Dlaczego sięgnąłem po "Osiecką"? Prawie nigdy nie opuszczała mnie potrzeba zaspokojenia "głupiej ciekawości" oraz celowania w swoją "grzeszną przyjemność". To niestety( Niech mnie nie poniesie narzekać za wczasu bo przede mną aż cztery polskie biografie, które chyba potrafimy sprzedać komercyjnie) pierwszy obraz podejmujący się fragmentarycznego przedstawienia biografii ludzi kina i teatru czasów "polskiej szkoły filmowej", ze względu na zaprezentowany materiał siegający nawet za "wielką wodę". Piszę "niestety" bo smutno mi orzec jak wiele rzeczy tutaj się nie udało. Nie liczyłem na nic mając w pamięci doszczętnie zmarnowanego "Bodo" gdzie merytoryczne uproszczenia i brak dbałości o szczegóły zakrawały na czyn haniebny. W ogólnym rozchrachunku "Osiecką" ogląda się dużo lepiej niż wspomnianego poprzednika. W tej produkcji chciano chyba pokazać, aż zbyt wiele, pozostawiając widza z emblematycznym i powierzchownym rysem tamtego świata i ludzi w nim żyjących. Wszystko wydaję się efemeryczne, nijakie i przekazane nam bez większego wysiłku. Nie wiem kim jest dzisiaj Osiecka i kim została dla mojego pokolenia, ale wiem, że co rusz się ją wspomina, z jej piosenkami stykają się coraz to młodsi artyści, a sam jej życiorys obfituje w eklektyczne i intrygujące zakamarki. Na pewno nie jest to tylko "Pani od piosenek Rodowicz". Niestety ja nawet za bardzo nie wiem czy dostaję tu pełnokrwistą Agnieszkę bo prawie wszystko jest tu dla mnie "składnikiem przyrody nieożywionej". Młoda autorka tekstów w wykonaniu Elizy Rycembel to ambitna dziewczyna, która "idzie po swoje", ale widz momentami zbyt słabo to czuję. Mamy tu nawet potencjał na tetniący wigorem aspekt feminizmu w powojennej Polsce. Jednak gdzie ja mam dostrzec wielkie zmagania Osieckiej z filmem skoro nie poznam szerszego kontekstu genezy "Słonia", a Roman Polański miga mi na ekranie, równie dobrze mogąc nim nie być? Nie jest mi dane poznać annały talentu poetki, jednak ona sama usilnie udowadnia, że go ma. Eliza Rycembel w tej roli daje nam do zaobserwowania wypisaną na twarzy ciężko pracę nad rolą i niepowtarzalną świeżość. Ledwo zdążyłem zauważyć wielki ciężar burzliwej miłości Osieckiej i Hłasko, który chwycił mnie pod koniec odcinka trzeciego i znikł natychmiast po ostatnim telefonie pisarza. Gdzieś tu usłyszymy o "Pierwszy kroku w chmurach", "Ósmym dniu tygodnia", jednak to zaledwie mruganie. Jędrzej Hycnar dostał do zagrania jakiegoś lubiącego alkohol i papierosy fircyka i stara się zaprezentować wrażliwą i pełnowymiarową naturę młodzieńca. Aktor jest bardzo podobny z twarzy do pierwowzoru, jednak może to zabrzmi trywialnie, ale to nie jest to "fizis", nie ta masa mięśniowa, co wiele odbiera z tej postaci. Gdzie jest scena pogrzebu z wódką i kożuchem? Serial cierpi na oględne odhaczanie postaci z życia literatki prześlizgując się od figury do figury. Zbigniew Cybulski i Bogumił Kobiela to niestety wyłącznie nic ponad medialne wizerunki tych aktorów. Choć Oskar Borkowski jest nader uroczy w roli Zbyszka to poza rzucanym "starenia" i ciemnymi okularami nie dostaniemy nic więcej. Paulina Walendziak i Aleksandra Pisula dostają trochę więcej czasu ekranowego i wyciskają z niego ile się da. Jednak dlaczego postać Krystyny Sienkiewicz otrzymujemy prawie na półmetku serialu skoro aktorka współtworzyła STS? Produkcja przestraszyła się natłoku tuz naszego ekranu, jednak to nie jest zgodne z prawdą. Większość postaci to niestety "medialne atrapy" na niewykorzystanej Maryli i za starej Hannie Bakule kończąc. Dlaczego Eliza Rycembel nie została z nami do ciąży Agnieszki skoro Magdalena Popławska nie wygląda na 28 lat, kiedy poetka poznaje Przyborę? Dlaczego rodzice Osieckiej są grani przez starszych aktorów skoro na początku serialu mają ponad czterdzieści lat? Dlaczego w serialu nie ma Barbary Kwiatkowskiej - Lass i Daniela Olbrychskiego oraz Wojciecha Jesionki? Gdzie się podział romans z Rakowskim? Może udało by się zmieścić w serialu nawet próby samobójcze i testament młodej Osieckiej, która będąc z Hłasko miała jeszcze trzech innych adoratorów, gdyby serial miał piętnaście a nie trzynaście odcinków. Tak ważna z perspektywy licealnych perypetii poetki praca w radio jest tutaj zawarta w pojedyńczej scenie. Ciężka do określenia jest Pani Popławska jako starsza Agnieszka Osiecka, jednak to kobieta, która ożywia tą formalną skamielinę ekranu na apelu poległych dzielnie podając cytaty i eksponując kobietę, która idzie pod prąd i stawia na swoim. Brakuje tu też miejsca na zapoznanie się z genezą twórczości autorki, gdzie ja mogę zobaczyć dlaczego "Szpetni czterdziestoletni" zostali napisani tak a nie inaczej i co takiego ta postać myślała? W siódmym odcinku np. teoretycznie mógłbym się dowiedzieć dlaczego "Deszcze są niespokojne i potargały sad". Serial preferuje z lakonizmem i łopatologią wikipedii obrazować najistotniejsze romanse nie potrafiając narysować tła historycznego inaczej niż czerpiąc z polskich kronik filmowych, w dodatku z innymi lektorami. Czy zabrakło na to pieniędzy? "Osiecka" to czytanka o wdzięku notki biograficznej, gdzie można się czasem natknąć na bardziej istotny od faktów niedostatek żywych ludzi.