Disney i jego tłumaczenia to istna patologia. Jak nie Wodogłowie Małe, to Płazowyż :D
To pewnie ci sami tłumacze od "wazelinopunktów" i słynnego zdania Stanka: "Kto mi ładniej posmaruje..."
Skąd dzieci mają wiedzieć czym jest amphibia? To nie jest wina tłumacza jego zadaniem jest zachęcenie widzów tytułem dlatego często tytuł polski jest inny od angielskiego. A płazowyż bardzo mi się podoba jako tytuł, przynajmniej nie nazwali tego żabogród ;) A jak chodzi o wodogrzmoty małe wykazują się wielką inwencją twórczą bo idealnie wpasowuje się w małomiasteczkowe klimaty i nadaje takiego polskiego sznytu. Jeżeli ktoś spolszcza bajkę to trzeba wziąć pod uwagę że będą to oglądać dzieci nie znające angielskiego.
To mogli dać podtytuł tak samo jak zrobili z Futuramą - "Futurama: Przygody Fry'a w kosmosie", a nie, że tłumaczą nazwy własne.
Sama Amphibia brzmi tajemniczo, tak samo jak Gravity Falls. Zauważ, że takie dodawanie polskiego akcentu nie zawsze działa - tutaj mamy przykład tego, jak przez infantylne nazwy wiele osób może zrezygnować z oglądania serialu (w tym nastolatkowie). Nie wspomnę już o tym, że nagle z Anne zrobili Polkę, zmieniając ją na jakąś Ankę Zaradną, jakby nagle reklamowała jakieś szmatki do kuchni (sic!). Co z tego, że ma tajskie korzenie. Całkowicie ją tego pozbawili. To tak jakby z Harry'ego Pottera zrobili Heńka Garncarza, bo przecież "tłumaczymy to na język polski", więc MUSI być polski akcent. Tak to nie działa.