Tak jak w temacie, sezon pierwszy był niezły do 4.
Reszta zaczęła być już mocno naciągana. Każdy z nich umierał kilka razy i naprawdę serial uwielbiam, ale to już nie jest to "wow, co będzie w następnym odcinku" Uważam, że odejście Niny nie zakończy produkcji kolejnego sezonu a szkoda, bo na tym mogli zaprzestać.
Jasne, trzy pierwsze sezony oglądałam właśnie z takimi emocjami "jak to już koniec?!", "ciekawe co będzie dalej, nie mogę się doczekać następnego odcinka", "szkoda, że to tylko 40 minut, tak szybko zleciało", a teraz oglądam, bo oglądam, ale nie sposób nie zauważyć, że wszystko jest naciągane, wciąż powracają te same schematy. Był sobowtór, w pewnym momencie zrobił się cały tłum sobowtórów. Połowa bohaterów umierała i ożywała. Nagle zaczęły się pojawiać jakieś dziwne drugie strony, inne światy, kotwice, przenoszenie się w czasie, umieszczanie w "piekle", coś, co wessało Kath... Kolejne klątwy, przepowiednie, super trudne zaklęcia, dziwaczne "więzi", które pojawiły się znikąd... Retrospekcje, które w pewnym momencie straciły swój klimat i przestały się trzymać kupy, widać, że są doklejane do nowych wątków na siłę. Wracający bez sensu zaginieni członkowie rodziny (Sarah, matka braci z jakąś świtą). Pierwotni, Kai i Enzo twórcom TVD się udali, ale ci wszyscy łowcy (nawet imion nie pamiętam), podróżnicy (to samo), Silas i Amara, Jo i para tych wnerwiających bliźniaków - za bardzo przekombinowali z tymi wątkami i niemal od razu traciłam zainteresowanie tymi supernaturalsami i ich dziwnymi misjami. W ogóle mam wrażenie, że od pewnego momentu scenarzyści zamiast postawić na ciekawą fabułę, relacje międzyludzkie, jakiś logiczny i trzymający w napięciu zarazem rozwój sytuacji, to zarzucają nas jakimś supernaturalnym uga-buga, domyślają naprędce nowe postacie, magiczne światy alternatywne itp., kompletnie ignorując, że Matt, Tyler i Jeremy kręcą się po ekranie bez sensu, relacje braci i relacje braci z Eleną są na trzecim planie, podobnie jak wszystkie przyjaźnie (no, może poza Damonem i Bonnie, ale tutaj może po prostu przygotowują grunt pod ich relację po odejściu Eleny), wątek studiów Eleny i Caro przestał istnieć zanim się na dobre zaczął, dziwaczny romans Caro i Stefana chyba nikogo jakoś specjalnie nie zainteresował, tak jak wątki nowych postaci (Jo się nie umywa do Meredith czy Jenny), a Alarick snuje się po ekranie jak i cała reszta. Do tego gdy fabuła siada, zawsze można wymazać komuś wspomnienia (ile razy można się w to bawić?), albo wyłączyć komuś człowieczeństwo (było, było, było... nuda). Serial stracił swój klimat i jest robiony na siłę według wciąż powtarzających się pomysłów :(