Nienawidzę Michaela, jest najbardziej wkurzającą postacią ze wszystkich seriali, jakie kiedykolwiek widziałem. Jest mistrzem w swojej klasie, nikt go nie przebije. Ogólnie QAF obfituje w postaci działające mi na nerwy- infantylny Michael, wazeliniarski Justin i Ted. No, jego trudno określić, po prostu mnie wnerwia.
Za to Brian, Melanie i Linsday, to postaci, które śmiało mogę zaliczyć do grona moich ulubionych. Wchodzą do zaszczytnego kółeczka Świętej Czwórki Seksu w Wielkim Mieście... no dobrze, dziewczyny są bezkonkurencyjne, ale ta queerowa trójeczka ustępuje im tylko na pół kroku =D
Emmet jest neutralny.
Przyznam szczerze, że Michael też działa mi trochę na nerwy, bo jest taki słodko-pierdzący, że aż nie można na niego patrzeć! :P
Mel i Linds też mnie denerwują, bo zrobili z nich taką nudną parę lesbijek - Matek-Polek (albo raczej Amerykanek:P)
Z ulubionych postaci to na pewno Emmett, bo na maxa rozwalają mnie jego texty, Brian - wiadomo :) no i oczywiście Debbie Novotny! :-))
Jestem dopiero po piątym odcinku pierwszego sezonu, więc może jeszcze zmienię zdanie, ale jak na razie Michael jest moją ulubioną postacią. To, co Ciebie w nim wkurza mi się podoba. Kwestia gustu, jak widać.
Poza tym oczywiście świetni są Melanie, Lindsay i Brian. Razem z Michaelem to jedyne postaci, które wydają się ŻYWE, a nie sklecone z banałów i stereotypów. Emmett i Ted są bezpłciowi, natomiast Justin to najbardziej irytująca i najgorzej napisana postać geja w historii telewizji. Na tyle wkurzająca, że - jeśli ograniczyć się do analizy jego postaci po tych pięciu odcinkach - można się nawet zgodzić z gościem, który w innym wątku na tej stronie twierdzi, że to serial homofobiczny. Nie wiem, jak innym, ale mi żal jego matki, która próbuje się z nim porozumieć, a on ją zlewa i za jej plecami idzie w muzeum pieprzyć się z pierwszym lepszym napotkanym facetem. A jeśli serial wywołuje sympatię do heteryków kosztem gejów - to chyba trudno go uznać za "postępowy". Emmett to chodzący stereotyp - koleżeńska ciotka. Ted - jego skrajne przeciwieństwo, ale na tyle skrajne, że nijakie (poważny, łysiejący, nikt go nie chce - a kiedy jakiś facet go zechciał to zaraz zapadł w śpiączkę (!) - nie wiem, co to miało być - jakaś wyszukana kara za grzechy??? :) ).
Generalnie balansuje ten serial cały czas na granicy skrajnego kiczu (Babilon) i serialu z ambicjami, który niby chce walczyć ze stereotypami, ale je potwierdza.
Przede mną jeszcze 78 odcinków, więc pewnie sporo się w tym czasie wydarzy, ale prawda jest taka, że gdyby nie Brian i Michael to bym nie miał motywacji, żeby go dalej oglądać. :)
Ciekawam czy (zakładając, że obejrzałeś kolejne odcinki) zmieniłeś zdanie na temat pewnych postaci... i serialu ogółem.
Ja zdecydowanie. ;)
Skończyłem pierwszy sezon. Michael stał mi się obojętny, Justin - podobnie (to znaczy, że ani ich lubię, ani ich nie lubię ;)), Emmett zaczął mnie irytować (zwłaszcza, kiedy uparcie przekonywał Teda, żeby rozstał się z chłopakiem-narkomanem). Polubiłem nieco Teda - właśnie ze względu na jego miłość do narkomana - chociaż to wciąż postać trochę bezwolna i zdziadziała. Melanie, Lindsay i Brian wciąż nie dają się nie lubić, chociaż to, jak we trójkę potraktowali seksownego Francuza (ach, ten akcent! ;)), który chciał poślubić Lindsay, żeby dostać zieloną kartę - było bardzo nieładne. :P
Cały serial wciąż balansuje na granicy programu homofobicznego i "postępowego". Histeria młodości Briana (to znaczy jego strach przed starzeniem), niewiara Emmetta w przyszłość związku Teda, niewierność "kręgarza" (chłopaka Michaela), któremu nie wystarcza jego facet, a przygodnych wrażeń szuka w saunie, fakt, że wszystkie związki gejowskie się sypią, a nawet w szczęśliwy - zdawałoby się - związek lesbijski musi wkraść się zdrada - to wszystko to tylko potwierdzanie stereotypów na temat homoseksualistów, zniechęcające mnie nieco do tego serialu. 22 odcinki oglądałem na przestrzeni ponad pięciu miesięcy, a teraz zamierzam sobie zrobić DŁUGĄ przerwę, nim sięgnę po sezon drugi. Choć nie wykluczam, że to się stanie. ;)
Fabularnie serial również nie powala. Ilekroć pojawią się jakieś ciekawsze wątki (np. oskarżenie o homoseksualne molestowanie w pracy, czy inne - o publiczne "obnażanie się" wujka Michaela - kwestie, które mogłyby rzucić nieco światła na prawną i społeczną sytuację gejów w USA, gdyby nieco je rozciągnąć - załatwia się zwykle polubownie, w jednym-dwóch odcinkach - i nic z nich - tak naprawdę - nie wynika [poza tym, że policjanci albo młodzi HOMOSEKSUALNI i ambitni pracownicy dużych firm mogą być *** i że niełatwo jest być gejem ;))]). Stosunki Justina i Briana z ich rodzinami także potraktowane zostały nieco powierzchownie. Podobnych zarzutów można by wymienić więcej, niestety. Dlatego dałem pierwszemu sezonowi tylko 6/10.
