Już dawno mnie tak nic nie zszokowało(zniesmaczyło), jak sceny gwałtu gejowskiego w ostatnim odcinku. Oglądałem wiele seriali, ale czego takiego to jeszcze me oczy nie widziały. W sumie sam nie wiem jak to nazwać, ale oglądałem to przy kolacji i w pewnym momencie myślałem, że zwymiotuje.
A w której części mojej wypowiedzi jest napisane, że "nie rzygam" jak widzę gwałty na kobietach i uważam to za normalne? Dla twojej wiadomości nie uważam za normalne ani gwałty na kobietach ani na mężczyznach. Co więcej dla "osób", które dopuszczą się takiego czynu kary powinny być wysokie tzn. min. 25 lat więzienia plus kastracja chemiczna.
Wcale ci się nie dziwię, też miałem taka ochotę jednak ja z zasady jak już coś oglądam to staram się oglądać w całości.
Ja także przewijałam odcinek, albo chociaz wyciszałam głos. Wystarczyło mi to, ze czytając ksiazke musiałam to sobie wyobrazic.nie chciałam dodatkowo na to patrzeć.nie mogłam sie przemóc.
Ja mam zamiar, właśnie rozpocząć czytanie książek na podstawie których powstał ten serial. Mam tylko nadzieję, że książki będą warte poświęconego nim czasu.
W jednych momentach książka ( bo serial jest na razie ekranizacją I-go tomu pt "Obca") jest znacznie zabawniejsza od serialu. W innych znaczne bardziej infantylna. Na szczęście nie zdarza się to aż tak często i nie jest na tak strasznym "poziomie" jak u pani Meyer w "Zmierzchu" ( przeczytałam to dzieło, bo dostałam je pod choinkę ;)
Pomimo niedoróbek "Obcą" i jej ciąg dalszy można bardzo polubić właśnie za poczucie humoru, które często "zmiękcza" patetyczne chwile, które bez tego byłyby niestrawne, a tak są całkiem zjadliwe, czasem nawet wzruszające.
Gratulacje, że pomimo "szoku" chcesz się zabrać za słowo pisane.
Ja jestem wielkim fanem książek o tematyce historycznej i jednocześnie połączonych z fantastyką. Co do "Zmierzchu" to ja nie czytałem tej książki, ale za to ją przesłuchałem w postaci audiobooka i choć książka wybitna nie była to w sam raz się nadawała jako zabijacz czasu podczas koszenia trawnika przed domem ;)
Wdg. mnie dużym plusem książki jest plastyczność języka. Autorka wykreowała ten świat w tak zmysłowy sposób, że czytając powoli się w niego zanurzałam. Obojętnie co opisywała: mroczne korytarze zamku Leoch, jesienne Lallybroch, tajemnicze Craig Na Dun, zimne noce na wrzosowiskach, cuchnące uliczki Edynburga, tułaczki bohaterów po bitewnych polach i ogarniętej wojną Szkocji - szłam za nimi krok w krok.
Wspomniany humor, którego w serialu jest trochę za mało.
No i bohaterowie - w większości z krwi i kości - Jaime praktycznie od samego początku "wyskakiwał" na mnie ze strony jak żywy chłopak.
Natomiast czego książce brakuje, to porządny edytor. Pani Gabaldon jak się rozpędzi, to człowiek w pewnym momencie łapie się za głowę "o czym ona na miłość boską od pięciu stron chrzani?"/ "czemu ma służyć ta idiotyczna scena?". Pojawiają się dziwne dygresje, fabuła zaczyna się rozjeżdżać. Najlepszy przykład, to wątki "francuskie".
