Ale wymeczyl mnie ten serial. Gdyby zostawic najwazniejsze sceny to daloby sie go dociac do dwugodzinnej dlugometrazowki. A tak trzeba bylo znosic te wszystkie foszki bohaterow probujacych za wszelka cene wytworzyc mega dramat i robiacych “z igly - widly”... I ta skaczaco-plasajaca zgarbiona Julia, ktora jak gdzies szla to biegla i nie mogla ustac nawet chwili w miejscu wytrzasajac sie na kazdego. A najwiekszy twardziel mial ksywke “Barbie” i twarz dziecka. Zdecydowanie najlepiej wypadl Jim. Najbardziej wiarygodnie. Zagral swoja partie genialnie. I byl najbardziej normalny z calego towarzystwa. Ogolnie serial za wszelka cene chcial przekroczyc wszelkie granice dramaturgii i stanac w walce z najbardziej wyszukanymi telenowelami wenezuelsko-peruwianskimi, zapominajac jakich widzow przyciagnal tytul, trailer i klimat.