Takim prastarym ludowym zwyczajem, czyli "nie wiem, ale się wypowiem": Nie jestem wielką wielbicielką twórczosci Agnieszki Osieckiej, nie mam także dostępu do TVP jako osoba mieszkająca w kraju cudzoziemskim. Jakkolwiek: ten serial już zawsze będzie mi się kojarzył przede wszystkim z Tomaszem Raczkiem publicznie używającym brzydkich wyrazów :( I gdyby wielce czcigodny poprzestał na łagodniejszych sformułowaniach typu: "kurczę pióro" albo " motyla nogą", może rana w moim sercu z trudem by się z czasem zabliźniła :(
moze powinnaś się udać na terapie psychologiczna w cudzoziemskim kraju... Naprawde twoje problemy zwiazane z Raczkiem sa tak powazne, ze sama sobie nie poradzisz.
Ojej, akurat nie jestem osobą, która w najmarniejszym stopniu docenia walory psychologii pod względem naukowym, tak więc prawdopodobnie jestem ostatnią istotą na tej planecie, jaka kiedykolwiek skusiłaby się na jakąkolwiek terapię psychologiczną albo krótka wizytę w zacisznym gabinecie podobnego specjalisty. Zapewniam Cię także, że nie jestem jedynym człowiekiem zszokowanym w/w sytuacją, bo od autorytetów pokroju Tomasza Raczka ma się zawsze większe wymagania co do werbalnych srodków ekspresji . Nota bene, od wszystkich wykształconych i kulturalnych ludzi standardowo wymaga się diametralnie innego języka, niż w przywołanej krytyce został zaprezentowany. Ba, w cudzoziemskich krajacach nawet ta granica jest znacznie poszerzona i pewnych rzeczy wymaga się od każdego znajdującego się w przestrzeni publicznej.
Tak więc, jest nas wcale sporo grono i radzimy sobie z tym, nie bój nic ;)
Takim stylem rozprawiam sobie w trybie powszednim i nader często snuję podobne wywody :) A za "diagnozę" dziękuję, niestety, nietrafiona kompletnie .
Aaa, ależ to już zawsze zależy od poczucia humoru, które jest zdecydowanie kwestią indywidualną. Co zaś się tyczyłoby rzeczywistej przyczyny ewentualnej wesołości u tegoż, należałoby poczekać z wszelakimi pytaniami i następującymi po przeprowadzonej w tym celu specjalnej ankiecie wnioskami do najbliższej wigilii świat Bożego Narodzenia. Ponoć wtedy zwierzęta mówią ludzkim głosem. W dostępnych źródłach nie jest jednakże sprecyzowane jakim językiem się wówczas posługują, logicznie rzecz biorąc: taki koń krwi arabskiej wcale nie musi znać biegle polszczyzny.
Kończę nieciekawą dyskusję, bo nie gustuję w osobach werbalnie agresywnych. Co wynika zreszta dobitnie z mojej pierwotnej refleksyjki :)
Tomek R. publicznie później tłumaczył, że ów niesławny brzydki wyraz poznał lata temu podczas spektaklu w teatrze i jest to parafraza wyjątku z "Operetki" Witolda Gombrowicza. Podążając tą drogą myślenia powiem, że będąc osobą pochodzącą z zapyziałej prowincji, pewnego razu nauczyłam się specyficznego wołacza innego równie brzydkiego, choć dużo popularniejszego obecnie słowa ze sławetnego wiersza Andrzeja Bursy o pantofelku. Cóż, w mojej okolicy miejscowy lumpenproletariat ewidentnie używał odmiennej formy w ostatnim przypadku przywolanego rzeczownika do okraszania swych dyskusji pod budką z piwem. Ale jeżeli Tomek R. zarzuca ludziom oburzającym się na jego gombrowiczowskie zapędy lingwistyczne zaściankowość czy ciasnotę umysłu, tu też w ramach ewentualnej riposty mogłabym posłużyć się cytatem z twórczosci wspomnianego już Andrzeja Bursy i dobitnie wyrazić gdzie dokladnie mam małe miasteczka pod względem mentalności. Ale czy takie działania uczynią ze mnie erudytkę, sawantkę albo osobę wielce kulturalna w oczach potencjalnego odbiorcy?
