Witam wszystkich i od razu odradzam dalsze czytanie jeżeli ktoś nie lubi spojlerów! :)
Zwracam się głownie osób, które są już po lekturze co najmniej tomu 6 pt. "Tchnienie śniegu i popiołu".
Co myślicie na temat powrotu Brianny i jej rodziny do roku 1980? Spotkają się jeszcze z Claire I Jamiem?
Jestem też ciekawa co myślicie na temat wprowadzenia wątków Williama i Lorda Johna jako głównych postaci sagi.
Nurtuje mnie też sprawa skradzionego Jokaście złota przez Archa Buga.
Wszelkie spojlery mile widziane! :)
Zapraszam do dyskusji! :)
Złoto wylądowało w posiadaniu Fraserów. Pod koniec 7-go tomu "Kość z Kości" było ukryte w jaskini Hiszpana. Jego dokładną lokalizację znali dziadek James Fraser i wnuk Jeremiach MacKenzie.
Może w świeżo wydanym polskim tłumaczeniu 8-go tomu "Spisane własną krwią" wyjaśni się, czy Jamie zużyje je na zakup broni, czy dotrwa ono z grubsza w całości do czasów współczesnych.
Pod koniec 7-go t. rodzina MacKenzich była "w rozkroku" pomiędzy współczesnością a powrotem do przeszłości. Wszystkiemu zawiniło niespodziewane pojawienie się pra-pra-dziadka Williama Buccleigha i zakusy kolegi z pracy Brainny na "francuskie złoto". Z tego co wymknęło się czytelnikom angielskiego oryginału, można wywnioskować, że w przeszłości wylądowali jedynie Roger i Buccleigh. W dodatku mniej więcej wówczas gdy cofnęła się Geillis Duncan, czyli przed pojawieniem się Clair.
Co myślę o rozdzieleniu się rodziny Brianny od dziadków Fraserów. Było mi szkoda, bo lubiłam relację pomiędzy Jamiem i Jemmym, no i "szorstki" związek Frasera z zięciem.
Koniec "Jesiennych werbli", gdy mimo możliwości powrotu, Roger i Branna zdecydowali się zostać wbrew nadciągającej wojnie obiecywał, że zdobyte z trudem umiejętności szermiercze zostaną spożytkowane na coś więcej niż ściganie Stephena Bonneta. Autorka znowu zakpiła sobie z takich oczekiwań i wprowadziła do gry młodszą generację bohaterów. Zamiast współczesnego spojrzenia na Rewolucję Amerykańską, które zapewniłby Roger jako uczestnik walk, dostaliśmy zabawę w kotka i myszkę Iana z klonem Jamiego, czyli Williamem Ransomem, hrabią Ellesmere. Większą obecność Lorda Johna w tomie 7 nie odczułam jako wprowadzenia "nowego głównego bohatera". Lord John zawsze był ważny, choć przez większość czasu obecny poprzez "kontakt listowy". Za to William dorósł, zyskał wpływ na akcję, wyszedł z cienia, więc szczerze mówiąc nie mogę się doczekać konfliktu pomiędzy dwoma Fraserami w najnowszej części cyklu.
Zaczęłam czytać 7 tom i aktualnie jestem w miejscu jak przypadkowo z ręki Iana zginęła Murdina Bug, ale skoro piszesz, że złoto zostanie u Fraiserów to znaczy, że z Archem chyba też sobie jakoś poradzą...
Szkoda, że Brianna nie wraca, liczyłam na kolejne jej spotkanie z bratem. Chociaż w sumie 9 tom dopiero powstaje, więc jest jeszcze nadzieja na połączenie rodziny :) Swoją drogą jestem ciekawa jak Pani Gabaldon zakończy sagę, bo 9 tom ma być podobno ostatni.
"Z tego co wymknęło się czytelnikom angielskiego oryginału, można wywnioskować, że w przeszłości wylądowali jedynie Roger i Buccleigh. W dodatku mniej więcej wówczas gdy cofnęła się Geillis Duncan, czyli przed pojawieniem się Clair."
