z cyklu: be dad first..
nie ma rodmana, żadna choinka się nie jara, na każdym rogu ta sama truskawka, mniej więcej taka:
mam piekną żonę i wspaniałą rodzinę. super jest być ojcem, mężem i synem. moja mama też jest piękna. to ważniejsze niż koszykówka.
zwany cud dokumentalisty odsłania się tylko raz, w szpitalu, podczas porodu. edwards jest na miejscu z telefonem w ręku, bardziej zainteresowany wynikiem meczu niż narodzinami własnego dziecka. najwyraźniej wolałby być gdzie indziej i to (niepociągnięte niestety) pęknięcie - pomiędzy zobowiązaniami rodzica a zobowiązaniami zawodnika - mam za najlepszy obraz tego dokumentu.
reszta to fasada, gładka i bez pęknięć.
Albo jak Leflop pokazuję swoje krzywe palce...wtf?? Dobrze, że wacka nie pokazał. Dno i sto kilo mułu.
to mi się akurat podobało - w sensie nie palce, tylko ich (nie palców, a rodzinki, zwłaszcza córki) ogólnie luzacki i olewczy stosunek do tego jak to może być potem odebrane, wykorzystywane, memowane i tak dalej.. z odkrycia i wyśmiania własnej (powiedzmy) słabości płynie siła potężniejsza niż koszykówka. mogli to ukryć, a tego nie ukryli, prawda? mało, wyprzedzili ataki i jednocześnie je odparli.
Spoko ale mnie akurat takie rzeczy nie interesują. W takich filmach oczekuję, że będą nawijać o sporcie a nie jak kto wygląda czy ma krzywe palce czy mu po kolana wiszą jajce ;)