Co myślicie? Moim zdaniem bardzo ciekawy a zarazem smutny odcinek. Do tej pory żaden odcinek z tego sezonu tak mnie nie poruszył. Trochę się wkurzyłam na Damona, że tak potraktował swoją mamę przed śmiercią (chociaż z drugiej strony się mu nie dziwię). Przez chwilę byłam nawet pewna, że Lily wbije ten kołek w serce Juliana (myślałam, że wie iż nie są już połączeni), a tu taki fail. Nawet polubiłam postać mamy Salvatore ;c Od teraz nienawidzę tej całej Mary Lou ;/ Matt też mnie powoli zaczyna wkurzać, chociaż w sumie jego działania są usprawiedliwione. Jak myślicie, kim jest ta tajemnicza postać, która na koniec znokautowała Damona? W ogóle przez te dwie perspektywy czasowe mam mały mętlik w głowie.