Ten chłopaczek mógł dodać barwy drugiemu sezonowi. Stosowana przez niego przemoc mogła przerosnąć jego młodą osobowość, mógł się sponiewierać, mogły zacząć kiekłować w nim zalążki buntu wobec Oswalda, świadomość, że jest jedynie pionkiem, mięsem armatnin, aż wreszcie na koniec jakaś melodramatyczna, heoriczna próba zemsty, bądź ucieczki (w jakikolwiek sposób) z klatki Pingwina. Natomiast to, co uczynili scenarzyści, miało wyłącznie szokować. Typowy zabieg w dzisiejszych serialach. O ile Oswald miał być tym złym i żałosnym, i miał przemocą leczyć swoje kompleksy - było dobrze przemyślane, to jednak zrobienie z niego kompletnego psychopaty sprawiło, że stał się zero-jedynkowym błaznem. Zdecydowanie lepiej kibicuje się postaciom złożonym, niejednoznacznym moralnie. Znajomość z Victorem była dziwną ciekowstką w jego życiu - widz miał dzięki temu przekonanie, że Oswald jest zupełnie nieprzewidywalny - to było fajne.
Swoją drogą, nie kupuję wywodów o tym, że motywacą Oswalda względem Victora była chęć pozbycia się słabych punktów (więzów międzyludzkich, "rodzinnych"). Zachował przecież swoją matkę oraz dziwkę, którą przebrał w sukienkę matki, kazał jej udawać matkę, mówić sobie do ucha, z matczynym uczuciem, że go kocha i jest z niego dumna - więc wcale nie uciekał od swoich słabości, wręcz się w nich zanurzył. Oswald "zakończył współpracę" z Victorem, ponieważ w jego oczach był tylko leszczem spod blokowiska, nie widział w nim wystarczającej siły, umiejętności, aby przydać mu się w nowych, politycznych zagrywkach. Poza tym, Oswlad musiał "być czysty", aby wejść do gry w miejskim ratuszu. Nie mógł pozwolić mu zwyczajnie odejść, ponieważ Victor za dużo wiedział, po drugie, Oswald był żarłoczny, zaborczy, "za dużo chciał, chciał wszystkiego" - jak mówiła matka. "Uwolnił" chłopaka w jedyny możliwy sposób dla swojej chorej głowy.