też bardzo lubiłam michaela na początku, nawet się z nim trochę utożsamiałam, ale im bardziej się wciągałam w qaf'a to nie mogłam go znieść. gdyby nie było mi szkoda każdego maleńkiego szczegółu poszczególnego odcinka, to bym przewijała sceny.
nie potrafię wytłumaczyć mojej niechęci, może był za słodki, zbyt zakochany i taki nawet zakłamany. no nie podpasował mi że ach.
JA OBEJRZAŁEM PIERWSZY SEZON I PODZIELAM ZDANIE CO DO MICHAELA I TEDA. DENERWUJĄ PRZEOKROPNIE, AŻ MI OGLĄDANIE SERIALU PSUJĄ :/ MELANIE I LINDSEY TEŻ TROCHĘ DENERWUJĄ, SZCZEGÓLNIE MELANIE.
BRIAN BEZKONKURENCYJNY, EMMET TEŻ W SUMIE OK
JAKIEŚ INFO GDZIE W NECIE ZNALEŹĆ DRUGI SEZON? BO NA YOUTUBIE TROCHĘ NIEFAJNIE SIĘ OGLĄDA...
ojj dajcie spokoj! Coście sie tak uparli co do Michaela? Ja tam go bardzo lubilam ;) przez wszystkie sezony...to porzadny gej :P hehe poza tym Hal fajnie go zagrał,jest wrazliwy,cieply i ma swoje zasady...dlatego was wnerwia?
To zaprzeczenie Briana i oto chodzilo twórcom juz przy scenariuszu :)
jesli jakas postac mialaby mnie wkurzac...to po dlugim zastanowieniu bylby to Justin ;) ale moze zwyczajnie dlatego ze nie podobałby mi sie jego sposób gry (aktora) bo postac np w wersji brytyjskiego pierwowzoru serialu byla wedlug mnie super :) wiec to wina ktora a napewno nie samej postaci :)
Lubiłam Michael'a na początku, w środku i na końcu. To moja ulubiona postać :D Do tego dorzucę Mel, Emmeta, Huntera i Ethan'a *ale jego tylko dlatego, że był przystojny.*
Brian mnie irytował, tak samo jak Justin, a Lindsay doprowadzała, momentami, do szału.
Ja nienawidzę Huntera, Michaela i Teda wszystko wyżej wyjasnione :D
Za to uwielbiam Emmetta- ten jego sposób bycia zupełnia jak moja bratnia dusza^^ Brian- wiadomo chodzący bóg seksu. Hm i jeszcze Melanie- walcząca o swoje prawa a do tego seksowna xP
Lindsay, Justin- neutralni.
sweet honey, jak tu można Teda i Huntera nie lubić? Obaj mają swój urok - Huntera uwielbiałam w trzecim sezonie, z jego bezpretensjonalnym "wanna fuck?" i gadką o zaletach bycia prostytutką, czyli "to zabawne, podniecające i można nieźle zarobić bez podatku" ;) A Ted? Cóż, budził moją sympatię przed historią z narkotykami. Ale potem też był na swój sposób fajny - ta jego metamorfoza w sezonie piątym, czy słynne "Go, friend" xD
Dla mnie najbardziej wnerwiający byli Michael i Ben - Mickey wkurzał mnie niepomiernie swoją krótkowzrocznością, czy tym, że tak długo nie potrafił się 'wyleczyć' z Briana. Przecież nawet w dniu, gdy Ben mu się oświadczył, on sam nie dał mu odpowiedzi, póku nie pogadał z Brianem. Nie mogę mu też zapomnieć tego, co wykrzyczał w odcinku 301, na przyjęciu u Mel i Linz i jak wcześniej potraktował Justina. Było w tym dużo z takiego bezmyślnego, dziecięcego okrucieństwa.
