Oglądam sobie właśnie "Przyjaciół" z polskim lektorem i już normalnie szlag mnie trafia. Rozumiem jeszcze, że ludzie tłumaczący napisy do piratów to amatorzy, robią to nieodpłatnie i można być wyrozumiałym dla ich błędów i niedoskonałej znajomości języka (choć też jest to drażniące). Ale gdybym dostawał złotówkę za każdy dowcip spalony przez tłumacza "Friendsów", mógłbym wykupić stację, w której pracuje i wywalić go na zbity pysk.
Bardzo często ów tłumacz wykazuje się tym, że nie wyłapuje żartów, nie zna kontekstu, fabuły serialu, a nieraz wręcz chyba unosi się dumą "artysty" i na siłę stara się poprawić scenarzystów i wciska swoją własną wersję, podczas gdy przekład słowo w słowo byłby o niebo lepszy.
Przykład takiej sytuacji - odcinek, w którym ludzie zaczepiają Phoebe, myśląc, że jest ona gwiazdą porno:
-Jestem twoim największym fanem! (I'm your biggest fan)
-Naprawdę? Zawsze chciałam cię poznać! (Really? I've always wanted to meet you)
Zawodowy tłumacz jednak albo nie wiedział, co znaczy "biggest", albo uznał, że przetłumaczenie tego słowa będzie go kosztować zbyt wiele energii i wyszło mu:
-Jestem twoim fanem!
-Naprawdę? Zawsze chciałam cię poznać!
Przez co, jak nietrudno zauważyć, zepsuł cały dowcip.
A takich kwiatków jest cała masa.
Rozpisałem się o takiej bzdurze, ale wszechobecne dyletanctwo, sięgające, jak widać, nawet ogólnokrajowych telewizji, mnie po prostu przeraża. Gdybym ja odstawiał taką fuszerkę, ze wstydu zapadłbym się pod ziemię i popełnił seppuku.
Usunięcie ,,biggest'' wcale żartu nie zepsuło. To oczywiste że najlepiej ogląda się w oryginale, ale ta nagonka na lektora i polskie tłumaczenia już poważnie robi się nudna. Za niedługo będzie płakać nawet o to, że w odpowiednim momencie nie było przecinka przez co lektor czytał szybciej niż powinien. Uspokójmy się ludzie. Jak tak bardzo boli Cię tłumaczenie wersji z lektorem, to obejrzyj pilot od Canal+. Nie dość że dubbing, to okropnie przetłumaczone, jeszcze gorzej zmontowane, i jeszcze gorzej wyreżyserowane.
"Usunięcie ,,biggest'' wcale żartu nie zepsuło"
Owszem, zepsuło. "Największy fan" jest jeden (oczywiście, jeśli brać to określenie dosłownie), w związku z czym jest kimś wyjątkowym, natomiast zwykłych fanów jest wielu i z pewnością Phoebe już niejednego poznała. Cały żart opiera się więc na tym, że "największy fan" faktycznie byłby kimś, kogo artysta mógłby chcieć poznać, tyle że ludzie oczywiście używają często tego określenia mocno na wyrost i jeśli ktoś mówi, że jest największym fanem, to tak naprawdę nic nie oznacza. Dlatego w formie "jestem twoim fanem" dowcip ten nie ma większego sensu.
A usprawiedliwienie "inni robią gorzej" nigdy mnie nie przekonywało.