Na prośbę wrzucam historię zadźgania Skippera, oraz zdrady Kowalskiego
(zdrada nie jest wzięta z "Ostatecznego wyboru" - napisałam poniższą historię dwa dni temu)
Zaczęło się niewinnie- od operacji "Operacja 2" , która to miała na celu dostanie się do
Pentagonu w celu uzyskania przydatnych informacji. Niestety, wszystko poszło nie tak, jak
powinno. Z winy Skippera, który nierozważnie wyszedł na jeden z korytarzy, gdzie zobaczył go
strażnik pingwiny omal nie zostały złapane, i zamordowane w sposób krwisty...
Oddział z trudem powrócił do bazy.
-No, panowie- zaczął szef- jak zapewne wiecie, akcja nie powiodła się z powodu braku
ostrożności jednego z nas. Nie pomyślał o skutkach swych czynów, co mogło pogrążyć całą
drużynę.
Czy to aby możliwe? Przywódca zamierzał przyznać się do błędu? To by chyba było zbyt piękne.
-Kowalski, to wasza wina- dokończył.
Naukowiec oniemiał. Jego wina?! Jakim cudem! Przecież to nie on przechadzał się korytarzem,
niczym po łące!
-MOJA wina? Jaki błąd popełniłem?!- powiedział zirytowany.
-Twierdziliście, ze teren jest bezpieczny.
-Mimo to mówiłem, że trzeba zachować ostrożność, ponieważ nigdy nic nie wiadomo!
-Znów się pomyliliście. Odsuwam więc was czasowo od obowiązków. Powiedzmy na dwa
tygodnie. Macie siedzieć w bazie, i zastanowić się nad swoim życiem.
Kowalski odetchnął głęboko. Starał się uspokoić, lecz nie mógł. Był zły. Wściekły. Rozjuszony,
niczym stado czerwonych byków.
-Nie ma potrzeby- syknął- znajdę sobie miejsce, gdzie cudza wina nie będzie moją!- dodał, i
wyszedł z bazy.
-Wróćcie, jak już nieco ochłoniecie! - krzyknął za nim Skipper.
-Nie powinniśmy czegoś zrobić? - zapytał Szeregowy.
-A gdzie tam! On przecież za godzinę tu wróci, przez jakiś czas będzie się obrażał, i na tym
koniec.
Niestety, miało być inaczej. Kowalski podążał przed siebie.
-Po co mieć zasady i trzymać się reguł, skoro i tak jest się mieszanym z błotem?! - myślał- co
jeszcze trzyma mnie w tym oddziale?! Wszystko zawsze jest moją winą, choćbym znajdował się
tysiące kilometrów dalej!
Nim się spostrzegł, był nad zatoką.
-A może to dobry moment, aby dać zawładnąć sobą części duszy, której istnienie zawsze
ukrywałem? Może czas... Podejść do sprawy realistycznie i oddać się zajęciu, które w pełni
rozwinie me możliwości? Możliwe, że powinienem przejść na drugą stronę- jak pierwszy lepszy
bandyta, którego życiem kieruje jedynie niespełniona ambicja?
Zatrzymał się. Miejsce było idealne. Z dala od ciekawskich spojrzeń ludzi i zwierząt.
-Decyzja ta jest pochopna, i mogę jej prędko pożałować, ale... Właściwie czemu nie? Działanie
pod wpływem chwili, wyjęcie spod prawa... Emocje, które wzbierały w nim już od wielu
miesięcy eksplodowały.
-A więc teraz jestem inny... Inny, niż wszyscy...- powiedział szeptem. Właśnie zniknął świat, który
znał, i dla którego działał. Teraz każdy jego czyn był przypisany tylko własnej wygodzie.
Mijały dni, tygodnie i miesiące. Kowalski nie wrócił, co specjalnie nie zasmuciło szefa. Znał go,
i ufał mu.
Ten dzień był wolny. Oddział wypoczywał.
Było spokojnie, aż do momentu, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi, a następnie baza
zatrzęsła się. Pojawił się w niej Kowalski we własnej osobie, wraz z dwoma, agresywnie
wyglądającymi robotami oraz pilotem z czerwonym guzikiem.
-Co wy wyprawiacie?! - krzyknął Skipper i podbiegł do naukowca. Chciał spoliczkować go za
ten nagły przejaw niesubordynacji, lecz robot powstrzymał go, i rzucił nim o ścianę. Szef
niczego nie rozumiał.
-Postanowiłem, że skoro i tak odgórnie uznany jestem za zło pierwotne, to mogę zaszaleć, i
stać się takowym- powiedział sarkastycznie Kowalski. Kątem oka zobaczył, że Rico i
Szeregowy otrzymali znak do ucieczki. Ogłuszył ich, po czym wolnym krokiem podszedł do
przywódcy.