Tylko jak wytłumaczyć to autorce, która sprzedaje swoje książki w milionach egzemplarzy i nie schodzi z list bestsellerów? ;-)
Może to dziwne, ale dla mnie najgorsza była scena nr 2, nie dałam rady obejrzeć jej w całości. Ten poziom upodlenia człowieka zwyczajnie nie mieści mi się w głowie i wywołuje więcej niż uczucie dyskomfortu. To było chyba gorsze, niż przemarsz nagiej Cersei w finale GOT. Scenę nr 3 też oglądałam kątem oka, niby nie wiele pokazali, ale obleśna gęba Randalla w jednym momencie przyprawiła mnie o ciary.
W sumie największy szok musieli przeżyć ludzie nie zaznajomieni z książkowym pierwowzorem.
ja też...
nie zrozumcie mnie źle, ale trafiłam na ten serial przypadkiem i James był taki kochany facet, taki męski pomimo swego niedoświadczenia...
a ten gnojek Randall go złamał... mnie w sumie autorka tej sagi też kurde złamała...
chyba muszę odczekać, aż mi emocje opadną i dopiero za jakiś czas obejrzę 2 sezon...
nie mogę uwierzyć, że spotkało to James'a... on był taki delikatny i męski zarazem... teraz na niego będę patrzeć z litością...
cholera, a nie o to chodziło...
kurde... ;/
tak,tylko zaloze sie ,ze po obejrzeniu fragmentu ukazujacym gwałt na kobiecie nie wpadasz na fora i piszesz temat" jaki to brutalny i oblesny gwałt nakręcono,jejku,jakie to niesmaczne i szokujace, nie mogłem przełknąć mojego schabowego"
Tak jak już wcześniej napisałem, uważam za niedopuszczalne gwałty zarówno na kobietach jak i na mężczyznach i jedzenie przysłowiowego "schabowego" nie ma z tym nic wspólnego. Jednak muszę przyznać, że coś w tym jest, bo media masowe tak upowszechniły "gwałty na kobietach", że mogą one wydawać się mniej odrażające niż to jak mężczyzna gwałci mężczyznę (swoja drogą pierwszy raz coś takiego widziałem i to też spotęgowało moje odczucia). Na koniec zacytuje fragment z jednego z powyższych postów: "W sumie największy szok musieli przeżyć ludzie nie zaznajomieni z książkowym pierwowzorem...". Zgadzam się z tym cytatem, gdyż odnosi się on do mnie, bo jeszcze parę odcinków wcześniej nie spodziewałem się, że tak potoczą się sprawy.
Możesz sobie jeszcze poczytać "radosną" dyskusję na ten temat w tym wątku:
http://www.filmweb.pl/serial/Outlander-2014-690404/discussion/Jack+Randall,26486 97
I kilka cennych uwag od Arya_2
z
http://www.filmweb.pl/serial/Outlander-2014-690404/discussion/John+Grey,2655194
<<A wracając do pokręconej wyobraźni pani Diany, to lubi ona zamieniać rolami męskie i damskie postacie.>
Tak wiem, za to również serial zgarnia wysokie oceny u recenzentów, za ten genderowy przewrotny misz-masz. Mnie się to również podobało bardzo podczas lektury książki, a przynajmniej intrygowało, był to jeden z aspektów, który spychał powieść z kolein tzw. historycznego romansu (którymi przestałam się ekscytować w wieku 14 lat, potem już tylko chichotałam i przewracałam oczami). Dlatego mnie osobiście nigdy nie przeszkadzał wątek "miłości"/obsesji Randalla wręcz przeciwnie, autorka trochę go tylko w pewnym momencie przerysowała, a serialowa wersja lekko mną wstrząsnęła na wpół pornograficznym wykonaniem. Chciałam pokazać serial mamie, której również podobała się książka i lubi szkockie klimaty. Teraz wiem, że nigdy tego nie zrobię.
