TinTin imponował mi zawsze od kiedy pierwszy raz zobaczyłem jego przygody. Pamiętam tamten dzień, potem starałem się już nie opuściś żadnego odcinka nawet jeśli oglądałem go już poraz enty
tak. nie ma to jak świetne klasyki komiksu, które są znane na całym świecie, a w Polsce ukazało się tylko 6 albumów! Nie wiem w czym tkwi problem, dlaczego "Przygody Tintina" nie mogą być normalnie wydawane w naszym kraju, tylko wydawnictwa robią wielką łaskę, że się tym komiksem zajmują. W obecnym tempie (6 albumów w 10 lat) to trochę jeszcze poczekamy na całość. Pozdrawiam fanów Tintina (jakby ktoś był zainteresowany Tintinem w serbskim wydaniu to niech da znać)
Popieram. Bajka była świetna. Zapamiętałem dokładnie jej tytuł, ponieważ za dzieciaka kojarzyło mi się to z "Przygodami Rin Tin Tina".
Postać kapitana była bardzo charakterystyczna, ciekawa i wprowadzała do tego serialu animowanego dużo humoru. Pamiętam motyw, jak kapitan udawał ciężko chorego na wózku inwalidzkim, podczas gdy przyjechała jakaś jego kuzynka czy teściowa, w każdym bądź razie był ciężko chory, dopóki nie wyjechała, a jak tylko zamknęła za sobą drzwi, to zaczął śpiewać: "Och szczęśliwy dzień, mój wózek odszedł w cień". Charakterystyczne były też jego powiedzonka, jak np. "Do stu tysięcy beczek zgniłych wielorybów" albo - w jednym odcinku - "Wszystko dobre, co się dobrze kończy", na co tamten profesorek (w meloniku i okularkach, pamiętam jakby to było dziś) odpowiedział: "Nigdy przed południem!", a ten kapitan taki wściekły "Powiedziałem wszystko dobre, co się dobrze kończy".
Bajka ogólnie świetna, jakoś najbardziej utkwiły mi w pamięci dwaj profesorkowie-bliźniacy (czarne meloniki i czarne garnitury) oraz kapitan w wieku około 40 lat, z czarną brodą. Palił też bodajże fajkę.