PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=33993}

Przyjaciele

Friends
1994 - 2004
8,2 353 tys. ocen
8,2 10 1 352685
8,6 43 krytyków
Przyjaciele
powrót do forum serialu Przyjaciele

Po którymś z kolei maratonie Przyjaciół (żeby zdążyć przed 31.12) przyszło mi do głowy pytanie o wytrzymałość na rozciągnięcie, przeciągnięcie i przegięcie wątku Rachel i Rossa. W którym momencie doszliście do mniej więcej takiego wniosku: "dobra, pokłócili się, pogodzili, rozeszli, zeszli, rozeszli... Dawać ich już razem, ileż można?!".
Dla mnie takim najbardziej niezrozumiałym momentem dlaczego oni nie są znów razem, jest czas tuż po rozwodzie Rossa i Emily. Przecież Rachel dopiero co doszła do wniosku, że kocha Rossa i poleciała na łeb na szyję na jego ślub. Przecież po powrocie z koszmarnej "podróży poślubnej" wyznała mu miłość nie bacząc na ostrzeżenia i protesty Moniki. Przecież Ross mógł już prawie, prawie odzyskać ukochaną żonę, ale nie był w stanie spełnić najważniejszego dla niej warunku - zerwać kontaktów z Rachel. Czemu oni po rozwodzie Rossa z Emily nie doszli do wniosku, że jednak warto znów spróbować? Poza oczywiście najważniejszym powodem nr jeden pod tytułem: "dla scenarzystów było to za szybko, R&R musieli się przyciągać i odpychać jeszcze przez kilka sezonów, bo to się dobrze oglądało". Szukam po prostu jakichś powodów fabularnych, które może gdzieś były jakoś pokazywane, akcentowane, żebyśmy o tych scenarzystach nie myśleli, gdy znów zapytamy "a dlaczego teraz nie?!". Wiem, że Ross był w tamtym momencie tłumaczony jako zakochany w Emily i z tego powodu nie mógł (!) odwzajemnić uczuć (!) Rachel, ale przecież potem zaczął dosyć szybko chodzić na randki. A mi właśnie chodzi o ten moment "potem", gdy Ross był już rozwiedziony i było wiadomo, że małżeństwo z Emily nie wyszło, a Rachel w sumie w dalszym ciągu powinna go kochać. Po kilku odcinkach od tych wydarzeń oboje zachowują się tak, jakby to oni się rozwiedli (co zresztą potem także nastąpiło...), a nie jakby dopiero co wieloletnia ukochana Rossa wyznawała mu miłość mimo wszystkich przeciwności losu.
Drugi już baaardzo przegięty moment to pojawienie się Emmy. Już podczas ciąży krąży nad nimi widmo bycia razem (co do którego wiadomo z góry, że jeszcze nie teraz), ale to całe zaręczynowe zamieszanie w szpitalu podczas porodu to szczyt wszystkiego. Oczywiście, teraz to się fajnie ogląda wiedząc, że spokojnie, jeszcze tylko trzy sezony i to się w końcu wydarzy, ale gdybym była amerykańskim widzem oglądającym całość w rzeczywistym czasie premierowej emisji... To moja cierpliwość w tym momencie byłaby na wykończeniu. Na szczęście premierowo oglądałam w naszej tv i coś tam umknęło, coś tam się przegapiło, któryś z odcinków obejrzało się parę lat później na innym kanale i jakoś tak mniej boleśnie to się skleiło w całość. A teraz można już przewijać!

ocenił(a) serial na 9
By_the_Bay

Jak dla mnie po prostu od początku był zamysł, żeby R&R zeszli się na końcu- na zasadzie: miłość nie, przypadkowy ślub nie, wspólne dziecko nie, ale wyjazd Rachel do Paryża już tak.

Morska_Bryza

Jasne, masz rację, że taka była konstrukcja całej opowieści. Wydaje mi się jednak, że w niektórych momentach scenarzyści zbyt mocno ich zbliżali do siebie, tak że kolejne rozstanie i ogólna niemożność bycia razem wyglądały mało wiarygodnie. Pierwotnie zapewne też historia miała się szybciej skończyć, a z uwagi na dużą oglądalność trzeba było rozciągać ją na kolejne sezony.

By_the_Bay

Bo Rachel to pusta egoistyczna lala, która kocha Rossa tylko, jak ten ma szansę na stworzenie szczęśliwego związku, ale ma go gdzieś, jak tylko pozbędzie się konkurencji? Nie obejrzałem całego serialu, więc nie wiem, na ile się później zmieniła, ale w tym momencie tak to wyglądało. Jakoś tak przykuł moją uwagę fakt, że po tym rozwodzie z Emily Rachel w ogóle nie rozmawiała z Rossem aż do odcinka, kiedy przypadkiem usunęła wiadomość od Emily z jego automatycznej sekretarki. To kilka miesięcy.


Wcześniej go "kochała", swoim wyznaniem, w jednym z najgorszych momentów w jego życiu, tak namieszała mu w głowie, że bardziej już nie można, a jak już Ross poświęcił swoje małżeństwo z jej powodu, to nie rozmawiała z nim przez kilka miesięcy. Także nie widzę innego wytłumaczenia. Jak rozpuszczony bachor, który ma gdzieś swoją zabawkę, póki ktoś inny nie chce się nią pobawić. Wtedy bardzo ją chce, a potem znowu rzuca w kąt i o niej zapomina.