Swoją drogą, to czuję się trochę ogłupiona czytając artykuły w amerykańskich mediach w temacie ostatnich odcinków, normalnie je opiewają jako "kamień milowy" w przedstawianiu przemocy seksualnej na ekranie tv i jak to było zrobione "właściwie" w przeciwieństwie do GOT (Sansa). Im więcej czytam, tym bardziej nie rozumiem LOL dla mnie przekroczyli granice dobrego smaku w obu odcinkach. Co by nie powiedzieć o GOT to nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek zaserwowali choć jeden odcinek, który składał by się wyłącznie z przemocy pod każdą możliwą postacią: wieszania, łamania karków, kończyn, brudu, duszenia, obmacywania, wbijania gwoździ, epatowania bliznami, itd. coraz "przyjemniej" aż do następnego odcinka.>
I ode mnie:
< A w sumie GOT powinno zaserwować właśnie taki "równomiernie" obrzydliwy odcinek. W serialu HBO wszystko jest takie wyważone, ( tu trochę tego, tu trochę tamtego ), że w moim odczuciu ten serial (na mnie) w ogóle nie działa. Owszem śledzę, bo wypada znać, ale nikomu nie kibicuję. Paradoksalnie z całej galerii typów najbardziej lubię Cersei, a tyłek Sansy obchodzi mnie tyle co zeszłoroczny śnieg, a przecież tak nie powinno być.
Kumulacja obrzydliwości w "Outlanderze", zrobiła to co miała zrobić i było to "właściwe". Sprawiła, że publiczność przyzwyczajona do regularnej przemocy, w tym przemocy seksualnej ( męsko-damskiej ) zamarła nad schabowym, lub nie przeżuła kanapki.
Myślę, że w telewizyjnym świadku już dawno nie udało się nikomu dokonać tej sztuki. Przemoc w takim wydaniu poruszyła zatwardziałych (męskich) heteryków, oburzonych "gejowskim porno", a reszcie dała po głowie ogólną ohydą wywołując nerwowy, żenujący chichot.
Poprzednio udało mi się tak współczuć jedynie bohaterom "Pacyfiku", gdzie z odcinka na odcinek było coraz więcej dżungli, sraczki, błota, urwanych kończyn, konających kolegów, trupów i przemocy dookoła.
Myślę, że skoro mamie podobała się książka, to spokojnie może obejrzeć serial, tylko powinna to zrobić "samodzielnie". Takie mocne sceny nie nadają się do oglądania grupowego, bo za bardzo grają na emocjach i pozostawiają (naturalne) uczucie wstydu. >
Tu nawet nie ma co porównywać sceny gwałtu na Sasnie w Grze o tron ze sceną gwałtu w Outlanderze. Tzn. obie były chore, ale jednak w GOT ta scena to może trwała ze dwie czy trzy minuty i opierała się głównie na odgłosach gwałtu i wyrazie twarzy "Fetora" który na to patrzył, natomiast w Outlanderze to było coś zupełnie odwrotnego.
Ale przez to, że GoT jest niezwykle popularne, było wokół tamtego gwałtu znacznie więcej szumu ( przynajmniej w USA ).
Mam odwrotną opinię na temat wartości odcinków z gwałtem w GoT i Outlanderze, niż Ayra_2
Przekraczanie granic dobrego smaku i nie liczenie się z "żołądkiem " odbiorcy zaliczam jak najbardziej na plus.
Miny Fetora (owszem ekspresyjne) w żaden sposób nie sprawiły, że los Sansy mnie poruszył.
Ot kolejna dziołcha wmanewrowana w nieudane małżeństwo (takich w różnych filmach i serialach było na pęczki).
Za to wyczyny Black Jacka Randalla podniosły mi ciśnienie, pozbawiły apetytu i skłoniły do odwracania wzroku.
I taka powinna być "normalna" reakcja w każdym przypadku gwałtu.
Więc cenię sobie to, że wylaniem mi na głowę wiadra pomyj, reżyser Anna Foerster przypomniała mi o tym.
<Za to wyczyny Black Jacka Randalla podniosły mi ciśnienie, pozbawiły apetytu i skłoniły do odwracania wzroku.