A Briana i Justin to cóż, moje ulubione postacie, oprócz Debbie i Emmetta, oczywiście. Justin też mnie czasem irytował, zwłaszcza w początkowych odcinkach pierwszego sezonu i w sezonie piątym, ale mam do niego słabość. A Brian? No cóż, duchowe pokrewieństwo. Może nie w stylu życia, ale podejściu do ludzi, czy do siebie samego.
Jestem po 6 odcinku 1szej serii i...
Nienawidzę Briana, jestem gejem :D i kompletnie mi się on nie podoba. Jest denerwującym dupkiem, a ja nie widzę w tym nic fajnego, może mam kompleksy i to zazdrość? I tak go nie lubię. Denerwuje mnie Lindsay, Justin tak samo. Ted to w ogóle porażka.
Generalnie wkurza mnie to ciągłe pieprzenie byle gdzie i z byle kim, jestem zupełnie inny, ale nie przez to nie czegoś mi brakuje ;)
Polubiłem mamusię Michaela, genialny jest Emmet, Melanie też :) Zobaczymy czy zmienię zdanie po kolejnych odcinkach.
A Michael jest mi obojętny, choć trzeba przyznać że irytujące jest to jego włażenie każdemu w dupę :)
a mnie tez ten Hunter irytowal wiecznie, normalnie nie moge go znesc ! a ten Ted to jakis taki nudny byl ze nie moglam na niego patrzec, a Mike to juz w ogole mnie doprowadzal zawsze do szalu,byl zabardzo natretny i uparty za to Brain i Justin sa super bardzo mi sie podobali :)
Najbardziej irytuje mnie parka znajomych Michaela i Bena, parka homo po ślubie z dziećmi. czasami ciepła klucha Michael, a czasami Ben. Uwielbiam postać Debbie, jest tak pozytywna, że od samego patrzenia na nią gęba mi się śmiała i skurczybyka Briana, jednak Briana najbardziej bo gdzieś tam w środku "nasze" "JA" są bardzo podobne, niestety..
Vic, Melanie, Ben, Hunter, Theodore byli mi obojętni, Blake też. Lindsay lubilam czasami, a na Emmeta lubię patrzeć :)
Justin jest neutralnie neutralny dla mnie, za to jego matka to gorrrąca babka! :P
Ja nie trawię Teda.... przez 4 sezony doprowadzał mnie do szału.Gdy zaczął pracować w agencji Briana to trochę lepiej mi się go oglądało. A reszta super, zwłaszcza Brian... słodki drań... aż żałuję że nie jestem facetem do tego gayem :-)
Co prawda oglądam 6. odcinek ale Michael zauroczył mnie od pierwszej chwili ;P Nie wiem czemu, po prostu.
Irytuje mnie jednak Ted.. może dlatego, że nie czuję konieczności jego bytu w tym serialu.. do tego brak mu jakiejś wyrazistości..
Brian łamiący serca, Justin 'biedny' nastolatek, Michael jak to ujęto słodko-pierdzący, Emmet - inna bajka, ale Ted? Takie nic. A dziewczyny hmm Debbie cudna, Mel również, Lindsay - co do niej jeszcze nie mam głębszego zdania.
Tak czy siak, serial wspaniały.
Justina nie trawie,na początku też nie lubiłam Briana ale z czasem mi przeszło, to chyba tyle:D
Jestem na półmetku pierwszego sezonu.
Każdy bohater stanowi istotne ogniwo w spójności tego serialu i ciągłości wątków. Z jednej strony są oni odzwierciedleniem typowych postaw spotykanych w środowisku gejowskim.
Czepiacie się Teda - ale to klasyczny przykład stojącego z boku trzydziesto-parolatka, których często młodsi niezauważają...
Michael jest spoko, przerażała mnie tylko jego dziecinność i fascynacja komiksowymi superbohaterami. Porażką była ta tekturowa makieta.
Brian - bardzo dobrze, że ktoś mu "wylał kubeł zimnej wody" oskarżając go o molestowanie.
Justin - ten z miłości to jest gotów zrobić chyba wszystko.
Emmet - jest na szczęście lekko przegięty, dlatego da się go jeszcze lubić.
Mel i Linz stanowią fajną parę, ale chyba jak na prawniczkę i alimenty od Briana na dziecko, wydawały zdecydowanie za dużo kasy...
Jenifer - szkoda mi jej, że pomimo iż chce zrozumieć Justina i bardzo go kocha, to ten ją ignoruje.
Jak obejrzysz kolejne sezony zobaczysz jak postaci się zmieniają.Moim zdaniem Brian zdecydowanie najbardziej się zmieni...choć nie będzie chciał się do tego przyznać, nawet sam przed sobą. Jedyną osobą która zna go najlepiej jest Deeby. Ich rozmowy w kluczowych momentach jego życia stawiają go do pionu.Ona potrafi trafić do jego serca, a to prawie nikomu się nie udaje.
Emmet naprawdę jest przegięty ale w taki uroczy sposób.... Queer na maxa
Dziewczyny trochę się pogubią w swoich uczuciach,ich związek zdecydowanie najwięcej będzie przechodził zawirowań.
