Serial jest bardzo dobry. Fajnie zagrany. Świetny humor. W 1 sezonie brak wątków LGBT, co jest rzadkością we współczesnych serialach. Mam tylko uwagę do tłumaczenia. Główny bohater Tirso mówi do swoich sąsiadów, pochodzących z Ameryki Południowej „panchito”, a w napisach mam „łazęga” :)). „Panchito” jest pejoratywnym określeniem Latynosa i pochodzi od imienia Pancho. Tak jakby o Polakach mówić Janusze. Pokazuje to, że Tirso jest ksenofobem. Po tłumaczeniu tego się nie dowiemy! Słowo „łazęga” jest ni w d…. ni w oko. Czy to polityczna poprawność Netflix Polska, czy nieudolność tłumacza? Nie wiem.
Wiesz bo ludzie lgbt normalnie są w społeczeństwie i im bardziej rozwinięte kręgi kulturowe tym łatwiej się ukazują.
Niech się ukazują, ale nie chcę oglądać ich problemów w każdym serialu czy filmie.
Nie do końca brak. Jakiś transwestyta pracował w klubie Sandro. Ale to było tylko kilka nic nie znaczących scen.
Co do tłumaczenia, to ciężko przetłumaczyć takie słowa czy wyrażenia, gdzie znaczenie dosłowne jest poprawne, ale zwyczajnie w innym języku się tak nie mówi. Do tego trzeba naprawdę dobrego tłumacza, który ma do tego smykałkę.
Serial nie jest arcydziełem, ale tak się wciągnąłem, że w 4 dni obejrzałem oba sezony i dalej bym tak oglądał. Zdążyłem polubić tą kawiarnię, ten fragment ulicy, te słoneczne widoki z góry na torowiska, pociągi, kolorowe mury i jeszcze do tego ten motyw muzyczny im towarzyszący. Jest klimat.
oglądałam w oryginale i właśnie zastanawiałam się, jak najlepiej byłoby oddać tę ksenofobię tirso. można by dodac jakiś mniej wybredny epitet do 'latynosi' na przykład, brzmiałoby lepiej niż 'łazęga'. hiszpanie mają na nich całą masę określeń, które ciężko przełożyć kulturowo na nasz język.