... i gwoli sprostowania, od razu przepraszam za poufałość, czyli za bezpardonowe nazwanie Tomasza R. Tomkiem, oczywiście, nie jesteśmy na ty :) Napisałam z rozpędu patrząc na "misiowy" nagłówek.
Tytuł "Tomek używa brzydkich słów" jest w cytacie, zatem zdrobnienie imienia na Tomek, sugeruje, że cały zwrot przenosimy do klasy pierwszej podstawówki i wizualizujemy małego niesfornego Tomusia [niekoniecznie akurat właśnie tego - w domyśle], któremu musi zwrócić uwagę kochana pani nauczycielka, aby w przyszłości nie obrażał innych ludzi... ps. Na tej lekcji kilku celebrytów było nieobecnych...
Zarówno tytuł, jak i dalsze treści są świadomym nawiązaniem do bardzo popularnej wśród moich rówieśników i osób starszych komedyjki, czyli sławetnego "Misia" Stanisława Barei. Właśnie tam, w jednym z epizodów, główny bohater ogląda w telewizji program nadawany w cyklu o dzielnym poruczniku MO, noszacym przydomek Wujek Dobra Rada. Odcinek nosi tytuł "Motyla noga Tomka Mazura", przedstawiany problem zaś charakteryzowany jest w krótki sposób, mianowicie: "Tomek używa brzydkich wyrazów" :)
Tak. Szczególnie osoby publiczne zobligowane są prezentowania kultury powszechnej i zachowania pewnych standardów. Niestety coraz więcej znanych osób stara się zaskoczyć /zaszokować chamstwem. - Bardzo interesująco piszesz Klaudio, jednak najwyraźniej dopadł Cię troll, korzystający z mini-mini-mini słownika wyrazów polskich...
Dziękuję bardzo za uwagę i zrozumienie :) A zastępom hejterow, cóż, zawsze ich można grzecznie, ale stanowczo upraszać o zmianę taktyki, w duchu cytując przy okazji Juliana Tuwima ;)
Kurczę pióro. Nie jesteś wielbicielką twórczości Osieckiej, podpadł Ci (poniekąd słusznie) Rączek, no i... ? Do czego zmierzasz?
Hm, przyznam, że ogóle nie spodziewałam się takiej reakcji, zapytam więc przekornie: A jak Ty to odbierasz ? Już przy wstępnej próbie odczytania mojej "prawdziwej" intencji podstawowe założenia są bardzo proste: posługuję się językiem polskim w ujęciu mniej lub bardziej klasycznym, komunikat natomiast zamieszczony został na internetowym forum dyskusyjnym, które bodajże nawet według słownikowej definicji służy głównie wymianie prywatnych pogladów na jakichś temat. Opinia publikowana w podobny sposób nie ma zatem cech felietonu, instruktażu, pouczenia, publicznej nagany, analizy strukturalnej. W sensie merytorycznym zamieszczona przeze mnie uwaga - co zostało podkreślone na samym początku - nie dotyczy w jakimkolwiek stopniu samej postaci Agnieszki Osieckiej, nie dotyczy także wartości artystycznej zrealizowanego właśnie o niej serialu, którego nie oglądałam, odnosi się ona jednakże do innego głośnego zdarzenia ściśle związanego z omawianą premierą. A sam kontekst okolofilmowy warunkuje odbiór utworu w bardzo dużym stopniu, o czym zapominać nigdy nie należy.
Reasumując: Zamieszczony powyżej komunikat inicjujący obecną dyskusję jest li tylko zapisem dokumentującym moją pierwszą reakcję na pewien istotny incydent nierozerwalnie związany z faktem premiery telewizyjnej omawianego serialu. W eksplikacji poniżej zaś precyzuje motywy mną kierujące.
