Znam obrazy Simona Stålenhaga od dawna i spodziewałem się po tym serialu czegoś innego.
Miałem nadzieje że zobaczę retrofuturystyczny świat na skraju osobliwości technologicznej w którym napędzane chęcią zysku wielkie korporacje naprędce adaptują produkty militarne na potrzeby rynku cywilnego a po lasach walają się enigmatyczne urządzenia i budowle traktowane w kategoriach śmieci - nikomu niepotrzebnych pozostałości po zimnej wojnie. Miałem też cichą nadzieje że od czasu do czasu z jakiejś maszyny wypełźnie coś organicznego mimo że "Things From the Flood" to inny album. Elementy biopunkowe całkiem pominięto.
Zamiast tego dostałem serial obyczajowy w którym technologiczne artefakty są tylko pretekstem do poruszenie oklepanych tematów społecznych.