I taka powinna być "normalna" reakcja w każdym przypadku gwałtu.>
Spotkałam się z tym argumentem. Nie twierdzę, że jest pozbawiony słuszności, ale nie do końca mnie przekonuje. Wdg, mnie te dwa ostatnie odcinki były tak "podkręcone", że w pewnym momencie zagubiły gdzieś dramatyzm. Oglądając nie myślałam "to wstrząsające", tylko "ugh, to ohydne", na tej zasadzie jak widzisz rozsmarowane gdzieś ekskrementy. Nie widziałam żadnej przemyślanej kompozycji fabularnej jak np. odc. 6, tylko obrzydliwość goniącą obrzydliwość, aż wszystko zrobiło się groteskowe do granic śmieszności. Randall zamienił się w jakiegoś perwersyjnego "czarnego luda", scena kiedy przybija do stołu Jamiego, a następnie całuje go - z zawodzącą Claire uwieszoną na jego szyi, niemal sprawiła, że parsknęłam śmiechem. Cały motyw pożądania jakie czuł do chłopaka, do tej pory mroczny i wiarygodny, zrobił się w tym momencie karykaturalny.
Rozumiem, co chcieli pokazać, że gwałt jest ohydny, że nie jest to dziewicza i subtelnie oświetlona postać upozowana w pościeli i cicho pojękująca zza offu (jak Sansa), tylko ktoś nagi, brudny, zakrwawiony, krzyczący z bólu i rzucony na stół jak kawał mięsa. Tylko, że w pewnym momencie był tego już taki nadmiar, że cały tragizm gdzieś...uleciał i pozostał niesmak.
Wyraz oczu Jamiego, kiedy Randall podziwiał "arcydzieło" na jego plecach, był dla mnie bardziej wymowny, niż większość "tych" scen z kolejnego odcinka.
Niewątpliwie 2 ostatnie odcinki są "pojechane po bandzie" i albo można to kupić ( chociaż nie strawić ), albo nie.
Ciągnąc kulturalnie spór o groteskowość i karykaturlaność przemocy muszę odwołać się do dwóch rzeczy, o których pisałam wcześniej w tematach dotyczących finałowych odcinków.
Podobne nagromadzenie "nieprzyjemności" znalazłam u Stevea McQueen. W "Głodzie", "Wstydzie" i w "Zniewolonym".
Jego bohaterowie są równie absurdalni i zapętleni jak Randall z Jamiem. Człowiek (widz) ma ochotę dać im po głowie żeby "znormalnieli".
Co ciekawe mistrzem "jechania po bandzie" okazał się też Mel Gibson. Przedsmak dał w "Braveheart'cie", żeby w pełni zaszokować dewotki "Pasją", wcześniej trenując tortury w "Apocalipto". Toż to było mistrzostwo świata w zmysłowym, niemal seksualnym pokazaniu przemocy.
Tu kończę punk pierwszy - czyli jak serial TV nawiązał do obrazoburczych obrazów kinowych.
Punkt drugi - kino nie wymyśliło epatowania przemocą ( i seksem).
Już w gotyku "uduchowieni" malarze torturowali całe tabuny świętych męczenników, z Ukrzyżowanym na czele. Groteskowe sądy ostateczne miały wzbudzać strach i obrzydzenie. Owa rycząca Clair z przybitym Jamiem mnie zupełnie nie rozbawiła tylko przypomniała lekko zielonkawe Marie Magdaleny wijące się po różnych zdjęciach z krzyża od późnego gotyku po barok. Nie twierdzę, że dawni mistrzowie nie ocierali się o groteskę. Wprost przeciwnie. Często specjalnie popadali w karykaturalność. Podobna mroczność i fascynacja śmiercią opanowała malarzy w baroku. Mistrzem zmysłowego przedstawiania śmierci był (homoseksualista) Caravaggio. Włoski mistrz pewnie by uznał, że spocone, lecz niewątpliwie piękne ciało Frasera, spoczywające na kolanach Randalla, oświetlone z boku pochodnią (całkiem w stylu Caravaggia), to dobry temat na kościelny obraz -np św. Szczepan, lub coś w tym guście.
