Owszem kupiłbym sobie wszystkie pozostałe sezony na DVD i obejrzał to raz jeszcze, ale sam serial wydaję mi się reliktem przeszłości w minionych lat, wręcz skamieliną. Nie znajdziemy tam ani słowa o Pearl Jam czy Nirvanie, poprawcie mnie jeśli się mylę. Choć w trzecim sezonie pojawia się nawet dziś dużo bardziej popularne w Polsce MMA. Obyczajowość bardzo się zmieniła, mimo, że dopiero teraz można zobaczyć w tym kraju dwudziesto - kilku latków łażących od knajpy do knajpy. Nikogo już nie śmieszy otyłość, a każdy raczej krytykuję ten dowcip z grubej Moniki. Rzekomy homoseksualizm Chandlera czy naśmiewanie się z delikatnej urody Joey'a teraz prędzej wzbudzi żal i zażenowanie niż śmiech. Związkowi Rachel i Rossa nie chcę się już kibicować bo mimo wszelkiej sympatii do bohaterów, widz stwierdza, że obydwoje są dla siebie toksyczni i nie powinni z sobą być. Zawód Rossa dziś nie byłby obiektem drwin i żartów, a post - hipsterskim przedmiotem nobilitacji. Phoebe i Monicę śmiało można posłać na psychoterapię, Joey marzyłby o pracy w produkcji Netflixa, ojciec Chandlera nie jest dla nikogo szokiem. Można by wymieniać bez końca, chociaż dialog z lesbijskiego wesela dziś już by nie przeszedł. Przychodzi mi do głowy jedno, serial miejscami bardzo się zestarzał.