Owszem, zauważyłem - są momenty, że Brian się zmienia i zaskakuje swym zachowaniem. Ulega Justinowi, okazuje serce kumplom...
Jak to już ktoś tu zauważył, szkoda, że róźne problemy, wątki i zachowania są pokazywane w tym serialu w taki powierzchowny sposób - własciwie rozłożone są na 2-3 odcinki (np. Francuz, kryzys w związku Dawida i Michaela).
Masz rację trochę szkoda że niektóre wątki są pokazane pobieżnie. Ale jakby chcieli wszystko pokazać serial nie miałby 83 ale 283...Myślę że twórcy liczyli na inteligencję widzów który potrafią "dośpiewać"sobie ciąg dalszy. Brytyjska wersja jeszcze bardziej jest (nie wiem czy to dobre słowo) powierzchowna. A postaci mi nie odpowiadają,nie lubię tej wersji.Obejrzałam raz dla porównania i z pewnością nie będę do niej wracać.Pozdrawiam
Po obejrzeniu dwóch sezonów stwierdzam, że najbardziej irytuje mnie zachowanie Justina - to mało odpowiedzialny dzieciak. Brian w sumie też zaczyna ponosić konsekwencje swoich lekkomyślnych czynów.
Ted jest zabawny, ale całkowicie aseksualny.
Michael ujdzie w tłoku, choć za dużo czasem gada.
Wszystkie dziewczyny są ekstra :)
Emmet godny podziwu za miłość do starszego mężczyzny.
Wczoraj skończyłam oglądać pierwszy sezon, dzisiaj zabieram się za drugi; skoro jednak znalazłam na forum ten temat, postanowiłam się wypowiedzieć ;P Ad rem:
Michael jest fajny! XD Tzn. lubię go od pierwszego odcinka, pierwszej sceny w Babilonie. Taki słodki, niepozorny, nieco nieporadny. Za bardzo ceni sobie przyjaciół, by walczyć o to, co mu się należy. Może i brakuje mi jakiejś cechy nadającej mu więcej charakteru iautentyczności (jesli mogę tak to nazwać), ale ogólnie nie umiem go NIE lubić.
Najbardziej na nerwy działa mi Justin. Słodki, zapatrzony w siebie, liczy na to, że dostanie wszystko, czego zapragnie. A już najgorsze ze wszystkiego, to jak został Królem Babilonu - wrrrr!
Brian jest trudny do polubienia, ale z drugiej strony, nie można go nie uwielbiać xD Ironiczny, egoistyczny i pozornie nieczuły, jest najciekawszą postacią w serialu. Podziwiam tę postać i przyznam, że wydarzenia z nim związane najbardziej mnie interesują, chociaż przyznaję, jest strasznie wredny i to utrudnia mi "oswojenie się" z tą postacią.
Nie rozumiem Waszych zarzutów względem Teda - dla mnie to cudowny człowiek. Może i nudny i zakompleksiony, ale wiele go kosztowało osiągniecie tego, co ma i kim jest, poświęca wiele dla innych - dobrze jest mieć takich ludzi w pobliżu.
Emmet jest przezabawny, a już najbardziej podobał mi się w odcinku, gdy poznał swojego idealnego faceta, "drugą połówkę duszy". Ha, żeby to było takie piękne i proste... :D
Lubię też Daphne. Owszem, odbiło jej po nocy spędzonej z Justinem (swoją drogą, co to za beznadziejnie głupi pomysł!), ale jest oddaną przyjaciółką; właściwie jestem do niej całkiem z charakteru podobna. Zobaczymy, co z nią dalej będzie XD
Uwielbiam Debbie! Fantastyczna, ekspresyjna i zabawna postać. Ona i jej brat są cudownymi, ciepłymi ludźmi (chociaż on woli być przy tym okropnym cynikiem xD). Z drugiej strony, jej ingerencja w życie Michaela mnie przeraża.
Linsdey po prostu nie cierpię. Denerwuje mnie w niej wszystko, każda cecha, każda scena z jej udziałem, każde słowo, no wszystko. O wiele bardziej lubię Melanie! Ta to dopiero ma charakter, a przy tym jest bardziej ludzka, życiowa.
Denerwował mnie też narkoman - facet Teda, dobrze, że zniknał z serialu. Żałuję naatomiast, że pozbyto się Davida. Ten facet był idealny! Ze wszystkich wyżej wymienionych, to jego lubiłam najbardziej!
