-Elena zginęła pod żyrandolem... epic
-Kai powrócił.... SUPER <3 (ironia)
-Jo straciła dzieci.... tego się nie spodziewałam
Ogólnie odcinek był nudny, ale ostatnie 10 minut nadrobiło.
Tak, ten żyrandol to było coś - śmierć jak Macy z mody na sukces (o ile to śmierć). A teraz poważnie, to, co najbardziej mnie raziło to fakt, że wszyscy od kilku odcinków powtarzają, że jak się weźmie lekarstwo i stanie człowiekiem to już nie można dokonać przemiany w wampira. Przepraszam, ale od kiedy to jest taka ŻELAZNA zasada? O ile dobrze pamiętam to Katherine się bała próbować bo "jeszcze nikt nie brał lekarstwa i nie wiadomo, co się stanie". No właśnie: NIE WIADOMO! W takim razie można założyć, że po tej niby śmierci Eleny, którą pokazał mu Stefan, Damon nie mógłby z powodzeniem spróbować znowu stać się człowiekiem? Przecież nie miałby nic do stracenia. Ale teraz, na potrzeby scenariusza, powstała takowa zasada, że ten, kto staje się człowiekiem po wzięciu lekarstwa nie ma już szans na bycie wampirem. Ale skąd oni są tacy pewni? Przecież Katherine jako jedyna je wzięła a ona nie próbowała ponownej przemiany!
Zacietrzewiłam się trochę tym, jak i innymi lukami w logice tego serialu. Wszystkie problemy, które nie są już scenarzystom potrzebne, są rozwiązywane w mgnieniu oka. Jak na przykład wielki konflikt między Jo a jej ojcem, jak i Liz a ojcem. Przecież on próbował obie zmusić do tej całej fuzji i obie go strasznie nienawidziły za to. A teraz na ślubie jedna wielka, szczęśliwa rodzinka - śmieszne! Podobnie jest w wieeelu innych przypadkach ale nie chce mi się nawet myśleć o tym.
+ za to, że jednak idą w stronę uśmiercenia Eleny a nie wysłania jej w świat bez wspomnień. Chociaż nie ma co mówić "HOP" :)