Drugi Second Honeymoon uważam oficjalnie za zamknięty. Razem z pojawieniem się łysego i czarnobrewego celnika, Claire tradycyjnie wpadła w tarapaty...I chociaż w książce akurat w tym przypadku, to nie była do końca jej "wina", to przecież wiadomo, że tak na ogól Cioteczka Claire mogłaby mieć na drugie "Katasfofa" ( uwielbiam jak Fergus wypowiada to słowo).
Co do książki... To nie będziemy się zagłębiać w meandry pt "To nie było tak", bo było zupełnie inaczej. Adaptacja rządzi się swoimi prawami i ten odcinek doprowadził do miejsca gdzie Jamie decyduje się jechać do Lallybroch - "Księżyc przemytników" zaszedł nad zadymionym Edynburgiem, a nie nad krzakami koło Arbroath... No ale przynajmniej Hayes i Lindsey (czy jak mu tam) dostali swoją sumiennie przeliczoną "działkę" w zyskach... Więc powiem Wam to co Jamie powiedział Claire "Nie martw się, Angielko. To był tylko niewielki chaos. Nie takie rzeczy widzieliśmy".
Jednak w tym chaosie, gdzie nie można spokojnie "usiąść na dupie", doskonale widać, że i Jamie, i Claire mają swoje dwa samodzielne, "osobne życia". Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, jak będą się docierać, co w "pewnym wieku" (już po 30-ce) jest cholernie trudne.
"Stubborn as usual" [Uparta jak zawsze] - powiedział uparty osiołek - Jamie po 20 latach widzi Claire prawie dokładnie taką samą jak wcześniej... Tyle że pewne cechy charakteru wzrosły u niej "wykładniczo"... Natomiast Claire nie poznaje swojego Szkota, który musi się tłumaczyć z "czarnych" kłamstw... hehe tak jakby kłamstwo zawsze nie było kłamstwem... Państwo Fraser kłócą się prawie cały odcinek z małą przerwą na super-kochany dialog o "piorunach z jasnego nieba" i o "słońcu rozświetlającym cienie", gdzie moim zdaniem przed wyjściem do rodzeństwa Campbell, Claire powinna pogłaskać Jamiego po głowie po zdaniu "Ale wrócisz?" (słodziaki)... Tak Claire (w końcu) wróci, chociaż przed nami kolejna katastrofa... tym razem nie z winy Sassenach - "Better Call Ned !!!"
Mnie rozwaliło to najbardziej ,, Ona jest chyba niespełna rozumu , najpierw chciała go zabić tylko po to żeby go później ratować a to zupełnie bez sensu" czy jakoś tak podobnie to leciało.
Oglądałam wczoraj to dzisiaj w nocy już nie bardzo pamiętam z dokładnością kolejności wyrazów i użytych słów w celu określenia jakiegoś sensu, ale mniej więcej tak to było.
Ten serial zaczyna za bardzo trącić romansem, nawet moja żona zaczęła go oglądać. Potrzebuję paru bitew, picia whisky i krajobrazów Highlands.
Dla mnie najlepszy odcinek do tej pory , zaczęło sie dziac w końcu , było morderstwo, przemyt, ukrywanie faktów. Teraz będzie jeszcze troche spotkania i zycia rodzinnego w rodzinnym domu Jemiego, bo musi byc spotanie z reszta rodziny a później się rozkreci. Do tej pory to było takie przygotowywanie do ich spotkania po latach a później wyjasnienie pewnych faktow i sa to rzeczy moze majce mniej akcji ,ale takie , które musiały byc zeby wszytko miało rece i nogi. Ksiazka lepsza ,ale tez początek właśnie taki troche wprowadzajacy.
Ogólnie bitew jest całkiem sporo w serii po przeniesieniu akcji do USA, popartych faktami historycznymi i postaci sa sprytnie wplecione w fakty historyczne , chociaz niektóre moze troche pomieszane i nie do końca chronologcznie wszystko ujete. Trzeba pamietac , ze to seria długa i wszystko jest przeplatane okresami spokoju i opisami zycia rodzinnego spokojnie płynacego w głuszy, pare przyjec, Indianie i wyprawy do plemion w celu w celu wymiany handlowej itp. rzeczy. sporo statków, zycia na pokladzie nie tylko w tej ksiazce ,ale tez innych i momenty wzglednego spokojju, jest róznorodnie a to chyba w sumie dobrze ,zeje st wszystko po trochu.No i troche przeniesien w czasie i wedrówki miedzy czasami ,ale to juz cicho sza.