Uwielbiam po prostu ten serial. Granada dała z siebie wszystko, w ogóle bardzo mi się podoba wiele jej seriali. Choćby serial o przygodach Sherlocka Holmesa czy obecnie również "Dynastia Tudorów". A sam Poirot jest cudowny. Serial doskonale oddaje charakter czasów lat 20 i 30 XX wieku. Pokazuje pięknie te czasy z całą ich subtelnością i pięknem, jaki w sobie one miały. Nie mówiąc już również o tym, że aktorzy mistrzowsko zagrali swoje role: David Suchet (Poirot), Hugh Fraser (Hastings), Philip Jackson (Japp) i Pauline Moran (panna Lemon) stworzyli po prostu cudowną drużynę i za każdym razem aż z radością na ustach się ogląda ich wspólne przygody. Postacie są jeszcze lepsze niż w książce. Choćby panna Lemon w książkach jest zupełnie bezbarwną postacią, w serialu nabiera barw, wiele się o niej dowiadujemy, ma nawet adoratorów. Podoba mi się także, że serial lepiej ukazał prywatne życie bohaterów w książkach tak rzadko wspominane. Są tu sytuacje proste, z życia wzięte (jak wizyta u dentysty, spotkanie w restauracji, udział w festynie czy wyścigach konnych). Twórcy praktycznie na każdym kroku dają nam takie sceny, które do tego jeszcze tętnią humorem. A złośliwe docinki Poirota wobec niedomyślności Hastingsa oraz powątpiewanie Jappa w zdolności genialnego detektywa z Belgii czy choćby komentarze panny Lemon sprawiają, że serial staje się uroczy i cudowny. I czujemy, że znamy te postacie. Trudno je nie uwielbiam. Zwłaszcza Davida Sucheta, który dał nam najlepszego Herkulesa Poirot na świecie :)
To racja. Film (a właściwie serial) nie tylko bazuje na wspaniałych powieściach, ale dodaje również wiele od siebie. Naprawdę udana ekranizacja, szczególnie aktorstwo+kostiumy i scenografia mogą zachwycić. Film ma klimat, a to się rzadko zdarza ekranizowanym powieściom. Ode mnie ma 9/10 . Pełen zachwyt.
Wiem, że wcześniej wielu aktorów wcielało się w rolę genialnego Poirota, ale jednak jak dla mnie Herkules Poirot będzie już zawsze miał twarz Davida Sucheta. Nawiasem mówiąc muszę zauważyć, że pan Suchet już wcześniej miał styczność z powieściami Agathy Christie. Grał w filmie "Śmierć lorda Edgware'a" rolę nadinspektora Jappa. Nie miałem jeszcze okazji obejrzeć tej wersji, ale jednak mam nadzieję kiedyś ją zobaczyć. Uważam jednak, że danie roli Poirota panu Suchetowi było strzałem w dziesiątkę. :)
zgadzam się, świetna ekranizacja ( szczególnie klimat epoki, gra aktorów, scenografia, muzyka, kostiumy, posiadłości ), jedynym moim zastrzeżeniem jest to, że w niektórych odcinkach zbyt odbiegli od oryginału w scenariuszu, za wiele zmienili w fabule, co nie zawsze było z korzyścią. A Suchet zagrał bezbłędnie.
Niestety, ja sam również to dostrzegłem. Poważne zmiany wprowadzili np. w odcinku "Pudełko czekoladek" oraz w "Karty na stół", choć muszę przyznać, że tutaj zmiany wpłynęły pozytywnie na fabułę. Przeciwnie jest ze "Śmiercią na Nilu" czy "Po pogrzebie". Tutaj zmiany zdecydowanie wyszły negatywnie w całym dziele. Szkoda, że każdy twórca kręcąc jakiś film musi wprowadzać jakieś zmiany, choć najmniejsze. No, ale i tak pozostanę wiernym fanem przygód Herkulesa Poirota i jego przyjaciół w wykonaniu pana Sucheta :)
No, ja też jestem fanką i nią pozostanę. Aktorstwo jest rewelacyjne, oczywiście Suchet, ale inni też dają radę. Co do zmian, to dla mnie akurat zmiany w "Kartach na stół" nie były pozytywne, wolałam oryginał zdecydowanie, a tu jak dla mnie zbyt odbiegli od książki i w dodatku przekombinowali z paroma rzeczami ( jak np. "cudowne" odnalezienie się matki i córki, dla mnie było to dość słabe i kiczowate, tak samo samobójcza motywacja Shaitany, który rzekomo przewidział, że zostanie zabity i zrobił wszystko, by tak się stało), nie mówiąc o tym, że w książce giną inne osoby niż w filmie, co jest dość ważne dla fabuły.
Po pogrzebie- zmiany scenariuszowe też mi się nie podobały, na szczęście reszta w odcinku wynagrodziła mi to ( aktorstwo, detale, ogólny klimat angielskich dwórów itd.). Natomiast Śmierć na Nilu- tutaj za wiele nie zmienili w fabule, film jest w sumie dośc wierny książce, no i świetne aktorstwo, dobrze oddali charakter postaci.
