Oglądając dziewiąty sezon zauważam, że ma on bardzo dziwny problem z wykorzystaniem potencjału świeżych wątków, przez co wydają się takie strasznie wyrwane z kontekstu. Mnie wydają się one być wręcz plagą tej odsłony Rancza. Pojawiają się znikąd, prowadzą donikąd, kończą się, a potem nikt nigdy do nich nie wraca, a przecież zdawały się mieć taki potencjał. Może w poprzednich sezonach też się takie zdarzały, ale tutaj jest ich takie mrowie, że nie sposób przejść obojętnym:
- 105 odcinek: Wielka kłótnia między Moniką, a Jerrym oraz Kingą, a Pawłem, wyglądało jakby mieli się zaraz rozstać na dobre, ale wątek nie dotrwał nawet do końca odcinku.
- 106 odcinek: Biskup zaczyna walczyć o poprawę moralności w Wilkowyjach, wątek przetrwał aż półtora odcinka.
- 107 odcinek: Lodzia i Halina palą się ze wstydu i przymilają swoim mężom, wątek potrwał kilka scen.
- 108 odcinek: Biskup zaczyna się szarogęsić tak bardzo, że zaczyna być męczący dla swego otoczenia, wątek skończony w 3/4 odcinka.
- 108 odcinek: Biskup tworzy swój własny "gabinet cieni", wątek nie trwał nawet ćwiartki odcinka.
- 109 odcinek: Dziennikarzyna chodzi po wsi szukając sensacji do swojego brukowca, wątek na jeden odcinek.
- 111 odcinek: Michałowa chcąc pomóc swojej siostrzenicy załatwia jej robotę na plebani, już w następnym odcinku załatwia jej inną posadę.
I nie, nie wypisuję wszystkich odcinków jak leci. Wymieniam tylko te, które według mnie bez problemu mogłyby potrwać dłużej, ba... niektóre z nich mogłyby nawet być motywem przewodnim tego sezonu ("gabinet cieni" biskupa chociażby), a co dostajemy zamiast tego? Ano Kusego rzucającego fajki przez dziesięć odcinków.