"Plebania" to nie jest dobry serial i nie mam zamiaru bronić jego jakości, ale uważam, że tak czy siak ocena jest zaniżona. Wiele osób ocenia "Plebanię" na 1 w wymyślonym przekonaniu, że to serial dla "moherowych beretów", gdzie wszyscy katolicy to chodzące aniołki, a wszyscy ateiści to diabły wcielone. Że mamy tam jakąś "promocję religii", "kościelną propagandę"... Nie może być to dalsze od prawdy. Ten serial stara się po prostu ukazywać życie we wszystkich jego aspektach, a plebania jest po prostu tłem opowieści.
Przez serial przewinęło się kilka osób które deklarowały się jako ateiści, a które były pozytywnymi postaciami. Był to nauczyciel fizyki, który uwielbiał przeprowadzać dysputy religijne z wikarym i białorusin Janka, który potem został mężem jednej z bohaterek. Największy argument "widzów" na demonizowanie niewierzących, czyli Janusz Tracz, wcale ateistą nie był. On był bardziej agnostykiem, sceptykiem poszukującym Boga. Chciał sprawdzić jego istnienie i między innymi dlatego czynił zło- aby rozsierdzić Go tak bardzo, żeby w końcu się ujawnił i ukarał go za wszystkie niegodziwości. Był jeszcze wójt Śliwiński, który wprawdzie na początku był złym człowiekiem, ale który później się zmienił i odkupił swoje winy (wierzyć jednak nie zaczął). A więc liczba złych ateistów "Plebanii" = 0.
Wybielanie księży to również nieprawda. W tym serialu byli w końcu przedstawieni jak ludzie z krwi i kości, a nie tak jak w większości filmów, że ich zawód determinował cały charakter. Mieliśmy księdza, który donosił na proboszcza, który szczerze go nienawidził i robił wszystko, żeby ten został wywalony ze swojej funkcji. Później jednak okazało się, że był rozgoryczonym człowiekiem pełnym kompleksów i pod wpływem proboszcza zmienił się na lepsze. Mieliśmy postać wikarego Artura, niebywale łasego na pieniądze, karierę i wszelkie dobra materialne. Później się zmienił, ale nie pod wpływem wiary, jak można się było spodziewać po "katolickiej propagandzie", ale pod wpływem... miłości do kobiety. To znaczy, "zmienił się"... Zaczął bardziej służyć ludziom, ale charakteru nie zmienił- nadal był arogancki i łasy na probostwo. W ogóle to obok Tracza jedna z najlepszych postaci w serialu, bo nigdy nie wiadomo było jak się zachowa- czy dobrze, czy źle. "Złych" księży (złych... po prostu posiadających wady) było oczywiście więcej, ale Artur jest najbardziej jaskrawym przykładem.
Po "katolickiej propagandzie" można się też spodziewać jakiegoś przywiązania do chrześcijańskich wartości i promowania wstrzemięźliwości seksualnej. A gdzie tam. Większość par, których ślub był pokazany w serialu spokojnie uprawiała seks wcześniej (nawet siostra proboszcza). Z tego co pamiętam były tylko dwie pary, które rzeczywiście się uparły, aby zaczekać do ślubu, z czego jedna panna młoda miała już dziecko z poprzedniego, nieślubnego związku. Dwóch księży zrzuciło sutannę dla kobiety i serial nie demonizował tego w żadnym stopniu. Jeden z plebanijnych wikarych miał dziecko, co nie przeszkadzało mu być świetnym, wyrozumiałym księdzem i naprawdę dobrym człowiekiem.
Na koniec zostawiłem sobie wisienkę na torcie, czyli Grzybową i inne serialowe przekupki. Typowe moherowe berety, ziejące nienawiścią do wszystkiego co inne, ale które gorąco wierzyły i były zaangażowanymi w działalność Kościoła katoliczkami (Grzybowa była członkinią rady parafialnej). Posuwały się nawet do tego, że wyrzucały z kościoła ludzi niewierzących/innej wiary i proboszcz musiał interweniować i tłumaczyć, że to jest złe. Oczywiście one nic nie zrozumiały i dalej robiły swoje... Ciężko jest więc nazwać "Plebanię" serialem dla moherowych beretów, skoro scenarzyści takich ludzi na każdym kroku potępiali, poprzez postać Grzybowej i innych tego typu bab.