Skoro mowa o zmianach, to w niektórych przypadkach zmiany były niezbędne, przykładowo weźmy powieść "Kot wśród gołębi", gdzie Poirot pojawia się dopiero pod koniec całej historii, wcześniej cała akcja się dzieje bez jego obecności. Z kolei w filmie jest obecny niemalże stale. W końcu trudno sobie wyobrazić, żeby główny bohater nie był obecny przez prawie cały film, czyż nie? Jeśli chodzi o "Karty na stół", to mnie bardziej podoba się filmowa intryga niż ta z książki, ale jednak to już kwestia gustu. Skoro mowa o zmianach dość łatwo zauważyć np. zmiany w "Niedzieli na wsi". Przecież tam Gerda próbuje otruć Henriettę, ale dzięki panu Poirotowi sama ginie od swej trucizny. W filmie z kolei ginie w sposób, powiedziałbym, dość romantyczny, nie pasujący do takiej psychopatki, jaką się ona okazała. Nie podobają mi się też zakończenie i zmiany wprowadzone do "Pory przypływu". Przecież tam para zakochanych (nie pamiętam ich imion) ostatecznie jednak jest razem, z kolei w filmie dziewczyna wraca do Afryki wciąż wspominając tego podleca Davida Huntera. Również w "Śmierci na Nilu" ten złodziejaszek porzuca swój fach, ale odrzuca miłość ukochanej - w filmie, bo w książce się przecież z nią żeni i są szczęśliwi. Naprawdę nie wiem, po co robić takie zmiany?
Ale wracając do aktorstwa szczególnie podobają mi się sprzeczki słowne pomiędzy postaciami, które grają Suchet, Fraser, Jackson i pani Moran. Rozmowy między nimi, nawet o sprawach dość trywialnych, budzą uśmiech na twarzy. A szczególnie ubawił mnie, nieobecny w opowiadaniach, wątek znajomości panny Lemon z kamerdynerem, który potem się okazał być mordercą swego pana (odcinek "Sprawa włoskiego arystokraty"). Jak Hastings przyłożył potem temu mordercy i powiedział "A to, za pannę Lemon". Genialne :)
Owszem, niektóre są niezbędne jak w " Kocie...". W innych nie są niezbędne, ale czasem są tak nieistotne, że to w sumie dla całości nie robi różnicy- i film nie odbiega zbytnio od książki przez to, jak w Śmierci na Nilu. Także na takie drobne zmiany nie zwracam uwagi, najgorsze są dla mnie zmiany, które nie tylko nie są niezbędne, ale jednocześnie na tyle duże, że poważnie zmieniają fabułę względem orygnału.
Rzadko uznaję zmiany za korzystne, jako że lubię ksiązki Christie, a po co na siłę poprawiać to, co dobre. Mogę powiedzieć, że 5 małych świnek jest wyjątkiem, bo tam film był lepszy niż książka, a zmiany, choć drobne, to korzystne.
Suchet jest rewelacyjny, z drugoplanowych aktorów, to mnie szczególnie zachwycili: aktor w roli Custa z A.B.C , rola mordercy w Po Pogrzebie, całość 5 małych świnek, całość Śmierci na Nilu. Za panną Lemon średnio przepadam, ujdzie, ale wolę Ariadnę Oliver w serialu.
Też osobiście nie lubię, jak się zmienia książkę w filmie, bo naprawdę jest to chwilami denerwujące. Czytasz książkę, znasz jej fabułę, a potem widzisz film, a w nim z kolei niekiedy nawet rażące zmiany. Jednak niekiedy np. w krótkometrażowych odcinkach, kiedy dodano postacie Hastinga, Jappa i panny Lemon tam, gdzie w opowiadaniach ich nie było - te zmiany uważam za dobre, dzięki temu odcinki wyszły o wiele lepiej, a prócz tego zawarto w nich sporą dawkę humoru. Jeśli chodzi o "Pięć małych świnek" to rzeczywiście zmiany są niewielkie - jak np. ta, że jeden z przyjaciół zabitego malarza Craine był gejem i był w nim zakochany, przez co nienawidził jego żony Caroline, która w jego mniemaniu ich rozdzieliła (w książce sam się kochał w Caroline i dlatego jej nie cierpiał, bo go odrzuciła). Albo ta zmiana, że Caroline powiesili (w powieści została skazana na dożywocie i zmarła rok później w więzieniu).
Zdecydowanie Suchet po prostu króluje w tym serialu. Poirot stworzony przez niego jest taki, jaki powinien być. Jego pedantyczny charakter połączony z wysokim mniemaniem o sobie oraz niesamowicie wielkim talentem detektywistycznym to cudowna mieszanka. I jeszcze jego słabość do dbania o swoje małe, czarne wąsiki. Dziwne, że Christie nienawidziła Poirota i z przyjemnością go uśmierciła. A propos czytałem, że Ariadna Oliver jest karykaturą samej pani Agathy Christie :)
Też tego nie rozumiem. Agatha lubiła ponoć pannę Marple, w przeciwieństwie do mnie- same książki lubię, intrygi itd. ale postać Marple zdecydowanie mnie irytuje. Poirot jest najlepszy. Moim zdaniem te zmiany w 5 świnkach wyszly na dobre, udramatyczniły akcję.
