bardzo świeża i niegłupia intelektualnie, jeśli oczywiście skupimy uwagę na tym, co w niej kluczowe, nie na didaskaliach. W pełni rozumiem, że ktoś może na wstępie z oglądania czegoś takiego zrezygnować, bo po prostu nie zgodzi się na reguły świata przedstawionego. Ale tego, że będzie miał o to do twórców pretensje i przekreśli całość jako głupią, męcząc się przez 8 odcinków z obowiązku i wystawiając 4, nie pojmuję. Dla porównania z netflixowego podwórka: "Orange is the new black" też nikt by tak nie cenił, gdyby wszyscy wychodzili z założenia, że sposób zaprezentowania amerykańskiego więzienia niczym wakacyjnej kolonii dyskwalifikuje wszystko, co ów serial ma do powiedzenia na multum pozostałych, o wiele istotniejszych tematów. Dla tych, którzy patrzą na to w ten sposób, powstał np. "Wentworth" - dużo mroczniejszy i brutalniejszy. Mamy dziś o tyle komfortową sytuację, że jesteśmy w stanie wręcz przebierać w filmach i serialach, szukając tego, co najbardziej nam odpowiada.

ex_machina_durejko

Naprawdę doskonale sobie zdaję sprawę czym jest konwencja dziełą filmowego, ale w tym przypadku jest po prostu niekonsekwentna i źle zarysowana. ViIlanelle jest trochę za intensywnie psychopatyczna jak na konwencję rozrywkowej czarnej komedii. Takich osobników nie ogląda się na ekranie z przyjemnością. Ten serial jest rozciągnięty gdzieś pomiędzy serio a żartem, ale jednocześnie źle wyważony. Jest tu zbyt dużo przemocy podlanej psychopatią na rozrywkę, a jednocześnie za dużo bzdur na poważniejszy thriller w konwencji "dobra policjantka vs groźna morderczyni - przekonaj się kto wygra".

W konsekwencje nie udaje się ani jedno ani drugie. To jest za ciężkie i za serio zagrane na czarną komedię, a za głupie na thriller. Szczerze nie obchodzi mnie czy Eve przeżyje ani czy Vilanelle zginie albo zostanie złapana. Dla serialu to zabójcze, jeżeli widza już po kilku odcinkach nie obchodzą losy żadnego z bohaterów. Nie jestem w stanie kibicować Eve, bo jej głupota mnie rozbraja. Już po kretyńskiej akcji w metrze zakończonej finałem w dyskotece nie da się znieść tej irytującej postaci. Nie jestem z kolei w stanie przejmować się Vilanelle, bo jest za mało ludzka. Co interesującego jest w pojedynku dwóch irytujących postaci? Nic.

Nie chodzi o samą przemoc tylko sposób jej pokazania. Na przykład uważam "Wściekłe psy" Tarantino za wyśmienity film. Postać grana przez Michaela Madsena jest świetnie napisana i zagrana, a scena w której robiąc te taneczne podchody zbliża się z karnistrem benzyny do związanego policjanta jest dziś kultowa. Ale czy byłbym wstanie oglądać 8 odcinków serialu z Mr Blonde jako głównym bohaterem pokazującym przez cały czas pełnię swojej psychopatii? Może, przy spełnieniu dodatkowych warunków ale byłoby to już trudne, bo po prostu zbyt intensywne. Takie postacie albo trzeba trochę ugładzić, uczłowieczyć, nie pokazywać na ekranie przez cały czas ich okrucieństwa, albo muszą być naprawdę dobrze zarysowane, żeby dało się w nich coś polubić. Mr Blonde jest przynajmniej lojalny wobec przyjaciół za których odsiedział wyrok. Hannibal Lecter - ma specyficzne dla siebie poczucie dobrego smaku i wybitny intelekt. Dexter - swój sposobu doboru ofiar. A co ma ViIlannelle? Zamiłowanie do dobrych perfum, ciuchów i high lajfu? Obleśny uśmieszek psychopatki? Nie obchodzi mnie ta postać.

Męczy mnie już i irytuje, że każdy mądrala używa chwytu "to taka konwencja, której nie czujesz" usprawiedliwiając z ten sposób każdą głupotę. Owszem istnieją różne konwencje - co nie zmienia jednak faktu, że film można oceniać odnosząc się do jakichś szerszych kryteriów - czy bohaterowie są dobrze i ciekawie przedstawieni, czy akcja jest interesująca i wciąga. Inaczej każdą bzdurę można by wytłumaczyć "bo to taka konwencja i to nie musi mieć sensu".

