Bardzo dobry odcinek. Niby nic się nie wyjaśniło - ale podobało mi się jak zestawili dwa więzienia. Pierwsze - Flinta i Silvera na Wyspie. I drugie Vene'a i Teach'a w zatoce:)

Nadal uważam, że to Wyspa skarbów - zatem cała osada zbiegłych niewolników - zginie. Wyspa skarbów jest bezludna:) I nawet pułapki zrobili:)! I prorokuję - że ta ciemnoskóra dziewczyna, która rozmawiała z Silverem - to jego przyszła żonka:)

Pojawił się Ben Gunn - nowy kozak z "Wyspy Skarbów":) Czyli pewnie nic mu się nie stanie.

Bardzo lubię Flinta. Mam nadzieję, że nie uśmiercą go za szybko. Facet przeżywa prawdziwą traumę:)

W. Rogers zdecydowanie na minus. No, ale nie cierpię Elenoir.

O przeszłości pana Scotta niewiele było wiadomo.
Ktoś zasugerował tylko, że był niewolnikiem ale nikt nigdy tej wiedzy nie weryfikował. Podejrzewam, że pomysł osady powstał dawno temu, jeszcze przed konszachtami z panem Guthrie, więc zwyczajnie dobrze się ustawił i zapewnił byt uratowanym ludziom.

Rozmowa z Hornigoldem dotyczyła Rackhama i Anne - ten pierwszy chciał się upewnić, że nic im się nie stanie i zdążą im zaoferować ułaskawienia bez potrzebnego rozlewu krwi, dlatego to Scott miał iść ich przekonać.

Odcinek świetny, na tą chwilę jest to zdecydowanie najmocniejszy sezon. Teach pokazał w końcu pazura, wprawy w zabijaniu mu nie brak, podobnie jak w taktyce na morzu. Fragment starcia z Brytyjską Marynarką super zrealizowany, a pomysł płonącego statku - choć prymitywny - bardzo skuteczny. Spodobała mi się wypowiedź twórców na temat tej sceny - wspomnieli, że w normalnych warunkach nagrywanie zdjęć na faktycznie płonącym statku i polecenie aktorowi pozostanie w centrum jest problematyczne, ale w przypadku Zacha McGowana - czyli Vane'a - jego trzeba siłą stamtąd ściągać.

Flint, Silver i reszta wesołej gromady też są w środku przejmującej akcji.
Znów mocno zarysowana interakcja między trojgiem postaci - kapitanem, kwatermistrzem i Billym, tym razem to kapitan pełni rolę rozjemcy, granicznej linii między dwiema ideami i skrajnie różnymi podejściami.
Wątek wewnętrznych "wizji" Flinta, przynajmniej dla mnie, jest szalenie intrygujący. Bardzo jestem ciekaw, dokąd wiedzie go ta podróż i jaka konkluzja czeka na jej końcu.

Cliffhanger podał na tacy rozwiązanie dylematu, jak się z wyspy wydostać.
Ranny Scott trafi na rodzinne łono i wstawi się za załogą Morsa - oby tylko ci nie nabroili zbytnio do tego czasu.

Nie jestem w temacie książek, ten cały Ben Gunn co to za jeden? Jakiś ściemniacz czy szczery zakapior? Jakoś mu nie ufam... Przez moment podejrzewałem że to wtyka czarnych żeby sprawdzić załogę, ale to chyba odpada?

Jak dla mnie nikt szczególny.
Znaczy - odegra dużą rolę, jeżeli serial kiedykolwiek dotrze do wydarzeń z Wyspy Skarbów, ale na tą chwilę nie widzę jak miałby wpasować się w przedstawiane wydarzenia. Dołączy do załogi Flinta, to na pewno.

Aha, wątpię żeby tak przyśpieszali z latami jak w Wikingach więc raczej nie grozi. Coś tam zdążyłem wyczytać że będzie wiedział gdzie jest zakopany na wyspie skarb Flinta ale do tego czasu to hohoho. Prędzej zrezygnują z kontynuacji serialu. Chyba że zrobią jeden dodatkowy sezon, taki "po latach".

co do zakończenia 4 odcinka, to to samo mi przyszło do głowy, mianowicie p.Scott ranny trafi do rodziny i przy okazji uratuje zadki reszcie, ale pewnie nie obejdzie się bez perturbacji.
Czekam i zastanawiam się w którym odcinku Eleonore zapnie naszego nowego gubernatora :)
Na koniec, zastanawiam się nad rozkminami Flinta, bo w 1 sezonie dowiadujemy się, że byli w trójkącie, w drugim sezonie pokazano jak ten trójkąt funkcjonował i trochę to tłumaczyło oschły charakter zbliżeń Flinta z Mirandą. A teraz mam mały mętlik w głowie, bo niby w wizji Barlow tłumaczy kim dla niego była, to do końca nie mam przekonania, był gotów wiele dla niej zrobić, czy to była miłość? albo jak ktoś woli coś więcej niż tylko troska? Przyznam szczerze, że byłam mocno zawiedziona, że Flinta wciągnięto w taką historię.

promo 5 odcinka troszkę zdradza faktów. Oj będzie się działo !!! sezon drugi troszkę nudnawy, jak dla mnie rządzą 1 i 3.

Sprawdziłam :) oj tak, będzie się działo... jak ja lubię rozpierduchy :D

Może Flint właśnie sam tego nie wie?

wszystko na to wskazuje, on nie ufa nikomu, chyba nawet samemu sobie.

Właśnie. Osobiście odnoszę wrażenie, że Flint jest dość skomplikowaną psychologicznie postacią. W zamierzeniu twórców ma stanowić zagadkę nawet dla samego siebie, bo wtedy będzie też zagadką dla widzów.

Owszem, nawet Flint nie potrafi jednoznacznie zdefiniować swoich pragnień i określić swojej tożsamości.
To postać rozdarta, miotana w różne zakątki własnej duszy, czasami bardzo mroczne.

James McGraw już nie istnieje, persona Flinta, która powstała na potrzeby wyegzekwowania pragnień kochanka i przyjaciela stała się tą, która przejęła ster. Ale "Flint" też ewoluował, od narzędzia do osiągnięcia wyższych celów i zrealizowania daleko idących planów, aż po uosobienie destrukcyjnej siły i zemsty, niebezpiecznej nawet dla niego samego. Tak to widzą ci, którzy go znają, tak to prawdopodobnie widzi on sam.

Twórcy nawet w retrospekcjach rzucali wskazówki, że James posiada cechy osobowości, które czynią go niebezpiecznym. Ja uważam, że - choć oczywiście jego charakter jest efektem przeżyć i doświadczeń, które przetrwał - postępuje zgodnie z własną naturą, a tożsamość Flinta od początku uosabiała cechy, którym bardzo często chciał oddać kontrolę.