-Zawsze byłem tu czarną owcą. Nigdy nie otrzymałem chociażby najmniejszego przejawu
wsparcia, czy zrozumienia. Tak więc co miało mnie tu trzymać? "Moja" wieczna wina? Nie, to
było zbyt... Irracjonalne. Musiałem to zmienić. Tak więc postanowiłem wybić was, niczym
muchy- znośne, ale po pewnym czasie ma się ochotę je zabić... - uśmiechnął się podle, acz
znacząco- czas wyrównać rachunki... Możliwe, że oszalałem, ale czuję, że zabicie was to
jedyne, co sprawi mi szczerą przyjemność! Zbyt długo się tu marnowałem! - rzekł, i podszedł
do szefa, wyciągając jednocześnie nóż.
-Żołnierzu... Zastanówcie się...- szepnął przerażony Skipper.
-Nie ma tu nad czym się zastanawiać. Podjąłem decyzję, i wybrałem drogę- powiedział, po
czym wbił nóż w gardło swego dawnego przywódcy.
Oczy pingwina wywróciły się białkami do góry, po czym padł na ziemię. Czerwona piana toczyła
się z jego dzioba. Jego ciało zadrżało w konwulsjach, po czym zastygł w bezruchu.
Kowalski uśmiechnął się złośliwie.
-Spokojnie. Wasza śmierć nastąpi mniej indywidualnie! - rzekł w kierunku Szeregowego i Rico,
po czym wyskoczył z bazy, wciskając jednocześnie guzik. W całym pomieszczeniu zagrzmiało,
po czym momentalnie stanęło ono w ogniu. W ciągu kilkunastu sekund strawił wszystko, wraz
z trzema ciałami...
Zastanawiacie się zapewne, co stało się ze zdrajcą. Otóż, w dwa dni po zbrodni zaginął w
niewyjaśnionych okolicznościach. Pozostała po nim jedynie kupka popiołu, oraz... Zdjęcie
wśród przyjaciół. Przyjaciół, których zamordował z zimną krwią...
Koniec
_________________________
Oj, chyba przegięłam... !
I co myślicie?
Wiem, że z zasady zbyt idę w obrażenia, ale coś wykoncypuję- coś "wymodzonego" !
Jak dla mnie to tutaj, nie do końca zrobiono z niego męczennika. Raczej gościa, zabijającego przyjaciół, który pożałował swoich decyzji poniewczasie. Są ludzie, którzy mordują bez przyczyny i celu. Ale takich nazywa się psychopatatmi. Ja, osobiście widzę go, w postaci mordercy, któremu zabijanie sprawia radość.
Ale ja to podobno jestem dziwny i nienormalny.
Też jestem dziwna. Jestem dziwakiem od dziecka. Więc nie ma to z tym nic wspólnego.
JEZU!!!
Kobieto, rozwaliłaś mi światopogląd!!!
Błagam Cię, powiedz, że to zły sen, BŁAGAM!!
Czy pocieszy cię fakt, iż w pierwotnej wersji była to historia Skippera dla kaczek?
No jak? Przecież to mogło im wyrządzić ogromne szkody na psychice!
BTW, jak on miałby to przeżyć?
Nie w tym rzecz: po prostu bardzo krótko opisałam odejście Kowalskiego i morderstwo, a następnie, żeby i sobie nie psuć psychiki, zakończyłam to fragmentem, iż pingwiny opiekują się JJ and Company, i Skipper wymyśla taką historię, którą to, ku niepocieszeniu Szeregowego <bo za dużo przemocy! > i Kowalskiego <a kto lubi być uważany za brutalnego mordercę? > opowiada z ogromnym realizmem.
I tak to było.
Krótkie,ale nawet ciekawe. Zauważyłam ,że ostatnio ciężko znaleźć opowiadanie o PzM ,którego głównym bohaterem nie jest Kowalski.
A ja to widzę tak: gdy Kowalski wychodzi, ciężko ranny i poparzony Skipper budzi się. Obok siebie widzi nóż, którym dźgnął go Kowalski. Bierze broń, z trudem wychodzi i rusza na poszukiwania Kowalskiego, szukając zemsty za śmierć Szeregowego, który był dla niego jak syn... Po wielu trudach znajduje naukowca i toczy z nim epicki pojedynek... zwycięża, i nareszcie spokojny umiera, i spotyka resztę oddziału, tam gdzie "byli"
Manfredi i Jonhson.
"W ciągu kilkunastu sekund strawił wszystko, wraz z trzema ciałami..." - coś nie dotarło?...
Ale w szyi znajduje się tętnica szyjna, więc Skip wykrwawił się w góra pół minuty -_-
No ja Cię proszę... uszkodzenie tętnicy prowadzi do śmierci w przeciągu kilkunastu-kilkudziesięciu sekund i tego nie przeskoczysz.
Zmartwychwstanie? Buahaha, takiej bzdury nigdy nie słyszałam! Ostatnim, który utrzymywał, że zmartwychwstał, był Alec z "GoldenEye"! ... Oby n00bers tego nie zobaczył o_O