czy tylko ja jedna jestem zdania, że końcowe dwie sceny z eleną i damonem były najlepszymi dotąd scenami 'między nimi' od początku istnienia serialu?? chodzi mi o scenę ze szpitala, i późniejszą rozmowę w domu salvatorów. bo czytając komentarze na forach odniosłam wrażenie, że większość ludzi stwierdzała po prostu "aa, spoko odcinek, może być" a mnie właśnie wyjątkowo chwyciły za serce te ostatnie sceny. generalnie osobiście jakoś bardzo nie angażuję się emocjonalnie w ten serial, ale ostatnie sceny oglądałam chyba z 10 razy. pomijając bezbłędną muzykę, mile zaskoczyło mnie nowe wydanie damona. od początku byłam zdecydowanie przeciwna jego nowemu, bardziej przymilnemu wcieleniu, ponieważ tracił mnóstwo ze swojego charakteru, a ja właśnie pokochałam go za damona z pierwszego sezonu. a tu fajna niespodzianka, mimo, że zaczyna on być bardziej 'stefanowy' nie przeszkadza mi to a wręcz przeciwnie. może dlatego, że postawiony jest w jego stosunku do eleny nacisk bardziej na taką opiekuńczość i ciepło, które jednak nie 'razi' tak jak przesłodzona i przesadzona wielka miłość stefana do eleny, która na wielkim pustym "I love you so much" się kończyła w zasadzie. no. więc tyle chciałam powiedzieć :d ktoś ma podobne wrażenia dotyczące scen o których wspomniałam..?
pozdrawiam!