I tak od groteski i kiczu, jest całkiem niedaleko do uznanych mistrzów sztuki wysokiej.
A ocena jak zwykle należy do odbiorcy.
Od razu zwróciłam uwagę na twój post nawiązujący do malarstwa w innym wątku bo po amatorsku interesuję się historią sztuki. "Malarskość" zdjęć w serialu mnie zauroczyła i uważam ją za duży plus.
Caravaggio - też o nim pomyślałam, serialowy Jaime wygląda w niektórych ujęciach jakby właśnie zszedł z jego obrazu (cała pierwsza retrospekcja w finałowym odcinku jest w tym klimacie), w przedostatnim odcinku widziałam Georga De La Tour - twarze Randalla i Jamiego, które wyławiało z mroku tylko wątłe światło świeczki, znikały gdy ona gasła. Sceny w Lallybroch - konkretnie ta, kiedy Jaime opowiada Claire o śmierci ojca, to był piękny Vermeer (też barok) dla odmiany ;-)
No dobra, wyjąca Claire wczepiona w bohaterską pierś męża też była bardzo malarska (nie potrafię sprecyzować z jakim obrazem mi się skojarzyła) ale całość...Amerykanie mają na to najlepsze określenie "over the top". Tu ręka zmiażdżona młotkiem, tam gwoździk wbijany w maksymalnych zbliżeniach, Claire ryczy jakby jej serce z piersi wyrywali, Randall demonicznie dogaduje, że przecież jeszcze nie zaczął i wreszcie ten wymuszony pocałunek na oczach żony. Chyba nawet Jaime uznał, że co za dużo to niezdrowo, bo kazał ją Randallowi uprzątnąć ze sceny.
W książce bardzo dużo miejsca poświęcono duchowemu odrodzeniu bohatera, w odcinku zajęło to 5 sekund. Z jednej strony dobrze, że na ekran nie trafiły słynne seksorcyzmy, ale cały czas mam wrażenie, że zmarnowali 2 odcinki na groteskową przemoc, a na to co najważniejsze czasu zabrakło.
Może tę duchową i fizyczną rehabilitację pokażą na początku przyszłego sezonu. Nawet by to ładnie wyglądało jako punkt wyjścia opowieści Clair: "...a potem poskładałam go do kupy".
Przemyślałam sobie jeszcze "pocałunek czarnego luda"- Black Jacka. Scenę, która była dla Ciebie "over the top", czyli tak "straszna, że aż śmieszna" i "co za dużo to nie zdrowo".
Jakoś ostatnio media kreują w ten sposób wizerunek "ZŁYCH", że są oni fascynujący (nawet w swej brzydocie), magnetyczni, mądrzy, estetyczni oraz w centrum uwagi.
Paradoksalnie groteskowy pocałunek Randalla, sprawił że magnetyczno - estetyczna otoczka wokół "Złego" prysła.
Środek ciężkości ze złoczyńcy przesunął się na ofiarę. Mnie jako widza zdecydowanie bardziej od tego co zrobi Randall interesowało to, jak zareaguje na to Jamie. Wyraz udręczonego obrzydzenia na granicy wymiotów po obślinieniu przez Anglika, skutecznie odciągnął moją uwagę od zawodzącej Clair i tegoż dogadującego Randalla.
To Jamie, pomimo roli ofiary stał się postacią centralną dramatu rozgrywającego się w Wenworth Prison, a karykaturalność i obleśność Randalla (bo czemu ohyda ma być piękna?), skutecznie w tym dopomogła.
