Człowiek po zdanej sesji pierwsze co, to ma ochotę się wyluzować. Z braku możliwości zaszalenia w klubie, zostaje Netflix i oglądanie jak to kiedyś ludzie mogli się spotykać w fajnych miejscach. Smutne, ale do rzeczy. Przepis na udany serial? Weźmy paczkę znajomych, najlepiej z wielkiego miasta, dajmy im jakieś ulubione miejsce spotkań, a reszta niech się dzieje.
Zacznijmy od "Przyjaciół". Każdy pewnie zna, nie każdy lubi, ale z pewnością jest to klasyk. Uwielbiam go najbardziej na świecie, a zwłaszcza za ten cudowny klimat lat '90 i początku '00. Jak serial robi taką furorę na świecie, to wiadomo, że prędzej czy później pojawi się "coś inspirowanego". Jednak jeśli nie będzie to aż tak przytłaczające, i mimo nawiązań uda sie zachować główny wątek, i opowiedzieć swoją historię to można jakoś przymknąć na to oko. Tu jak wiadomo mowa o "Jak poznałem waszą matkę". I dobra, zgadzam się, że znajdzie sie mnóstwo nawiązań między jednym a drugim serialem co może wkurzyć. Ale mimo wszystko im sie udało zachować w tym jakiś balans. I przetrzymać widza do 9 sezonu, w którym W KOŃCU udało się dowiedzieć kim była serialowa matka. Za to finał pominę milczeniem. Do brzegu. Z sympatii do Cobie, stwierdziłam, a co mi tam, zobaczę. Szybko pożałowałam.
Oh, my God (głosem Janice)
Nie wiem co to za wytwór, ale nooo... no nie. Zdecydowanie nie. Początkowo nie wiesz, co ci to bardziej przypomina. Czy to "Friends" dwadzieścia lat później, czy jednak "HIMYM". Ale nie... to jest coś co przeżuło scenariusze obu, a tym czymś musiał być jakiś stwór, zapewne z powieści "zabawnego" Ethana. Powiedzmy sobie szczerze. Kto nie kocha Chandlera za jego poczucie humoru. No nie da sie, koleś jest cudowny. Co do Marshalla to mam pewne obiekcje, no momentami bywa irytujący. Za to mają Barneya, który mimo usilnych starań kreowania na socjopatę, okazuje się być najlepsza postacią w serialu. Za to Barney 2.0. Realy?
ALE TEN GOŚĆ? (Ethan) Widzę Robin obok kogoś, kto mógłby sie zamienić z małpą w klatce. Z całym szacunkiem do małpy, bo pewnie miała by więcej rozumu. Nie cierpię od pierwszej sceny, a później jest tylko gorzej. Zabawny? Ani trochę. Właściwie było kilka momentów, w których udało mi sie zaśmiać, jednak nie wiem, czy to nie głównie dzięki zażenowaniu, kiedy natykasz sie na kolejne nawiązania do tego, co już wcześniej gdzieś się oglądało. No kurde.. ile można. Śmiejemy się, że Polskie komedie są praktycznie takie same. Tutaj mamy trzy seriale, co prawda każdy z innej dekady, ale jednak. Ledwo skończy się jeden, któremu udało się odnieść sukces i co? A co tam, może sie nie zorientują, nie wiem. Może to miał być celowy zabieg, ale jak dla mnie to jest za dużo. No i z pewnością nie będę do niego wracać.