W opowiadaniach to jasne, że musieli coś dodać, rozbudować, bo one same byłyby zza krótkie na filmy.niestety adaptacji opowiadań nie miałam okazji widzieć.
No cóż, mnie w sumie panna Marple nie irytuje, ale jednak wolę książki, gdzie detektyw niemalże cały czas jest obecny, a w większości przygód sympatycznej starszej pani to jest ona obecna jedynie NIEKIEDY. Weźmy choćby "Morderstwo na plebanii" czy "Zatrute pióro", gdzie panna Marple pojawia się tylko czasami, niby to rozwiązuje zagadkę, ale jednak jakoś mało się pojawia, także jej końcowy wywód wyjaśniający, jak rozwiązała zagadkę brzmi nieco, moim zdaniem, sztucznie. Podobnie jest z Poirotem. Nie podobają mi się tak bardzo książki, gdzie on (jak w "Kocie wśród gołębi") prawie wcale nie pojawia. Nie rozumiem pani Christie, czemu tak pisała, ale cóż... ostatecznie to jej wola.
A ja mam nagrane z telewizji wszystkie odcinki serialu te na podstawie opowiadań i są moim zdaniem najlepsze z całej serii.
A które opowiadanie i adaptację lubisz najbardziej i dlaczego? Marple ponoć była lekko inspirowana babcią Christie czy coś takiego. Więc może to rodzinny sentyment. Niemniej jakoś tej postaci nie lubię. Ja z opowiadań lubię najbardziej Morderstwo w zaułku i Lustro nieboszczyka.
Jeśli chodzi o opowiadanie czy powieść oraz adaptację, to cóż... z książek najbardziej lubię "Śmierć na Nilu". Ma niesamowicie trzymającą w napięciu akcję oraz kilka bardzo interesujących wątków. Lubię też o pannie Marple "Zatrute pióro" zarówno powieść, jak i adaptację. Głównie ze względu na niesamowicie rozkoszny wątek miłosny tam obecny :) Z adaptacji najbardziej lubię "Śmierć lorda Edgware'a" oraz "Zło, które żyje pod słońcem" głównie ze względu na świetną fabułę, doskonały humor oraz to, że w adaptacjach tych występuje cała drużyna Poirota w przeciwieństwie do książek. Podobnie jest z "Bożym Narodzeniem Herkulesa Poirota", bo w filmie pojawia się Japp oraz żarty z jego postacią związane, których bardzo mi brakuje w powieści. Z powieści chyba moją najulubieńszą to obok "Śmierci na Nilu" uwielbiam "Pięć małych świnek" (film również doskonale jest nagrany) oraz "Słonie mają dobrą pamięć". Obie mają w sobie coś smutnego i pięknego jednocześnie.
Miałam na mysli te krótsze opowiadania, jako, że napisałeś, że są najlepsze z serii, a z całych powieści to mam wiele lubianych. A Śmierć na Nilu- świetna adaptacja :)
Jeśli chodzi o te krótsze opowiadania, to cóż.... w sumie trudno mi powiedzieć, które są moje ulubione. Wiele z nich bardzo mi się podoba. Szczególnie chyba jednak podobają mi się te opowiadania z książki "Dwanaście prac Herkulesa". Te są najbardziej moim zdaniem emocjonujące. Ale szczególnie to chyba opowiadanie "Byk kreteński". Doskonała intryga, świetnie przeprowadzona w ostatniej chwili akcja Poirota, który w ten sposób ocalił chłopaka od tragicznej śmierci. Z innych zbiorów opowiadań podoba mi się szczególnie "Wczesne sprawy Poirota". Opowiadania w zbiorze "Poirot prowadzi śledztwo" są również ciekawe, choć tamte są znacznie lepsze, przynajmniej moim zdaniem. Jeśli chodzi o zbiór "Morderstwo w zaułku" to zdecydowanie opowiadanie "Trójkąt na Rodos" jest nieco... za krótkie i takie sobie. W seriali odcinek wyszedł o wiele lepiej, ciekawiej i bardziej emocjonalnie pokazano całą intrygę. W opowiadaniu Poirot nieco za szybko i nieco sztucznie rozwiązuje sprawę.
Jeśli chodzi o opowiadania, zapraszam do wątku, który kiedyś założyłem ("Jakie są Wasze ulubione adaptacje opowiadań" ) :)
Rozumiem. No cóż, a czy to jest na tej stronie ten wątek? Na filmwebie i na konkretnym właśnie tym serialu czy gdzie indziej? Bo ja chętnie wezmę w tej dyskusji udział :)
Tutaj :)
http://www.filmweb.pl/serial/Poirot-1989-125510/discussion/Jakie+s%C4%85+Wasze+u lubione+adaptacje+opowiada%C5%84,2351038