Witam, pytanie kieruję od osób, które obejrzały serial i podobnie jak ja zaangażowały się w losy głównych bohaterów.
Jak rozumiecie związek Conora i Caitlin? Czy to była tylko przyjaźń, czy coś więcej? Moim zdaniem Conor potraktował ją bardzo nie w porzadku. Przez cały serial robił jej nadzieje, przysłowiową wodę z mózgu, pod koniec nawet wyznał miłość. A potem po prostu olał. Nie wtajemniczył jej w intrygę z Molly, a było widać, że Caitlin skrycie kocha Conora i cała sprawa ją rani. Doskonale o tym wiedział i właśnie dlatego jej nie powiedział, że miłość do Molly jest udawana i ma na celu dotarcie do Longinusa. Wykorzystał jej uczucie, żeby zrobić odpowiednią otoczkę. Kiedy już powiedział jej o wszystkim, znowu nie wyjawił całej prawdy. Po udanej akcji schwytania Longunusa nawet jej nie przeprosił. Caitlin po prostu zniknęła z serialu. W ostatnim natomiast odcinku romansował z jakąś niemową, która pasowała do serialu jak woł do karety. Po co w ogóle ta postać? Która na domiar złego wkrótce zginęła?
Napisałam to wszystko, ponieważ serial wydaje mi się niespójny pod tym względem. O ile jestem w stanie zrozumieć zagmatwane relacje Diany i Longinusa (klasyczny przykład toksycznego związku) wynikające z ich niezbyt dobrych charakterów, o tyle nie mogę zrozumieć dlaczego niby szlachetny Conor w taki sposób traktował osobę, która go kochała? Bawił się nią, jakby usiłował przełamać po stracie ukochanej do kolejnej miłości, ale jednak nie dal rady (tak kochał tamtą!!), a za chwilę zakochał się w jakiejś niemowie, która pojawiła się w serialu na "pięć minut". Dlaczego nie miał litości nad Caitlin, skoro był zdolny do litości nad innymi? Nawet swoimi wrogami? No cóż, po tym, postać Conora nie wydaje mi się zbyt klarowna. Poza tym w ogóle wydaje mi się, że w serialu dość specyficznie potraktowana jest kwestia przyjaźni. Najpierw robienie nadziei, poświęcenie, a potem calkowice olewanie i gubienie się gdzieś w fabule wątków kolejnych osób, które nagle przesały być użyteczne. Jak to widzicie?