To serial sf, choć oczywiście Filmweb ma zwyczajowe problemy z prawidłowym określaniem gatunków. Nawet wikipedia angielska podaje, że to jest sf, serial post-apokaliptyczny (a więc też sf) oraz thriller polityczny.
O ile zdarzali sie brytyjscy i amerykańscy pisarze, którzy w miarę przekonująco operowali w fantastyce socjologicznej, o tyle twórcy amerykańskich i kanadyjskich seriali sobie z tą tematyką nie radzą. Z jakiegoś powodu zbyt trudne jest dla nich stworzenie wiarygodnego socjologicznie i technologicznie obrazu małej, izolowanej społeczności ludzi, którzy próbują przetrwać w ekstremalnych warunkach. Twórcom serialu Silos (a przede wszystkim autorowi serii powieści) pewne rzeczy się udały, ale nie wszystkie. Natomiast twórcom serialu Paradise w tematyce social ficion nie udało się nic. Z naukowej z założenia fantastyki socjogicznej niebezpiecznie zbliżali się w stronę fantasy.
Serial Paradise ma wiele głupotek, ale mnie najbardziej rozbawił obraz podziemnego habitatu i jego społeczności. W populacji liczącej zaledwie 25000 ludzi może nie każdy znałby się z każdym po trzech latach, ale każdy słyszałby o niemal każdym. Populacja licząca zaledwie 25000 nie byłaby w stanie produkować wszystkich możliwych dóbr, dostępnych w naszym świecie i nie byłaby w stanie "regenerować zasobów" w ramach ich różnorodności.
Serial nie pokazał podziemnych, gigatycznych, w pełni zrobotyzowanych fabryk ani magazynów, które powierzchnią wielokrotnie przewyższałyby obszar zamieszkiwany przez ludzi. A bez tego nie da się uwierzyć w to, że tak mała populacja produkuje dosłownie wszystko, od nakrętek do słoików, przez papierowe reklamówki, opony do samochodowych kół, uszczelki, aluminiowe przewody, po terakotę, panele podłogowe i całą elektronikę.
Jeszcze gorszą sprawą jest pokazanie społeczności i tego jak funkcjonuje. Stworzono niby habitat udający normalne, amerykańskie miasteczko? Brzmi jak wizja kilkulatka. Przestrzeń habitatu musiałaby być w oczywisty sposób ograniczona, a tutaj widzimy wielkie domy, szerokie ulice, place, pałacyki. Kilkuletnie dziecko wyobraziło sobie, że można nieduże miasto oderwać od Ziemi i od całego Wszechświata i uczynić samowystarczalnym rajem. Gdy też miałem kilka lat, to wyobrażałem sobie, że moje mieszkanie odrywa się od reszty bloku i podróżuje w kosmosie, ale w środku mieszkania jest grawitacja, tlen, prąd i lodówka zawsze pełna. Scenarzyści tego serialu zaprezentowali nam, niestety, podobny poziom intelektualny.
Tak mała społeczność, jak 25-tysięczna ma w tym serialu dziwną nadreprezentację wyszkolonych agentów. Gdyby miało dojść do prawdziwej katastrofy tego typu i trzeba byłoby sporządzić listę osób, które mają ocaleć, to ludzie byliby selekcjonowani według nieco innego kryterium. Mając miejsce tylko dla 25-tysięcy ludzi zgromadzono by przede wszystkim młodych naukowców. A tu pod patronatem prezydenta skupia się wielu polityków, biznesmenów, ich rodziny, w tym osoby starsze i jednocześnie twierdzi się, że inwestuje się - w optymalny sposób - w przyszłość ludzkości, co w tym kontekście jest niedorzeczne.
Nie widziałem jeszcze ostatniego odcinka, ale przedostatni przynosi kolejny absurd. Mamy jakąś katastrofę naturalną, a mocarstwa w obliczu tej tragedii co rzekomo robią? Atakują siebie wzajemnie, w tym arsenałem nuklearnym? Po co? To jest mega idiotyczne założenie, ale jednocześnie, biorąc pod uwagę wcześniejsze głupoty, nie stanowi już żadnego zaskoczenia. Można wzruszyć ramionami. Groteskowym założeniem jest też to, że tylko rząd USA wie o zagrożeniu i jakoś się do niego przygotowuje, a pozostałe kraje pozostają w błogiej nieświadomości.
Ostatni zarzut to konstrukcja psychologiczna postaci, która w większości przypadków nawet nie próbuje być zniuansowana psychologicznie. Fajnie narysowany jest prezydent, mający poczucie humoru i dystans do siebie, ale główny bohater to chodzący ideał, prawy, szlachetny rycerz bez skazy, który w niemal wszystkim jest najlepszy, zapewne wygrałby też z Nadalem w tenisa. Znowu zapachniało przedszkolem i jakąś kreskówką z czarno-białymi postaciami.
Gdyby scenariusz był mądrzejszy, to i serial byłby lepszy, bo jakieś tam lepsze strony też posiada. Co więcej, wiele z głupot i głupotek zawartych w tym scenariuszu można było dość łatwo z niego usunąc, bez szkody dla dramaturgii.