"W książce bardzo dużo miejsca poświęcono duchowemu odrodzeniu bohatera, w odcinku zajęło to 5 sekund. Z jednej strony dobrze, że na ekran nie trafiły słynne seksorcyzmy,"
Jeśli chodzi o mnie to jakoś nie zauważyłam żeby w książce tak wiele czasu poświęcono uzdrawianiu psychiki Jamiego, z tego co zauważyłam to bardziej skupiono się na ranach fizycznych, a uzdrowienie psychiczne polegało raczej głównie właśnie na "seksorcyzmach" (swoją drogą to muszę przyznać, że ten neologizm jest genialny :D)
"Seksorcyzmy" to wyjątkowo skuteczny rodzaj terapii. Wyniki badań potwierdzają 105 % skuteczność już w trakcie zastosowania.
Chodziło mi o całą walkę, jaką Claire stoczyła o jego zdrowie psychiczne i fizyczne. W książce był praktycznie w stanie agonalnym, a ona nie odpuściła dopóki nie przywróciła go do życia dosłownie i w przenośni. Wszystko to było dużo bardziej dramatyczne, były tam piękne sceny jak ostatni sakrament, kiedy Claire po raz pierwszy od czasu Wentworth zobaczyła w jego oczach spokój, czy niezmordowana walka Claire i brata Anzelma ze zbliżającą się śmiercią łącznie z obkładaniem ciała Jamiego znoszonym z gór śniegiem. Potem jego powrót do zdrowia i znowu zapadające w pamięć fragmenty, jak np. scena gdy ogląda swoją okaleczoną rękę i płacze ze szczęścia bo był pewien, że ją amputowali.
Nie licząc seksorcyzmów autorka wykonała moim zdaniem kawał dobrej roboty opisując jak może wyglądać powrót do życia kogoś, kto przeżył i przetrwał nie dającą się ogarnąć rozumem traumę. W serialu tego zabrakło. Ostatni odcinek to praktycznie nie kończący się gwałt, Jamie informujący wszystkich dookoła, że zamierza się zabić, po czym BAM BACH Claire wali go w twarz, daje kopa między nogi i Jamiemu jak ręką odjął odechciewa się umierać.
Tak na poprawę humoru - Randall i Jamie z "przymrużeniem oka" ;-)
http://lehanan.deviantart.com/art/Outlander-parody-486125870?q=gallery%3ALehanan %2F868328&qo=54
Po prostu inaczej odebrałam to wszystko.
Stan Jamiego bardziej interpretowałam jako wynik urazów fizycznych aniżeli traumy psychicznej, i zdawało mi się, że to głównie rany fizyczne są poddawane leczeniu.
Np niemożność przyjmowania pokarmów nie była spowodowana tak jak to przedstawiono w serialu - traumą, tylko chorobą morską w połączeniu z urazami wewnętrznymi.
Claire jako pielęgniarka odwaliła faktycznie kawał dobrej roboty, jednak jako terapeutka nie spisała się najlepiej.
Nie kojarzę żadnych słów otuchy z jej strony, na zwierzenia Jamiego raczej odpowiadała ciszą. Wyraźnie było napisane, że Claire nie chciała tego słuchać, i miała nadzieję, że ktoś inny przejmie w tym pałeczkę.
Początkowo po uwolnieniu Jamiego, Claire czuwała przy nim dzień i noc, jednak w opactwie nie dzielili już nawet pokoju. Jamie pozostał sam sobie, a ona pałętała się zwiedzając biblioteki, szklarnie i prowadząc rozciągliwe dyskusje dotyczące jej rozterek dotyczących wiary i małżeństwa z Frankiem.
No i najlepsze "seksorcyzm" Nie wiem jakim cudem w ogóle jej to przyszło do głowy... W filmie była przynajmniej wzmianka o dyskusji innych szkotów, którzy doszli do wniosku, że aby wyciągnąć go z tego mroku, trzeba najpierw do niego wejść. W książce, Claire ni z gruszki ni z pietruszki, spakowała zestaw wstrząsowy i przystąpiła do rozszarpywania nożem ran Jamiego co zakończyło się owocnym seksem i cudownym uzdrowieniem zarówno psychicznym jak i fizycznym.