Podsumowanie:
lubiani najbardziej: David, Michael, Melanie, Emmet, Brian, Debbie
lubiani/neutralni: brat Debbie, Ted, Daphne
lubiani najmniej: Linsday, Justin
Nie mogę patrzeć na Justina. No po prostu w życiu mnie bardziej nie irytował bohater serialu. No, chyba, że Stacy w House M.D. I po obejrzeniu pierwszego sezonu jestem fanką Briana:D Ale chyba każdy jest fanem Briana, więc to nie jest nic szczególnego. Całkiem pozytywnymi postaciami są dla mnie Emmet i Linsday, chociaż widzę, ze Emmet się wielką popularnością nie cieszy^
a ja chyba jako jedyny w tym watku swoja ogromna przychylnosc oddam Justinowi;] jak tylko pojawia sie na ekranie, to az mi sie szkla oczy xD ale to tez chyba to, ze ogromnie mi sie podoba;]
Od samego początku irytuje mnie Michael - swoją wrogością w stosunku do Justina, brakiem pomysłu na życie, wiecznym narzekaniem. Totalnie nie trawiłam też Davida, wgl do siebie nie pasowali, dobrze się stało, że się panowie rozstali. Ben jest dla Novotnego o wiele lepszym partnerem.
Nigdy nie lubiłam Ethana, zapatrzony w siebie i swoją muzykę chłopak, któremu od dziecka wmawiano, jaki jest niesamowity. Jak wyżej - dobrze, że związek nie przetrwał. Poza tym to nie do końca było to, o czym Justin marzył.
Na początku denerwował mnie też sam Justin, swoją nachalnością, jednak bardzo szybko się do niego przekonałam i stał się jednym z moich ulubionych bohaterów :).
ja jestem w polowie 1 sezonu - i chyba drugiego nie bede zaczynala..
najlepszymi sa emmet i jason - ich gra jest jak najbardziej naturalna (ale to pewnie dlatego ze sa gay w rzeczywistosci). reszta to drewno i wior.
pod katem denerwowanie w serailu to prym wiedzie matka Michaela. Stara warjatka.I nie smieszna. Kreowana na rubasznego babsztyla - omnitolerancyjna, budzaca litosc mamuska - okropna postac!!
lesbijki - beznadzieja. sceny lozkowe - najchetniej by przyspieszala. nie wiem czy rezyser jest gejem - mam wrazenie ze calkowicie gdzies deep in his ass ma skupienie sie na pozytywnym wizerunku kobiet. mnie bije z tego shitowego (jakby nie bylo serialu) - mega pro meska atmosfera - kolesie sie bzykaja jak kroliki angora - i jest ok - sa infantylni i czytaja komiksy - sa duzymi bachorami - czyli podobnie jak w rzeczywistosci, natomiast kobiety - sa prawe, wychowuja bachory i sa nudne, czepliwe - biedni faceci co to musza z nimi wspolegzystowac..
beznadzieja.
przykro mi,ale po głębszym zastanowieniu...w tym serialu jest dużo prawdy.boli,wiem,mnie też,ale tak jest.
co do postaci wkurza mnie niemiłosiernie Michael który frajerzy sobie całe życie dla Briana co jest strasznie głupie i nie moge patrzeć na to jaką ciepłą kluchą jest i odmawia sobie wszystkiego dla kolesia który ma go najczęsciej gdzieś....
Justin! no tego irytującego bachora nie da sie nie zauważyc.Włazi w du*sko,narzuca sie,płacze po nocach i ciagle próbuje wepchnąć sie do łóżka Brianowi,nie ucząc sie na błędach.
moja definitywnie ulubiona postać to kobieta przypinka - Debbie,której nie odbieram jako "warjatki" i rubasznego babsztyla,bo sama chciałabym mieć tak kochajacą i tolerancyjną matke,a jej teksty czasami powalają jak i zacięty charakter,jest rewelacyjna
Emmet - mimo że na początku go nie lubiłam jako że potwierdzał stereotypy rozlataych cioteczek,to jednak nie da sie go nie lubić,jest taki słodki,oddany przyjaciołom i pocieszny :)
Hunter - jego bezpośredniość zdobyła me serce....
-wanna f*ck?
-nice to meet U too...
co do stereotypów o zdradach,to przykro mi,ale czy hetero,czy homo,geje,lesbijki,trans,wszyscy zdradzaja tak samo. I to jest akurat całkiem dobrze ujęte. Bo nie ma tu znaczenia orientacja. Jest przedstawiony dobry kontrast pomiędzy Brianem-stereotypowym ru**aczem,a np Emmetem czy Michaelem,którzy wolą związek w miłości,nie pusty seks. Laski są nudne,wychowują bachory i są czepliwe - prosze Cie,jestem kobietą i nie powiesz mi,że tak nie jest.Kiedy kobiety angażują sie w związek,są oddane w 100%,poza tym nie widze dyskryminacji-Ben z Michaelem zachowują sie tak samo jak Mel i Lindsay,nieprawdaż? tylko że dziewczyny poznajemy w serialu już po tym,jak rodzi im sie dziecko,wiec nie oczekuj zbyt wiele szaleństw po parze z małym dzieckiem.Dowiadujemy sie jednak w miedzy czasie że Mel była dziewczyną z rozkładówki i że byłą harlejówą,wiec Twoje zarzuty są absurdalne. Serial definitywnie wskazuje na to,że my,kobiety,szybciej dojrzewamy do poważnych zwiazków, a nie że jesteśmy "nudne i prawe" (co do prawości,to nie wiem skad Ci sie to wzieło w tym serialu patrząc na inne postaci)
jak powiedział Brian "my sie pieprzymy,nie kochamy,bo nie jesteśmy parą lesb". Natury nie da sie oszukac,kobiety są bardziej uczuciowe. I nigdzie nie ma jakiegoś wielkiego żalu że "faceci muszą z nami kobietami egzystować", wiec chyba troche za surowym feministycznym okiem podchodzisz do tego serialu.
