Na pewno nie nazwał bym tego „serialu” dokumentem! Żałosne przedstawienie nie pozwala mi odróżnić czy to serial, czy tanie porno! Fakty dziwnie i chaotycznie przedstawione, bardzo źle nagrany, dziwnie zrobiony, niby „dokument historyczny” o Romanowach. Jeśli chcecie zobaczyć jak mógłby uprawiać stosunek seksualny Mikołaj II, to jak najbardziej polecam, ale tylko i wyłącznie do tego. Według mnie serial nie przedstawia w ogóle żadnych walorów historycznych, bardzo płytkie i słabe komentarze „ekspertów” i według mnie najgorszy tego typu dokument o ostatnich Romanowach na tronie jaki widziałem w życiu. Reżyser może pomyślał, że jak pokaże w co drugiej scenie jak Cara ktoś zwodzi za nos, albo czy to penis albo waginę to wiele osób się zjara na pseudo dokument i będzie duży zysk przy małym wydatku Ja tak widzę ten serial i historia bardzo słabo przedstawiona, wielka szkoda bo mógłby to być naprawdę fajny serial
To jest serial, dla ludzi, którzy wcale nie interesują się historią, a lubią na przykład telenowele brazylijskie. To jest zupełnie inny target. Już te komentarze "ekspertów" przywodzą mi na myśl taki serialik TVN, na który się kiedyś natknąłem w oczekiwaniu na serwis informacyjny, którego akcja toczy się w szpitalu. Tam są różne dramatyczne sytuacje, scenariusze są pisane przez redaktorów "Życia na gorąco", albo innego tabloidu dla kobiet a na koniec bohaterowie z własnej perspektywy coś opisują i opowiadają o swoich motywach.
Tu jest lepsza scenografia, wyższy budżet, ale poziom merytoryczny i artystyczny (sic!) mniej więcej ten sam.
Jestem absolutnie pewien, że pozytywnie ten serial oceniają osoby, które niespecjalnie interesują się historią, niechętnie sięgają po fachową literaturą, grymasem na twarzy reagują na myśl o wzięciu do ręki 200-stronicowej monografii, precyzyjnie epatującej szczegółami.
Diabeł tkwi w szczegółach, szczegóły są kluczowe dla zrozumienia mechanizmów, przebiegu zdarzeń, niuansów politycznych... Ten serial słusznie kojarzy mi się z komiksem albo z kolorowanką dla dzieci. Jest kilka klisz, jest ogólny zarys, a reszta jest skrajnym uproszczeniem. W nauce o przeszłości uproszczenie jest kłamstwem, bo skomplikowane dzieje czy losy ludzi rzetelnie opisać można tylko poprzez drobiazgowe odtworzenie faktów, z uwzględnieniem całej masy czynników decydujących o takim a nie innym rozwoju sytuacji.
W produkcjach rozrywkowych można się pokusić o fragmentaryczność czy nawet umowność, ale wtedy pod żadnym pozorem nie nazywajmy tego dokumentem. Przy czym nawet w produkcjach stricte rozrywkowych można się z grubsza trzymać ducha prawdy, nawet jeżeli na potrzeby podkręcenia dramaturgii, tu czy tam od prawdy odejdziemy. Przykładem znakomity serial Czarnobyl, który, owszem, celowo operuje narzędziem metafory, wkomponowana jest tutaj jakaś autorska licentia poetica, ale ogólnie jest to spójne i logiczne, w ramach przyjętej konwencji. I nikt nie nazywa tego serialu dokumentalnym.
W tej produkcji o carze mamy do czynienia z bez porównania mniejszą uczciwością, większą nieporadnością i zdecydowanie większą ignorancją historyczną. Ten serial ma hołdować najniższym gustom, tak by był "przystępny" również dla kogoś kto brzydzi się książkami historycznymi, napisanymi przez historyków. Tacy ludzie mają niewiele albo zgoła żadne wymagania, łatwo ich zadowolić kolorową okładką, nieoczekiwanymi zwrotami akcji, podkręcaniem tempa i łzawymi rozterkami bohaterów. Dostają dokładnie to samo, co w operach mydlanych.