Teraz rozumiem (chyba), do czego zmierzasz. Zakładając ten wątek, zakładasz osobisty blog, w którym film o Osieckiej ma znaczenie marginalne, a postać (zachowanie) Raczka wywołuje silne emocje u założyciela tegoż bloga. Szkoda, bo chciałem pogadać o filmie. A co do Twego pytania: "A jak Ty to odbierasz?" Jak odbieram CO?
Tu wypada mi postawić tylko jeden wielki znak zapytania jako komentarz. Precyzując: piszesz mianowicie, że "chciałeś pogadać o filmie" i "szkoda" - skoro tak, to dlaczego postanowiłeś podjąć podobną dyskusję akurat z osobą, która w ekspozycji wyłuszcza, iż tegoż w najmniejszym stopniu nie zna, nie ma nawet fizycznej możności obejrzeć? Sam kontekst oznaczony przez specyficzne miejsce publikacji też pozostaje niezgodny z Twoim odbiorem, otóż forum internetowe nie jest z pewnością idealnym przeznaczeniem na zakładanie ewentualnego bloga osobistego. A co do mojego pytania ewidentnie niezrozumianego przez Ciebie: skoro pytałeś "do czego zmierzam", to znaczy, że nie potrafisz w jakiś nieokreślony dla siebie sposób zdekodować wszystkich informacji z zapisanego przez mnie na wstępie tekstu, wprost pytasz zatem jaka intencja mi przyświeca. Więc stawiając pytanie retoryczne zamiast odpowiedzi, "jak Ty to odbierasz?", grzecznie przypominam, iż ostateczna interpretacja należy do Ciebie jako do czytelnika, i będzie ona warunkowana m.in Twoja kompetencje językową w tym zakresie. Tak więc "CO" jest dokładnie tym, czego nie pojąłeś w poprzednim swoim wpisie.
Piszesz, że nie masz dostępu do TVP co akurat nie musi oznaczać, że filmu nie widziałaś, stąd nie byłem pewien, że o filmie nie da się porozmawiać. Zresztą to już nieważne, wszystko się wyjaśniło, znam już Twoje intencje. Pozdrawiam
Tak, napisałam, "że nie mam dostępu do TVP", bo mieszkam za granicą, co akurat w zdecydowanej większości przypadków oznacza, że jakakolwiek osoba w podobnej sytuacji po prostu nie ma technicznej możności obejrzenia filmu znajdującego się w ofercie wspomnianej stacji. Zawsze są bowiem jakieś ograniczenia techniczne bądź licencyjne nawet przy opcji seansu na żądanie. Poza tym, gdyby takie niespodziewane zdarzenie jednakże nastąpiło, jeżeli informacja o nim byłaby z jakiegokolwiek powodu użyteczna dla omawianej tutaj sytuacji, na pewno byłoby to wspomniane w tekście. Adekwatnego wpisu próżno natomiast szukać. Co więcej - jak już zostało ustalone - jesteśmy na forum internetowym, które formą i przeznaczeniem różni się o od bloga, poruszanie wszelkiach aspektów danego utworu jest zajęciem karkołomnym.
