Pierwsze odcinki ciekawe i zachęcające. Potem chyba zabrakło pomysłów. Muzyka na jedno kopyto pogłębia tylko nastrój smutku i rozpaczy.
O ile film pełnometrażowy mógłby tu wypaść dobrze, to oglądanie odcinków jest nużące i wyczerpujące. Wszyscy robią tu bardzo smutne miny, mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczą.
Pomysły same w sobie dość banalne i powielone ale ratuje je ciekawa realizacja. Kiedy jakiś wątek już zaciekawi to twórcy urywają go, jakby tracąc zainteresowanie.
Całość aspiruje do filozoficznych rozważań na istotą życia, śmierci, czasu, miłości.... generalnie nad istotą chyba wszystkiego co jak łatwo się domyśleć nie bardzo się udaje. Wydźwięk pozostaje "My wiemy o co nam chodzi, a Wy się domyślcie ale pamiętajcie, że to jest bardzo głębokie"
Homoseksualny międzyrasowy wątek odklepany - to już nawet się nie dziwię. Na tyle śmiesznie to wyglądało, jakby dostali polecenie z góry i skondensowali wszystko w jednym odcinku:)
Reasumując - miałem wrażenie jakbym oglądał Black Mirror Larsa von Tirera, który cały czas zażywał Relanium i zasypiał nad scenariuszem.
Ten opis potwierdził moje przeczucie, że obecnie poza wplataną we wszystko propagandą filmowcy albo nie potrafią, albo po prostu nie mogą powiedzieć nic istotnego, choć walący się na naszych oczach świat wydaje się dostarczać materiału na całą masę istotnych produkcji, które niestety powstaną dopiero po naszej tragicznej śmierci, a i to dopiero z jakimś 50-100 letnim poślizgiem.
Co do seksualnych wątków międzyrasowych, to po "Kształcie Wody", której jedyną treścią było pieprzenie się jakiejś idiotki z rybą, czuję się tą kwestią do końca życia uczulony.
Oczywiście - jako mężczyzna - w sprzyjających okolicznościach wypieprzyłbym chętnie jakąś atrakcyjną kosmitkę ;-) i nie uważam tego za nic zdrożnego, natomiast za prawdziwe rycie mózgu uważam robienie z tego "sprawy" i próby budowania wokół tego - co komu wkładają lub co on komu w dupę wkłada - jakiejś rzekomo interesującej i głębokiej tożsamości.
Tylko tutaj bardziej przyziemnie po prostu homoseksualny związek białego i czarnego człowieka czyli dwie sprawy odhaczone za jednym razem xD
"za prawdziwe rycie mózgu uważam robienie z tego "sprawy" i próby budowania wokół tego - co komu wkładają lub co on komu w dupę wkłada - jakiejś rzekomo interesującej i głębokiej tożsamości" WTF? Przecież ten odcinek nie był o tym "co kto komu wkłada w dupę" tylko o szukaniu nieistniejących ideałów i omijaniu tego co naprawdę może być wartościowe... Jprdl to nie wina twórców że jak widzisz gdzieś wątek dwóch gejów to z automatu myślisz o ruchaniu w dupę. To raczej świadczy o tobie a nie o twórcach. A propaganda to by była jakby wszyscy bohaterowie serialu byli heteroseksualni, biali i jeszcze najlepiej katolickiego wyznania... To byłaby paskudna propaganda nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością. Po prostu zamiast stwarzać sobie jakieś nieistniejące problemy może w końcu przyjmij na klatę fakt, że świat jest różnorodny...
I to ty (z jakiegoś nie do końca jasnego powodu) uznałeś, że w centrum uwagi należy usytuować homoseksualizm bohatera, nie scenarzyści. Na przestrzeni całego odcinka w ogóle ich to nie interesuje. Gdyby zastąpić Alexa postacią kobiety, to fabuła i przekaz pozostaną całkowicie niezmienne.
Więc albo jesteś krypto, albo cierpisz na natręctwo niechcianych myśli i wyobrażeń o cudzym seksie... W każdym razie szczerze współczuję.
Bardzo zgrabnie to podsumowałeś. Jak dla mnie, to serial jest tak w rozkroku. Twórcy jakby nie wiedzieli, czy skupić się na głównej rodzinie, czy na całości mieszkańców. Moim zdaniem powinni wybrać to pierwsze. I niech wyjdzie miniserial 6 odcinków, czy nawet film. Nie zgodzę się tylko, że później zabrakło pomysłów - dwa ostatnie odcinki są w porządku, choć jeden nieco "z pupy", a drugi bardzo, bardzo smutny.
Co do wątku homo, miałem to samo wrażenie: przykaz nadszedł "z góry", więc zmieścili wszystko w jednym, bardzo naciąganym odcinku. Żaden ze mnie homofob, a tym bardziej rasista, ale jeśli widzę jak coś jest niepasujące do reszty i wciśnięte na siłę, trudno bym się nad tym zachwycał...
Zgadzam się z tą opinią, chociaż moja ocena jest jeszcze bardziej surowa. Każdy kolejny odcinek męczył mnie coraz bardziej (chodź niektóre pojedyncze pomysły i sceny były ciekawe), aż przy szóstym odcinku i jego wątku się wykoleiłem całkowicie;) I odpuściłem dalsze oglądanie.
Serial wydaje się być takim pobieżnym ślizganiem się po jakże ważnych tematach śmierci, przemijania etc w otoczce napompowanej ckliwości i smutku. Bohaterowie zachowują się jak ociężali umysłowo, akcja i wszytko wokół wlecze się niepomiernie, melancholijny motyw muzyczny dudni na okrągło, żeby widzowie wiedzieli, kiedy mają się wzruszać.
Generalnie, szczerze mówiąc pewien gatunek takiego nazwałbym to 'soft si-fi' już mnie zaczyna męczyć, tu jakaś czarna dziura, tu zasmucony, załzawiony bohater, tam spadające w 'slow-motion' jajko. Wszystko uładnione, ugładzone, ukazane pobieżnie. Wzruszaj się, widzu, wzruszaj się, krzyczy ekran.
Dokładnie. Jestem właśnie na 3cim odcinku i już mnie szlag trafia na to maksymalnie wolne tempo. Mimo że fascynują mnie tu aspekty przyczynowo-skutkowe, uwielbiam tą koncepcję futurystycznych, wielkich, zardzewiałych maszyn rozsianych tu i tam i nawet nie mam nic specjalnie przeciwko temu że część rzeczy jest otaczana tajemnicą (choć faktycznie wolałbym więcej wyjaśnień niż zagadek) to te wolne tempo, melancholijna muzyka i rozciągnięte go granic kadry smutnych spojrzeń, pustych rąk itp powodują, że przerywam seans co 10 minut żeby nie zasnąć.
Polactwo i jego "problemy", narzekanie na "poprawność polityczną" i neonazistowska jedyna wizja świata. Hitler za grobu bije brawa Januszom z Ciemnogrodu Nadwiślańskiego.