ogólnie stereotypy stereotypami, chyba nikt ie zauwazył że ten serial podkreśla niektóre stereotypy,ale inne wyklucza,skupiliscie sie tylko a senach seksu,ale nie na tym że np Michael z Benem sie hajtają,że w końcu Brian z Justinem też,że pokazuje nam że gej nie zawsze wygląda jak Emmet,bo mimo swojej ciotkowatosci o szuka księcia z bajki,a Brian który jest poważnym biznesmenem rucha wszystko co popadie. To właśnie łamanie stereotypów. Jeśli robią serial o hetero to mówimy "tak,ten serial pokazuje prawdziwe życie" albo stwierdzamy "jezu,co za durna opera mydlana,kicz i przegięcie",więc nie mówmy o stereotypach,bo każdy serial czy film,pokaże nam jakiś stereotyp,za to obali inny...trzeba tylko patrzeć uważnie,ie oceniać tak pochopnie ;P
Zgadzam się z powyższą wypowiedzią. Serial pokazuje prawdę i jest w tym daleko bardziej konsekwentny niż przykładowo "The L Word", który totalnie przekoloryzował rzeczywistość mniejszości seksualnych. Z resztą nie ważne...
Co do postaci to zdecydowanie najbardziej denerwujący jest Brian. Nie lubię gościa i nie rozumiem ogólnego zachwycenia tym bohaterem. Idę o zakład, że w świecie rzeczywistym darzylibyście kogoś takiego szczerą niechęcią jeżeli nawet nie nienawiścią. Jest nieodpowiedzialnym w gruncie rzeczy gnojem, który poza czubkiem własnego nosa nie widzi kompletnie nic. Ma gdzieś innych, a zwłaszcza Michaela, którego traktuje jak zabawkę, mimo iż doskonale wie że ten się w nim kocha -.-' I Wy się kimś takim zachwycacie.
Kolejna osoba, której nie lubię to Michael Novotny. Bo jest niewdzięcznym, małym dupkiem, w dodatku fałszywym. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że gdyby tylko Brian kiwnął palcem ten rzuciłby Bena i wszystko, co do tej pory kochał, byleby tylko dogodzić 'przyjacielowi'.
No i Justin. Ale on to tylko do połowy drugiego sezonu mnie wnerwiał. Potem szczerze go polubiłam :)
UWAGA! MINI SPOILER
musze powiedziec ze jestem w połowie 5 sezonu i strasznie,ale to strasznie wkur*łam sie oglądając te serial i ziecheciłam sie strasznie,przez postac Michaela i sprawe rozsądzenia opieki nad drugim dzieckiem dziewczyn. dla mnie to jakiś skandal ze chce sie zabrac dziecko matce biologicznej będąc tylko dawcą spermy!! tak znienawidziłam jego postać przez ten 5 sezon że szok.
a co do Briana właśnie dlatego fascynuje,że zawsze robi co chce,nie liczy sie z inymi,ALE jak sie przyjrzeć bliżej,to tylko pozory. Przykładowo zadłużył całe swoje życie na pomoc przy wyborach,dla swojej społeczności,czy też pokazał ile jest wart walcząc z rakiem a także dobrym pokazaiem tego,że myślał o innych było to,kiedy ie chciał aby ludzie użalali sie nad nim z powodu raka i nic nikomu ie powiedział.Debbie dobrze podsumowała jego działania "zawsze kiedy myśle,że sie zagubiłeś,w ostatniej chwili odnajdujesz dobrą drogę". I myśle podobnie,bo mimo że robił wiele wrednych rzeczy,w tych ;poważnych zawsze wybierał przyjaciół i rodzine.
btw,jest bardzo seksowny w tym swoim skur**syństwie,więc jeśli ktoś tak jakja lubi typ RudeBoya to idealny wybór ;)
Bo Michael to był taki mały, fałszywy dupek, który jeżeli już dla kogoś chciał naprawdę dobrze to tylko dla Briana i tylko dla niego byłby w stanie poświęcić dosłownie wszystko. Żałosne.
Co do Briana to owszem, jak przyszło co do czego to potrafił pokazać, że ma serce, które bije ale cóż z tego jeżeli zazwyczaj zachowywał się jak świnia ? Powtórzę to, co już wcześniej napisałam. W świecie rzeczywistym nie darzylibyście najmniejszą sympatią takiego gościa, a na jego dobre uczynki lalibyście ciepłym moczem.
