mocna rzecz, która swego czasu robiła z policją to co pan jacek bławut z kawalerią powietrzną, mariusz max kolanko (pono) z naszą planetą a płaskoziemcy z całym światem, i tak dalej, i tak dalej, aż do hawkinga, czarnej dziury i krawędzi wszechświata - bez zbędnego pe mówiła jak naprawdę jest.
by the way - znacznie lepsza niż jego zachowawcza i cokolwiek urzędnicza kontynuacja zalegająca na ipla - już jako Policjanci, co na wejściu sporo wytłumaczy - ba! wzbogacona o rzeczy, których nie znajdziemy nawet w przecierających szlaki w tej materii Copsach amerykańskich - ulubionym szoł filmowym niejakiego ala bundy tak bedewu, zaraz po Żółtym Psisku i Hondo z johnem waynem o ile mnie pamięć nie myli - równie fascynujących wprawdzie, acz wygranych na jednej nucie, monotematycznych i powtarzających się, a zorientowanych głównie wokół akcji na lokacjach: tu mamy problemy osobiste, wadzenia się z bogiem, choroby, śmierci, porody, przesłuchania, wymuszanie zeznań, dużo tak zwanych psychologicznych elementów gry, generalnie - od kuchni.. i to takiej, której nikt nie posprzątał zanim wjechały kamery..
krzyśka w sumie też. obydwu. przetrącone te życia całościowo i kapitalnie bardziej niźli kapitana willarda we wietnamie, sajgonie, shiit. zwłaszcza w kontynuacji tegoż dziełka bardzo to jest widoczne. tam to już ta praca działa jawnie jak prawdziwy nałóg, są trzęsawki, głody oddstawiennicze, skręty, wykręty, przekręty, zawieszenia i zwolnienia z pracy. wyznania niewiary we wszystko, boga, człowieka, domowego zwierzaka z rodziny chomikowatych. ta seria to moim zdaniem najlepsza rzecz jaką vega zrobił i kiedykolwiek zrobi. ballada o ciężkim jak kowadło zabarwieniu napsychicznym. polisz doku szare mydło, pasta behape i papier ścierny opera sortu prawie najwyższego i najwyższych lotów. coś niemożliwego.