Ja to odebrałam tak, że Jamiego prawie zabiło zakażenie ran w zmiażdżonej ręce, ogólne wyczerpanie spowodowane pobytem w więzieniu i chorobą morską oraz głęboka depresja z powodu tego, co zrobił mu Randall. W czasie pobytu w opactwie jego stan się pogarszał pomimo najlepszej (możliwej) medycznej opieki, psychicznie zaczynał odpływać, wcześniej jechał na adrenalinie (trzeba było uciekać przed Anglikami, poza tym był szczęśliwy, że żyje i znowu jest z Claire), ale kiedy zniknęło namacalne zagrożenie jego umysł zaczął powoli ogarniać to, co mu się przydarzyło, a co wcześniej skutecznie blokował. I było to więcej, niż ktokolwiek mógłby znieść. Pogarszający się stan emocjonalny sprawił, że organizm przestał walczyć z chorobą.
Claire nie dzieliła z nim pokoju ponieważ on sobie tego nie życzył, faktycznie kilka razy ją z niego wyrzucił.
Czytając przyjęłam do wiadomości, że Claire jest specyficzną osobą - służyła na frontach II wojny światowej, jest twarda i zewnętrznie nie roztkliwia się nad nikim. To jej sposób na przetrwanie i utrzymanie przy życiu innych. Najlepiej oddaje to jej kwestia "I bardzo dobrze" wygłoszona dziarsko kiedy Jaime wspominał, że z Randallem w pewnym momencie osiągnął już taki stopień bólu, że właściwie przestał już cokolwiek odczuwać. Na co Jamie spokojnie przytaknął. Ale w sumie...co mogła innego w tej sytuacji powiedzieć?
Tym niemniej przyznaję, że serialowa Claire bardziej przypadła mi do gustu - poza właśnie tym ostatnim odcinkiem. Ma w sobie ciepło, którego książkowej czasami brakowało.
Ale ja nie twierdze ,ze ty uwazasz gwałty na kobietach za dopuszczalne,tylko nie brzydza cie tak jak na mezczyznach(mówimy tu o filmach ,nie o realu)
Tu nawet nie chodzi o to ,że mnie "tak nie brzydzą" tylko o to, że pierwszy raz na oczy widziałem coś takiego tzn jak facet gwałci faceta.
Też mnie zszokowała ta scena, cały odcinek, ale nie przez to, że Jonathan zgwałcił faceta, a nie kobietę. To był pierwszy gwałt na ekranie, jaki mnie naprawdę poruszył. Do dzisiaj mi nieprzyjemnie, jak sobie o tym pomyślę. Chodzi o sposób, w jaki to pokazali. Przede wszystkim o to, że skupili się na Jamiem i na jego późniejszych przeżyciach. Jamie z wesołego, tryskającego życiem chłopaka stał się ponury i milczący, przerażał go dotyk Claire. Dzięki przedstawieniu emocji ofiary te wydarzenia wydawały się prawdziwsze i przez to o wiele bardziej przerażające. W większości filmów i seriali, choćby w GoT, gwałt może i jest okrutny, ale zazwyczaj na scenie gwałtu wątek się kończy. Nie pokazują, jak ofiara czuje się potem i jak dochodzi do siebie.
Zgadzam się, tzn nie oglądałam tej sceny w GOT, jednak muszę przyznać rację, że bardzo często w filmach mamy do czynienia z ukazaniem gwałtu dla samego gwałtu, nie bacząc na konsekwencje mogące wynikać z takiego czynu.
Takie postępowanie jest według mnie błędem, ponieważ co poniektórzy mogą z czasem umniejszać rangę gwałtu.
Serio, naprawdę zanim zaczniesz komuś odpisywać na temat, który został poruszony 6 lat temu to może byś raczyła przeczytać wątek poniżej, bo już to o czym piszesz było tam poruszane kilkukrotnie i nie chce mi się kolejny raz o tym pisać.