Jestem po trzecim odcinku i jak na razie nie porwało mnie. Nie przeszkadza mi nieśpieszna narracja, a sedno przedstawionych problemów należy do kręgu moich zainteresowań. Ale "zawiązanie fabuły" szwankuje na całej linii. Mówiąc krótko - nic tu z niczego nie wynika. Jeżeli twórcy potrzebują poruszyć problem zamiany ciał, to podrzucają w lesie maszynę do zamiany ciał. Jeżeli potrzebują poruszyć problem zatrzymanego czasu, to podrzucają termos do zatrzymywania czasu. Unosi się nad tym duch "Pętli", ale skąd to się wszystko wzięło, dlaczego istnieje, dlaczego ludzie nie są zainteresowani badaniem tego - ani słowa na ten temat. Urządzenia dające władzę nad światem walają się w przydrożnych rowach i nikogo to nie interesuje. Gdyby chociaż było wyjaśnione, dlaczego to nikogo nie interesuje... Nie podoba mi się takie podejście.
Również prowadzenie bohaterów jest mocno niekonsekwentne i sytuacja, w której znajdowała się dana postać na koniec poprzedniego odcinka może nie mieć nic wspólnego z sytuacją, w którym znajduje się w następnym odcinku - i ponownie bez żadnego wyjaśnienia.
Jak na razie 5/10, ale oglądam dalej, może będzie lepiej.
W tym tkwi piękno tej produkcji, że nie ważne jest odpowiedzenie na pytanie "dlaczego?". Całość ma unikatowy klimat, w każdym odcinku są elementy sci-fi, które zmieniają na zawsze losy bohaterów. Na tym polega ten serial, że nie mamy dowiedzieć się, czym jest Pętla, tylko co ona wywołuje.
Co zaś tyczy się bohaterów, to nie masz racji. W każdym kolejnym odcinku ich status zmienia się zgodnie z wydarzeniami z poprzedniego. Widocznie niedokładnie oglądasz, że tego nie załapałeś.
No chyba nie. Młoda wersja Loretty dowiaduje się na koniec pierwszego odcinka od starszej wersji Loretty że ma rodzinę i dom - w domyśle, ma gdzie żyć. Tymczasem w drugim odcinku nie istnieje, później też.
Ty faktycznie oglądasz z zamkniętymi oczami - Loretta - znikneła po uzupełnieniu fragmentu artefaktu.
Bzdura. W scenie z wnętrza Pętli starsza Loretta mówi młodej że ma iść "do domu", po czym opowiada jej jak będzie ona pamiętać to zdarzenie w przyszłości. Potem widać młodą Lorettę na śniegu w miejscu gdzie stał dom. Koniec. Brak momentu znikania. Chyba, że wnioskujesz taki przebieg zdarzeń po tym, że w następnych odcinkach młodej Loretty nie ma. Ale to klasyczny przykład odwróconej logiki - nie, to nie jest coś dla nas do odkrycia w kolejnym odcinku, bo fabuła w żadnym momencie nie zmierza do zniknięcia młodej Loretty. To po prostu błąd scenarzysty. A nawet nie błąd, po prostu olał sprawę. Fanboje i tak dorobią teorię, która to prymitywne niedopatrzenie usprawiedliwia. Prawda? :)
To co opisałeś to jest własnie scena zniknięcia - sorki ale ty tego poprostu nie rozumiesz. Dzęekuje za komplement "chłopczyku":) - to jedyna korzyść z tej konwersacji. To najwyrazniej film nie dla Ciebie - daj sobie spokój nie oglądaj
To, że nie pokazali znikania młodej Loretty nie oznacza, że nie wróciła ona do swoich czasów. Tutaj jest wszystko jak najbardziej logiczne.
Mała Loretta nie zniknęła całkiem... Przecież w przedostatnim odcinku był pokazany fragment, gdy w szkole poznaje swojego przyszłego męża. Prawdopodobnie to jest właśnie ona. A więc ktoś musiał się nią zaopiekować, zanim dorosła. Duża Loretta mówiąc małej o tym, że ma dom miała na myśli przyszłość dziewczynki. Samą siebie. Dziewczynka była w rozpaczy, a ta ją pocieszała, że w przyszłości będzie lepiej...