A to, że fani serialu twierdzą, że Brian to bardzo seksowny przystojniak (co jest bzdurą, bo jest przeciętnym przeciętniakiem) świadczy tylko o tym, jak bardzo jesteśmy podatni na sugestie. Ot, powiedziano nam już w pierwszym odcinku, że Brian jest naj naj ze wszystkich, dodatkowo pokazano bohatera w kilku zmysłowych ujęciach (na przykład jak polał się wodą, zrobiono zbliżenie na jego 'klatę') i to wystarczyło aby widzowie uważali go za boga. Toż to z Teddym mogli zrobić ten sam zabieg i podobnie byście się nim zachwycali :)
Ale żeby nie było, że jestem taka totalnie na 'anty' wobec Briana przyznam, że w 5 sezonie zapałam sympatią do niego. Moja ocena to wynik tego, że bohater częściej mnie wkurzał niż ujmował. To samo z Michaelem "Brian, proszę zgnój mnie" Novotnym :)
Pozdrawiam :)
tu nie tylko o sugestie chodzi,bo moim zdaniem mimo wszystko Brian był seksi,a inni faceci za którymi sie uganiał i że niby takie ciacha Babilonu-not. Nie był za mięśniakowaty,ani za wątły,a jesli chodzi o twarz....ah,od razu sie zakochałam,chociaż w 5sezonie faktycznie wypadł kiepsko przy tym konkurującym blondasku (ale to mój fetysz-blond długie włoski,to dlatego ;D) więc reasumując,jednym spodoba sie napakowany Ben,innym wątlutki Justin,a ja mówie-Brian,w sam raz ;)
PS. co do chwytu z wodą w pierwszym odcinku-nie powaliło mnie osobiście xD
Był 'sexy' bo tak go nam ukazano :) Gdyby tego samego bohatera przedstawić jako zakompleksionego nieudacznika to otrzymalibyśmy taki sam efekt jak z Teddym i nie byłoby tych zachwytów, jestem co do tego przekonana. Poza tym wystarczy zobaczyć jak Gale Harold prezentuje się w innych rolach :) Żeby nie było, nie mam absolutnie nic do aktora.
A chwyt z wodą również mnie na kolana nie powalił :) Ale trzeba przyznać, że tego typu sceny robią wrażenie (co ciekawe, z tego co pamiętam, tylko Brian był pokazywany w takich scenach, przypadek czy zabieg celowy ? ;) )
Oczywiście nie zamierzam nikogo zmuszać do podzielenia mojej opinii odnośnie Briana, chciałabym jedynie aby spojrzeć na niego nieco krytycznie, a nie tylko z tej strony, z której nam go ukazują :)
Pozdrawiam :)
co do matki Michaela - ja po prostu nie trawie takich grubianskich bab, ktore stylizuja sie na babochlopy i uwazaja ze wszystko im wypada..ten ciezki dowcip.te kreacje - no zdecydowanie nie moj styl. ze tolerancyjna to ok - ale jakos nie przekonuje - poki co dla mnie sztuczne sa te zachowania.rozumiem ze amerykanie tak maja ze sa tacy sztuczni ale tutaj to chyba bylo tak ze pani bardzo chciala zagrac a jej nie wyszlo.
hunter - teraz juz rozumiem oglad twoj na caly serial ;)
jesli chodzi o kobiety - nienawidze stwierdzen "my kobiety..." nie ma czegos takiego jak "my kobiety" - kazda z nas ma inaczej i jest kompletnie inna i g***o prawda o tym dojrzewaniu. wior i nuda ten zwiazek lesbijek. w dodatku sa tak malo atrakcyjne ze na prawde odrzuca.
w ogole brakuje tam fajnych ludzi - wszyscy sa jacys tacy albo przegieci na maxa albo brzydcy.
obejrzalam 5 sezonow i jestem w szoku bo to juz bylo nie do wytrzymania. brain michael i ten jego profesorek - ble.
Najbardziej wnerwiająca postać ... aż tak mnie nie wnerwia ale zdecydowanie najmniej lubię Linz ! i Justin też czasami był wnerwiający ...
juz od samego początku polubiłem Debbie i tak zostało ;-) babka jest niesamowita!!
a tak poza tym Daphne jest ok, Brian i Michael też.
irytują mnie: michael- zachowuje się jak nastolatka z zaburzeniami psychoruchowymi, justin- w tym przypadku raczej drażni mnie jego wygląd niż sam charakter, ted - taka dorosła ciapa..
uwielbiam za to briana -jego podejście do życia jest świetne i jaki przystojny..., emmet - zawsze się śmieję gdy go widzę, jest taki "uroczy" w swoim zachowaniu, i debbie - wiadomo dlaczego..
zdecydowanie Michael. nie bardzo rozumiem powszechną niechęć do Justina, lubię go od początku.