Powtórze zatem: rozumienie i interpretacja czytanego tekstu zależy zawsze od kompetencji czytelnika. Jeżeli więc twierdzisz, że obecnie potrafisz się już ustosunkować do powyższej lektury, bardzo mnie na pewien sposób ta deklaracja kontentuje :)
No cóż, rozsądne byłoby założyć że względu na miejsce, w którym się udzielasz, że Twoją intencją jest być może zainicjowanie dyskusji. Niestety, tu się trochę pogubiłem. Być może zależy to od moich możliwości percepcyjnych, poziomu umiejętności syntetyczno- analitycznych (mam tu na myśli łączenie liter w wyrazy, wyrazów w zdania, zdań w przekaz) którego efektem powinno być zrozumienie tekstu napisanego przez kogoś innego. Jeśli Twoją intencją było zainicjowanie dyskusji, to chętnie wziąłbym w niej udział, gdybym wiedział O CZYM chcesz dyskutować. Osiecka jako osoba odpada, twórczość Osieckiej odpada, film odpada, to już wiemy. Pozostają inne opcje, nt których można dyskutować, bo w końcu to forum. Zatem o czym (o kim) miałaby ona być? O braku dostępu do TVP? O mieszkaniu w kraju cudzoziemskim? O Tomaszu Raczku jako osobie w ogóle? O Tomaszu Raczku jako osobie publicznej? O zachowaniu Tomasza Raczka w ogóle? O zachowaniu Tomasza Raczka w sytuacji publicznej? O Tomaszu Raczku posługującym się kolokwialnym językiem w sytuacji publicznej? O miejscu, gdzie kończy się kolokwializm a zaczyna wulgaryzm? O ranie w sercu i tym, co mogłoby ją ewentualnie zabliźnić? Gdybyś tak była łaskawa doprecyzować meritum, to wiedziałbym, do czego się odnieść. A może też jest i tak, że nie o dyskusję Ci idzie i tym razem znowu spudłowałem... Trudno nie spudłować, gdy patos wypowiedzi przesłania meritum... Pozdrawiam
Cóż, jeżeli chodzi o ogólny przekaz, to zazwyczaj użyteczną przesłanka interpretacyjna kryje się już w tytule. Tutaj zarówno cytat w nagłówku, jak i dalsze treści są simplicystycznym odniesieniem do pewnego znanego filmu, który jest powszechnie traktowany jako uniwersalne odniesienie do specyfiki wspólczesnej kultury polskiej. Czego ten w/w wpis nie dotyczy i jakich przyczyn - równiez zostało wprost zasygnalizowane w tekscie glównym. A co do Twoich zdolności percepcyjnych, definitywnie kuleje tu umiejętność łączenia następujących po sobie zdań w całość. Twoja metoda analizy zastosowana - dajmy na to - do powieści, z pewnością wyglądałaby tak:
1./ "Pogoda była ładna" - aha, jest to komunikat meteorologiczny !;
2./ "Pani Kowalska przeszła na drugą stronę ulicy" - ojej, może to jest jednak jakaś nowoczesna wersja kodeksu drogowego;
3./ "Zegar na wieży wybijał południe" - no, no, teraz to przewodnik geograficzny, już mi się myli, o czym ten utwór jest...
Jeżeli jednakże tytuł brzmi "Morderstwo z zimną krwią", na okladce widnieje nieboszczyk, a druk został opubikowany w serii "Biblioteczka kryminału", kwalifikacja gatunkowa byłaby dużo prostsza, niż "analizowanie" poszczególnych zdań w kolejności chronologicznej i traktowanie ich jako bytów samoistnych.
No cóż, w Twojej wypowiedzi są tylko dwa ciągi myślowe. Pomijając autoprezentację, bo ona dyskusji nie podlega, pierwsze jest o tym co Cię nie interesuje, więc trudno to traktować jako materiał do wymiany zdań. Drugie jest o tym, z czym kojarzy Ci się to, czego NIE oglądałaś, bo Cię nie interesuje. Pozostaje mi zatem przyjąć jedynie cały Twój wpis do wiadomości, ponieważ ma on jedynie charakter informacyjny i samemu nie odnosić się do niego w ogóle (a że wbrew Twoim zapewnieniom ma on cechy felietonu, pouczenia i publicznej nagany to już inna sprawa). Pozostaje mi jedynie pochwalić Cię za epicki rozmach tej krótkiej rozprawki co też niniejszym czynię i pozdrawiam
Wbrew Twoim insynuacjom ciąg myślowy tutaj jest ewidentnie jeden i jest w dodatku dość przejrzysty.