Duża Loretta myślała przez całe życie, że to był sen, że spotyka siebie z przyszłości a tu teraz tego doznaje. Takie klimaty. Swoją drogą ciekawy sposób na pokazanie nieprzepracowanych spraw i zaopiekowania się swoim wewnętrznym dzieckiem.
no przecież dokładnie przeniosła się do swojego czasu, po dotknięciu kuli, Duża zostaje sama, i tam też znajduje ją w tym pomieszczeniu jej teść... tylko tą Dużą, bo Mała jest już gdzie indziej...
Obawiam się, że "niespieszna" narracja okazała się dla ciebie za szybka - bo pogubiłeś narracje. Nie prawdą jest, że nikogo to nie interesuje - wiekszość pragnie pracować właśnie przy tej anomali. Dzieci tłumacza miedzy sobą skąd wzieły sie roboty. Ba jedna z bohaterek porzuca własne dziecko by zgłebić tajemnice osobliwych cech tego coś. Ech chyba obejżyj uwaznie ponownie.
Nie muszą w niej pracować. Te rzeczy są porozrzucane wszędzie naokoło. Nie zauważyłem ekip poszukiwawczych, a maszynka do zamiany ciał została... pocięta na żyletki. Nie mam więcej pytań.
Serial powstał na bazie serii rysunków Simona Stålenhaga i jego fabuła jest uszczuplona prawie tak bardzo jak fabuła filmowego "Ghost in the Shell" w porównaniu do oryginalnych animacji pod tym samym tytułem. Po obejrzeniu rysunków wyżej wspomnianego autora można z nich wywnioskować że akcja ma miejsce w alternatywnej rzeczywistości w której zimna wojna doprowadziła do bujnego rozwoju wielu dziedzin nauki bo obok archaicznych PCtów zobaczyć można zaawansowane konstrukcje mechaniczne, enigmatyczne przyrządy fizyki stosowanej a nawet urządzenia wykorzystujące do działania tkankę organiczną. Ci ludzie żyją w tych realiach od zawsze i nie są one dla nich czymś niezwykłym. Wydarzenia z ich przeszłości spowodowały że cały ten złom porozrzucany jest po okolicy, niektórzy go zbierają i próbują wykorzystać do swoich potrzeb. Reszta go po prostu ignoruje. Maszyna do zamiany ciał została pocięta na żyletki bo uznano że dzieciak uderzył się w głowę i zapadł w śpiączkę. Dopiero później jego rodzice dowiedzieli się co tak naprawdę się wydarzyło a mimo to nadal nie wiemy czy ta wersja została uznana przez opinie publiczną.
Ano muszę się zgodzić chociaż dałem 10 bo serial mnie po prostu rozwalił, już sam nie wiem czym. Swoją bezsensownością? Został prawie same pytania. 3 odcinek najgorszy ze wszystkich moim zdaniem, mogłoby go równie dobrze nie być. Jak każdego z nich :|. Jestem rozerwany.
Zgadzam się. Jest sporo osób rozpływających się nad tym serialem, po części mogę ich zrozumieć, ale chyba większość z nich widzi tu coś czego tak naprawdę nie ma. Fajne są zdjęcia, scenografia, roboty i to w zasadzie tyle.
Największe zastrzeżenia mam do tempa serialu. Uważam, że gdyby zrobić odcinki po 25 minut to nie dość, że nic byśmy nie stracili to wyszłoby to tylko na dobre. Jeszcze 2 pierwsze epizody jakoś można przełknąć, ale potem jest już tylko gorzej. Ślamazarne tempo spowodowało u mnie to, że po 4 odcinku czekałem już tylko na koniec, mimowolnie fabuła zeszła na dalszy plan. Do tego w każdym odcinku prawie ta sama muzyka. Absolutnie nie mam nic przeciwko powolnemu prowadzeniu akcji, melancholijnym rozważaniom czy depresyjnym klimatom w filmach czy serialach, ale musi być coś jakiś punkt zaczepienia, który nie pozwala się oderwać od ekranu. Tutaj tego nie znalazłem. Do tego sporo niedopowiedzeń i, przynajmniej dla mnie, słaba historia.