A mnie wkurzaja wszyscy lol dlatego tak lubie ten serial. A tak na powaznie to strasznie wkurza mnie Novotny i jego beznadziejny chlopak Ben (ten drugi szczegolnie za sztuczna gre aktorska i wyraz twarzy). Wracajac do Micheala chetnie nastrzelal bym mu po pysku za to ze jest takim samolubnym, sfrajerowanym kolesiem.
Uwielbiam Debb.
Emmet jest zabawny, uwielbiam jego teksty.
Teddy oh kolejna mimoza.
Brian i Justin doprowadzaja mnie do bialej goraczki, za to ze zaden z nich nie moze sie zdecydowac, czego w zyciu chca.
Mel i Lindsay na razie sa spoko, maja swoje jazdy, ale raczej je lubie.
Michael denerwował mnie od samego początku, tak samo Mel i Lindsay...jakoś nie przypadły mi do gustu.
Za to zakochałam się w postaci Briana, był obłędny, jego podejście do życia, chęć bycia wiecznie młodym i pięknym.. :D
Emmet jest na miejscu 2..za każdym razem kiedy go widziałam uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, był pocieszny.
Hunter też mi się spodobał, to jego zauroczenie w panu Kinney'u. :D
Za to z Justinem było różnie, raz go uwielbiałam, bo sprawiał że Brian był szczęśliwy a za chwilę irytował mnie niemiłosiernie. Ale raczej go lubię..:)
Justin - mały hipokryta. Wkurzał mnie niesamowicie. I pomyśleć, że to w nim Brian się zakochał ;/
A najlepsi to (nikogo nie zaskoczę): Brian - za wszystko i Emmett - tez za wszystko. Jeden i drugi zajebiści w całym swoim jestestwie. Debbie też daje radę.
Pozdrawiam fanów serialu :)
Cholernie dobijał mnie Ted. Chociaż pod koniec serialu zmienił się nie do poznania. Brian tym swoim tumiwisizmem też mnie niekiedy doprowadzał do szału. I ten jego uśmieszek... Ale patrząc na całość, to jego postać w sumie bardzo mi się podobała. Pokochałam Debbie i Emmetta. Michael denerwował mnie tymi swoimi minkami i sposobem, w jaki trzymał sztućce :| Bardzo lubiłam Davida-kręgarza i Bena. Justin przez większość odcinków był mi obojętny, ale pod koniec nawet go polubiłam.
Mnie strasznie, ale to strasznie denerwował Michael , Jezu te jego miny doprowadzały mnie do szału, i ten sposób mówienia jakby miał się zaraz rozpłakać... No myślałem że mnie szlag jasny trafi :D
Ok, odgrzeję ten stary temat bo po prostu muszę. Jestem dopiero przy 10 odcinku pierwszej serii ale już nie mogę patrzeć na Justina. Tak wkurzającej postaci nie widziałam dawno. Totalnie naiwny dzieciak, który ma siano we łbie a myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. Nawet to co i jak mówi doprowadza mnie do irytacji. Taki typowy nastolatek, który próbuje grać dorosłego. Na miejscu Briana kopnęłabym go w tyłek już dawno. Serio, nie wiem co on w nim widzi, że trzyma go jeszcze przy sobie, przy okazji znosząc jego "akcje". Na razie jedyne co ich łączy, to seks :\ Wiem, że jest jeszcze przede mną 4 i pół sezonu, ale jak na razie nie kupuję tego "związku". No, oczywiście jak przystało na amerykańską produkcję, "tru low" musi być :P
Skończyłem oglądać 10 odcinek. Może to za wcześnie by mówić o bohaterach, lecz najgorsza postać to Justin!!!! Jeszcze nikt w serialu mnie tak nie denerwował. Łazi za Brianem bez sensu, ogromnie działa na nerwy. I ta jego morda nie przypominająca w ogóle człowieka. Jego wypowiedzi sprawiają, że się we mnie gotuje. Dziwi mnie to, że Brian go w ogóle toleruje, z jego możliwościami mógłby mieć każdego, ale nie - trzeba się umawiać z naiwnym i napalonym nastolatkiem. Jestem tego samego zdania co kolega wyżej i mam nadzieję, że J & B nigdy nie będą razem!!!!!!!!!
Moje ulubione postaci:
Brian - oczywiście za bezczelność, bezpośredniość oraz za stosunek do życia. Gra twardziela, chociaż wszyscy wiemy jak naprawdę jest
Melanie - kobieta dzięki, której postać Lindsay nie drażni aż tak, ponieważ są razem w związku, uwielbiam jej krzyki i mimikę
Debbie - bez niej nie byłoby tak śmiesznie, fajnie by było mieć taka matkę
Emmet - zaraz po Brianie najlepszy z paczki, przezabawny i przeuroczy :D Szkoda, że jego postać nie jest bardziej rozwinięta, ale dopiero jestem na 10 odcinku 1 serii więc pewnie dużo przede mną