Nie należę do osób "czepliwych", które w każdym obejrzanym filmie wyszukują dziury scenariuszowe, punktują głupoty popełnianie przez bohaterów horroru itp. Rozumiem specyfikę kina rozrywkowego polegającą na szukaniu równowagi pomiędzy jakąś dozą realizmu wydarzeń a rozrywką. Jednak także w przypadku kina rozrywkowego gdzieś jest ta granica pomiędzy naciąganiem logiki wydarzeń dla potrzeb zapewnienia widzowi rozrywki, a robieniem z tego widza kretyna. "Killing Eve" tę granicę przekracza. Mogę uwierzyć, że w ramach przyjętej konwencji nikt nie jest w stanie złapać Nikity albo Jasona Bourne'a, a próbujących ich złapać robią błędy, ale nie w przypadku Villanelle.
Tego co się dzieje na ekranie nie jestem w stanie kupić, a w konsekwencji - nie jestem w stanie się tym bawić.

Vilanelle udaje się tak długo być nieuchwytną nie dlatego, że jest tak dobra, tylko dlatego, że scenarzysta postanowił wszystkich jej antagonistów zarysować jako kretynów, żeby wydłużyć dzięki temu fabułę. I to widać. Jedyne emocje jak we mnie budzi ta postać to irytacja, wstręt i chęć żeby jak najszybciej ktoś ją wreszcie zlikwidował. To zdecydowanie za mało na 8 odcinków serialu.

ocenił(a) serial na 9
prewitt

To ciekawe, bo czytając o tym, że "Villanelle jest zbyt psychopatyczna na konwencję czarnej komedii" od razu przyszedł mi do głowy Tarantino, którego przywołujesz później. Tylko ja patrzę na to odwrotnie - jego filmów rozciągniętych do 8-odcinkowych fabuł prawdopodobnie nie chciałabym oglądać właśnie dlatego, że choć również wzięte w umowny cudzysłów, przemoc i brutalność osiągają tam gargantuiczne, groteskowe rozmiary. "Killing Eve" nie dochodzi do granicy żadnego ekstremum, a jej bohaterów moim zdaniem da się lubić, dlatego kupuję ją z całym dobrodziejstwem inwentarza. Twórcy rozwijają te fabułę zamierzenie w jak najbardziej ekscentryczny sposób, niejako rozmiłowując się w "głupocie", o której piszesz jako o wadzie, bo zabiegu mającym sztucznie rozciągnąć narrację - tymczasem z mojej perspektywy to są własnie momenty, w których serial bawi się sam sobą.

Co takiego ma Villanelle, co czyni ją oryginalną/dobrze zarysowaną/wielowymiarową/ludzką? Po pierwsze, jest kobietą, a przy tym w kontrze do długiej i bogatej tradycji przedstawiania w popkulturze psychopatek, nie jest np. typową femme fatale (a właściwie nie jest nią w nawet najmniejszym stopniu). I choć jej seksualność nie jest tu przemilczana, a stanowi wręcz paliwo napędzające przynajmniej połowę jej poczynań, a ona wykorzystuje własną kobiecość w "pracy" (do pierwszej pokazanej nam ofiary zbliża się właśnie dlatego, że nie jest mężczyzną i nie powinna stanowić zagrożenia), nie ma w sobie tej typowej uwodzicielskości postaci granych np. przez Sharon Stone w "Nagim instynkcie" czy Rosamund Pike w "Zaginionej dziewczynie". Jest zbudowana na mnóstwie paradoksów tworzących wielowarstwową i bardzo ciekawą postać: jest sprytną i inteligentną maszyną do zabijania, która jednocześnie posiada niezwykle suche (a momentami wręcz infantylne) poczucie humoru (które, oglądane z boku, śmieszy); ma w sobie zachodni szyk i elegancję (ciuszki, o których wspominasz), a zarazem nie traci nic z wątpliwego czaru tzw. wschodniej dziołchy, którą ktoś oderwał chyba od pługa (jak to cudownie koresponduje z imieniem, które sobie wybrała, i które oznacza renesansową włoską pieśń); jej mieszkanie to mieszanka wyposażenia jak z żurnala (designerska narzuta modnej projektantki) z totalnym kiczem i bezguściem, a jej relacja z Konstantinem (i poniekąd z Eve) pokazuje, że mimo braku neuronów lustrzanych umożliwiający jej pozbawianie ludzi życia i niezadawanie pytań, ma nawet oblicze (z braku lepszego określenia) misia-przytulanki, który łaknie zwyczajnej czułości; jest nieprzewidywalna nie dlatego, że ma doświadczenie w zabijaniu, ale raczej dlatego, że pielęgnuje w sobie wewnętrzne dziecko (ma też dziecięcą, bardzo ograniczoną zdolność skupiania uwagi). To wszystko składa się na dużo bardziej skomplikowaną całość (do której 2. sezon dołoży pewnie również kolejne warstwy, może w formie retrospekcji), której nie umiem sprowadzić do "zamiłowania do high life'u i obleśnego uśmieszku", choć to na pewno również jej cechy.
Dlatego nie mogę zgodzić się z twierdzeniem, że Villanelle jest tylko "zbyt psychopatyczna". Ani z tym, że Eve jest "tylko irytująca", bo ją akurat rozumiem chyba jeszcze lepiej - znudzoną swoim poukładanym życiem i nudną pracą, powodowaną emocjami agentkę z przypadku (przecież nie trafiła do tej grupy wywiadowczej dlatego, że ma jakieś imponujące osiągnięcia zawodowe, tylko dlatego, że w wyniku karmienia własnych, nie do końca uświadomionych obsesji, wpadła trochę przypadkiem na nieprawdopodobny dla nikogo trop), właściwie nie rozumiejąca, co się wokół niech dzieje. Tak, potem mamy już cały festiwal niekompetencji - ale nie dlatego, że antagoniści Villanelle to kretyni, tylko dlatego, ze to właściwie grupa osób, które albo podjęły kiedyś ryzykowne decyzje, myśląc, że nigdy nie zmierzą się z jej konsekwencjami (Frank), które faktycznie sprawdzą ich profesjonalizm, albo dają się w trakcie misji zdekoncentrować własnymi ciągotkami (Eve i jej przełożona), albo trafiają tam z przypadku, bo misja jest niskobudżetowym, marginalnym projektem (informatyk i asystentka Eve).