Treść wcale nie dotyczy tego, co mnie niby nie interesuje, jakkolwiek uzwzglednienie expressis verbis czego ten przekaz dotyczyć nie będzie, znalazł się ku przestrodze jako wskazówka interpretacyjna dla czytelników Twojego pokroju, czyli analizujących inaczej. Tudzież dla czytelników szukających li tylko odpowiedniego dla siebie komunikatu czyniac to w miejscu, w którym raczej im trudno będzie go znaleźć, i przypisujących swoje intencje autorom zajmującym się zupełnie innym wycinkiem danej rzeczywistości. Jeżeli zas chodzi o drugi zarysowany przez Ciebie aspekt - "czego nie oglądam, bo mnie nie interesuje".: po prostu brzmi przezabawnie. Wyobraź sobie, że przez pięc lat studiów fimoznawczych ja naoogladalam się i nadal oglądam masę filmów, które mnie normalnie by w stopniu minimalnym nie interesowały. Tak, nawet chodzę do kina na sense różnorodnych dzieł rozmaitych rezyserów, których nie lubię. Nota bene, jakiejkolwiek przesłanki pozwalającej Ci na taką interpretację w tekście glównym nie ma.
Przypominam także, że posiadanie pewnych cech charakterystycznych dla gatunku nie jest tożsame z przynależnością do tegoż. A co do rozpatrzenia mojej uwagi w kategorii rozprawki - tutaj trudno nawet kusić się o polemikę.
Niestety, jak już podkreślałam wielokrotnie, interpretacja tekstu czytanego zależy od kompetencji czytelnika i zasady tej raczej nikt nie zmieni. Kończę zatem definitywnie nieciekawą dyskusje z Tobą - i życzę szczęścia w dalszym szukaniu "wymarzonych" treści na niniejszym portalu.
* pisząc o ewentualnych cechach przynależnych do innych gatunków, cały czas odnoszę się do tekstu głównego, a nie tekstów pobocznych publikowanych w ramach komentarzy :) W tekście głównym podobnej formy nie można wyodrębnić.
Zaraz, jakim insynuacjom? Wypraszam sobie. Nie wmawiaj mi czegoś czego nie zrobiłem ani razu. To właśnie w Twoim każdym komentarzu w moją stronę lecą inwektywy. Wspominasz gdzie indziej o osobach werbalnie agresywnych. A podkreślanie z naciskiem co chwilę, że interpretacja czytanego tekstu zależy od kompetencji czytelnika czyż nie jest w gruncie rzeczy dyplomatycznym dawaniem do zrozumienia rozmówcy, że ten jest matołem? Czyż nie jest to werbalna agresja? Znam wielu takich ludzi, którzy twierdzą, że nie gustują w osobach werbalnie agresywnych ale sami jednak lubią uprawiać ten sport. A że podają komuś wymiociny na pięknych czyściutkich ozdobnych wzorzystych talerzykach to już inna rzecz, to sztuka zjadliwej dyplomacji. Nie trzeba wcale używać brzydkich wyrazów, żeby kogoś obrazić. A co do insynuacji jeszcze. Czy ktoś o tak ewidentnych deficytach umysłowych jak powiedzmy ja, jest zdolny do inynuacji? Czy aby nie przeczysz tu sama sobie? Zaś co do Twojego komentarza odnoszącego się do tego głośnego wydarzenia. Sugerujesz, że już w samym tytule jest jasny przekaz, o co Tobie chodzi. Zgadza się. Tyle, że w tytule stawiasz tezę a teza jest FAKTEM, który miał miejsce. No i jak tu dyskutować? A co do nie oglądania tego, co kogoś nie interesuje. Gdyby interesowało, to mimo braku dostępu do TVP zainteresowany znalazłby sposób, no chyba, że mieszka na Antarktydzie w miejscu gdzie nie ma hot spota. Zawsze są dwa wyjścia: albo znaleźć sposób albo utrwalić się w swoich uprzedzeniach. Więc jaka tu insynuacja z mojej strony? Dlaczego przypisujesz mi złe pobudki a z siebie czynisz ofiarę? No cóż, szkoda, że kończysz tę nieciekawą dyskusję (???) ze mną. Szkoda, bo zrobiłaś na mnie piorunujące wrażenie tymi pięcioma latami studiów filmoznawczych. Nawet być obrażanym przez taką Personę to zaszczyt i swego rodzaju przywilej dla takiego zwykłego zjadacza chipsów jak ja. Gdybyś jednak zmieniła zdanie lub gdyby (w co nie wierzę) interesowała Cię moja (czy w ogóle czyjakolwiek) opinia nt tego incydentu z Tomkiem Raczkiem, to daj znać, ucieszę się, bo może wtedy być moze rozpoczniemy dyskusję (bo w końcu to forum) ad meritum. Pewnie Cię to nie interesuje, ale puszczam w niepamięć wszystkie inwektywy skierowane w stronę mojej osoby, nie oczekuję przeprosin, pozdrawiam i (mam nadzieję) do zobaczenia
Podtrzymuję brak woli do dalszej dysputy, jakkolwiek zamieszczę jeszcze krótkie podsumowanie gwoli klaryfikacji dla ewentualnego postronnego czytelnika. Otóż, zacytowana wyżej "inwektywa" sugerująca ponoć, iż pewien wzburzony użytkownik jest "matołem", stanowi w gruncie rzeczy li tylko neutralny punkt wyjścia do wielu akademickich zagadnień teoretycznoliterackich, teoretycznofilmowych, dotyczących komunikacji. Nawet w wielu nurtach filozofii występuje podobny truizm, głoszący subiektywizm wszelakiego poznania. Dlatego też w wielu przywołanych tutaj dziedzinach pomocniczą wydaje się tzw. analiza tekstu. I jest to dosłownie zwyczajne analizowanie tekstu: języka, składni, poetyki, kontekstu znaczeniowego, rodzaju publikacji. Koncentruje się ten proces na opisie, nie ma on absolutnie nic wspólnego z jakimikolwiek indywidualnymi skojarzeniami, odczuciami, odmienną opinią, dowolnym przypisywaniem własnych, często rozbieżnych emocji autorowi. Jak chce się bezpardonowo krytykować autora ad personam, zwłaszcza nieznanego osobiście, działanie takie jest niezbędne. Wracając zaś do samego komunikatu: jeżeli istnieje odwołanie do jakichkolwiek innych utworów, zawsze w tekście głównym musi być podany klucz, bez którego impresja pozostanie tylko indywidualną impresją, czyli swego rodzaju błędem metodologicznym. I dopiero po takim rozbiorze oraz po odczytaniu można sobie przekaz interpretować, pamiętając, aby jakikolwiek element zawarty w tekście tejże ewidentnie nie przeczył.
Poza tym, cóz, cytat z filmu "Miś" zawarty w tytule niewątpliwie jest faktem, jak ktoś nie lubi twórczosci Stanisława Barei, niech mi wierzy na słowo. Deklaruję niniejszym także, iż obchodzi mnie opinia każdej osoby udzielającej się na forum, w tym względem mojej twórczosci paraliterackiej - obojętnie czy pozytywna czy negatywna, o ile jest ona zakotwiczona w tekście. Niestety, jeżeli nie znajduje jakiejkolwiek przesłanki w głównym tekście, trudno mi traktować podobny wpis poważnie.
Szanuję Twoją wolę w kwestii braku woli. Tym bardziej, że pełna zgoda co do meritum: Wyraz "zarzygany" ładnym wyrazem nie jest, ja nie traktuję poważnie Twojego wpisu, Ty nie traktujesz poważnie moich, zatem jakakolwiek dyskusja nie byłaby ogóle możliwa. Różnica jest tylko taka, że ja nie okazałem Ci pogardy. Pozdrawiam