Ze względu na osobiste przemyślenia nie wchodzę w poniższy temat i zakładam własny. Czas na podsumowanie.
Pierwszy sezon z odcinka na odcinek coraz bardziej odbiegał od książki. Czy to źle, czy dobrze - do tego jeszcze dojdę. Nie da się ukryć, że powieść Kinga jest jedną z najsłabszych w jego dorobku, stąd zmiany aż nadto wyraźnie sprawiły, że uznałem, iż adaptacja będzie jeszcze gorsza od książki (a przecież ok. 40 x 13 - pierwsze sezon tylko - to jakieś 520 minut, wobec czego ok. 900 stron książki można było spokojnie przenieść na ekran). Postaci: Barbiego skreśliłem od razu i nie zasłużył na mój szacunek aż do końca, Juniora, który jest tylko lekko nie taki, polubiłem w drugim sezonie (zaskarbił sobie ponadto moje uznanie postrzeleniem Big Jima). Spodobała mi się za to od chwili pojawienia się na ekranie postać wujka Juniora (choć trudno zaakceptować fakt, że nosi imię i nazwisko książkowego Niechluja). Nie potrafię zrozumieć skąd scenarzyści wytrzasnęli pomysł, że Norrie pochodzi spoza miasta i jest córką dwóch lesbijek (żeby nie było - nie jestem homofobem) i czemu Benny miał taką małą rolę. I czemu Ollie Dinsmore tutaj jest niemłodym oblechem, z którym przed laty posprzeczał się Duży Jim. Brakowało mi wielu postaci, zwłaszcza Wielebnej Piper Libby, ale w trakcie ostatnich trzech odcinków, a w trakcie ostatniego całkowicie zapomniałem o tej postaci.
Popchniecie fabuły na inny tor od początku drugiego sezonu nie wydało mi się dobrym pomysłem (podobnie jak śmierć Lindy, której nie żałowałem dopiero na jakieś trzy - cztery odcinki przed końcem), ale w końcu przekonałem się, że tak jest lepiej. Co prawda wiele w nim błędów logicznych i tym podobnych, ale da się to przeboleć. Zakończenie, choć inni mogą je różnorako interpretować, dla mnie jest happy endem i pokazuje, że mieszkańcy Chester's Mill wydostali się spod kopuły. Dla mnie takie zakończenie jest jak najbardziej na plus, choć chciałbym się dowiedzieć kim był kosmita, który pokazał się naszym bohaterom w postaci Alice.