A to ciekawe! Bo jak do tej pory wszystkim udawało się przenosić do mniej więcej tego samego okresu, a tu wylądują dużo wcześniej. Ciekawe czy to będzie zamierzony efekt czy przypadkowy...
No i oczywiście jestem ciekawa w jaki sposób William dowie się kto jest jego ojcem i jak będzie wyglądało ich pierwsze spotkanie po tej "nowinie". :)
<Jestem też ciekawa co myślicie na temat wprowadzenia wątków Williama i Lorda Johna jako głównych postaci sagi.>
Noo...początkowo było to trochę jakby seria o Harrym Potterze i jego dwójce przyjaciół stawiających czoło Voldemortowi, nagle zamieniła się w opowieść o przygodach Charliego Wesley'a ze smokami w Rumunii, schorzeniach i dolegliwościach krewnych Lucjusza Malfoy'a i sekretnym romansie profesor McGonagall z Aberfothem Dumbledorem, z Trio i Voldemortem wciśniętymi gdzieś pomiędzy.
Potem jednak się przyzwyczaiłam i "Echo w kości" ogólnie bardzo mi się podobało (na pewno bardziej niż poprzedni tom). Trochę przypominało "Podróżniczkę" w tym sensie, że bardzo dobrze równoważyło elementy dramatyczne i komediowe, było w niej wiele zacnych scen, takich do śmiechu, płaczu albo obu na raz, jednym słowem takich, do których chce się wracać. Poza tym na ogół tak dobrze napisana, że koparka opada. Obraz XVIII wieku i sposób w jaki autorka pokazuje życie w nim "obcych", czyli przybyszy z innego czasu, jest kapitalny.
Na minus: za dużo opowieści o schorowanej rodzinie Lorda Johna i różnych innych postaciach, które jak mniemam pochodzą z osobnej serii mu poświęconej. I zdecydowanie za wiele mało porywających opisów brytyjskich kampanii wojennych w pierwszej części. Oraz:
<No i oczywiście jestem ciekawa w jaki sposób William dowie się kto jest jego ojcem i jak będzie wyglądało ich pierwsze spotkanie po tej "nowinie". :)>
He he he he. No oczywiście, istny kociokwik w stylu, który autorka lubi najbardziej. Za dużo rzeczy wydarzyło się na tych kilkudziesięciu ostatnich stronach: rzekoma śmierć Jamiego, oskarżenie Claire o szpiegostwo, pośpieszny ślub i "noc poślubna", powrót Jamiego z ławicą "Czerwonych Kurtek" za plecami, ujawnienie ojcostwa, "porwanie" Johna, uprowadzenie Jema, powrót Rogera i Bucka do przeszłości, Brianna sam na sam ze stalkerem no i clue wszystkiego, czyli konfrontacja Iana z Archem Bugiem. Arch Bug, podążający śladem Młodego od początku książki ruchem jednostajnie przyspieszonym, nie zbacza z trasy nawet kiedy Ian wybiera się do Szkocji i trafia do drukarni Fergusa idealnie co do minuty, kiedy znajduje się tam Ian, Rachela, William oraz pies. Ale jaja :-)) trochę szkoda, bo wątek Iana i Hunterów poza tym przypadł mi do gustu,
Moim zdaniem wątek Archa oraz ujawnienie ojcostwa Williama mogły spokojnie trafić do kolejnego tomu, bo tak to zrobił się trochę z tego groch z kapustą.
Aby zakończyć pozytywnym akcentem - listy! Widziałam kilka autentycznych listów z XVIII wieku i muszę przyznać, że autorka fantastycznie stylizuje korespondencje swoich bohaterów w duchu tamtych czasów. Poza tym przy ostatnim liście Jamiego można się spłakać ze śmiechu :-)
Kończę dopiero 1 część 7 tomu, bo mam ostatnio za mało czasu na czytanie, ale widzę, że jeszcze sporo "akcji" przede mną :)
Jestem ciekawa jak Diana zakończy 9 tom, który ma być niby tym ostatnim. Z jednej strony to dobrze, bo każda historia musi się prędzej czy później skończyć, ale jestem pewna, że po skończeniu całej sagi będzie mi ich brakować...