Czy "Killing Eve" jest zbyt mroczna na komedię, a zbyt głupia na thriller? "Łazienkowa" scena z Frankiem i dialog o pieniądzach oraz dzieciach to kwintesencja tego, czym "Killing Eve" jest - czarną, ale wciąż komedią, z dopiskiem bardzo małym druczkiem, że jeszcze szpiegowską, ale równie dobrze w to miejsce można by wstawić cokolwiek.

W otwierającym tę dyskusję poście wypisałeś szereg mankamentów serialu, zwracając uwagę wyłącznie na błędy logiczne wynikającego z niskiego stopnia prawdopodobieństwa fabuły. Stąd moja odpowiedź - to nie ta konwencja.
Jednak osąd, czy ona działa, jest już arbitralny - nie zrobimy przecież nic z tym, że mnie w przeciwieństwie do Ciebie "Killing Eve" przeraża i bawi w idealnie dobranych proporcjach (choć kilka zdań wyżej jednak usiłuję coś tam udowodnić). To znaczy możemy oczywiście przykładać do tego jeszcze np. kategorię nagród i nominacji (a tych serial zdobył sporo, przez wiele podmiotów został nawet uznany tytułem minionego roku), jeśli przyjmiemy założenie, że proces ich przyznawania jest obiektywny, ale wiemy, że w większości przypadków nie jest, a poza tym i tak nic z dowodzenia własnych racji nie wyniknie. Takie tytuły jak ten antagonizują widzów - widać to choćby w dyskusjach w tym portalu, gdzie dominują skrajne oceny i polemiki bez szans porozumienia. Naszej większych szans też na to nie daję, ale zawsze dobrze trochę się posprzeczać i rozruszać zwoje. ;)

ocenił(a) serial na 8
prewitt

Obawiam się, że strasznie głupi to Ty jesteś, doszukując się w absurdach logiki. Czy faktycznie nie dostrzegasz formy w jakiej ten serial został nakręcony?

Bokciu

Istnieje też możliwość, że sam jesteś strasznie głupi i nie rozumiesz mojej opinii, bo Ci się włącza kretyński automatyzm "aha, ktoś krytykuje mielizny scenariuszowe to znaczy, że nie rozumie, że to tylko film rozrywkowy i taka konwencja, ale go tu zaraz zastrzelę tą genialną uwagą...".

Tak, faktycznie dostrzegam "formę". I oceniam ją krytycznie. Bo jest niespójna. Film nie sprawdza się ani jako czysta rozrywka "zabili go i uciekł", ani jako coś więcej. Jak masz coś do powiedzenia na temat filmu, to proszę bardzo, ale jak masz pisać mi na wejściu, że jestem głupi, bo nie podoba mi się to co Tobie, albo nie widzę w tym wartości, to sobie idź między gimbazę.

ocenił(a) serial na 8
prewitt

Bo jesteś, skoro rozwodzisz się nad treścią, której konwencja nakazuje traktować ją z przymrużeniem oka - Ty zaś doszukujesz się niespójności scenariusza. Może przeprowadź również analizę mielizn scenariuszowych w produkcjach "Monty Pythona",bo widzę, że pisanie sążnistych elaboratów w mało istotnych tematach, to Twoja specjalność. A może jakiś rozkład na czynniki pierwsze czegoś tak absurdalnego jak "Mordercza opona"? Chętnie poczytam o niespójnościach w tego typu filmach.