Idzie sobie Jane prostą drogą i wywala się o jakiś liść (w tym serialu naprawdę więcej nie trzeba żeby zaliczyć glebę) i łamie nogę. Niespodziewanie pojawia się ptasznik, a Jane nie może się ruszyć, więc woła na pomoc Tarzana. Ten wydaje okrzyk Króla Małp (nie mam pojęcia po co, efektowne to to nie jest) i leci na ratunek Jane. Koniec odcinka. Na tym chyba głownie polega ten serial-ratowaniu z opresji Jane. Ale spokojnie, jest aż 75 odcinków, więc twórcy sprytnie wymyślili, że od czasu do czasu trzeba będzie uratować kogoś innego. No i mamy Rogera oraz gości przybywających do dżungli (99% z nich ma złe zamiary, ale przysłowie "kto się raz sparzył,ten chucha na zimne" nie jest tam znane). No, więc tak mniej więcej wygląda ten "fascynujący" serial, ale on chyba właśnie miał taki być. Nawet nikt się nie pofatygował żeby nieco zamaskować liny, które chyba miały udawać liany i inne takie tam. Jeśli chodzi o grę aktorską to nie jest źle, to dgłównie scenariusz wszystko partaczy. Ja oglądam "Tarzana" tylko ze względu na Seana Roberge (Roger), bo to jedna z niewielu kreacji, w które zdąrzył się wcielić w swoim krótkim życiu i pewnie jedyna, która dotarła do Polski. Zmarł dwa lata po zakończeniu zdjęć do serialu.