Co zostało zobaczone nie da się odzobaczyć: aktorka nawet nie próbuje udawać: gitarę trzyma jak pamiętna "makolągwa" z DDTVN, śpiewa na milczącym bezdechu ryby wyciągniętej z wody. Dodając do tego piosenkę odtworzoną ze starego garnka i fakt że dźwięk nijak ma się z synchronizacją tego co się dzieje na scenie. Resztę odcinka przemilczę - może poza komicznym statystą wjeżdżającym w kadr czerwonym 125 p i wychodzącym wprost w kamerę z miną: "Mamo, tu jestem! Gram Osieckiej!". Podsumowując: najgorszy odcinek z nawet nienajgorszego (o dziwo) serialu...