Niesamowite ile te dzieciaki mają czasu. Czyżby w ich przypadku doba wydłużała się wedle uznania? Betty - co 15 minut nowe śledztwo, Veronica - prowadzenie baru oraz występy i praca w nim, nowy biznes i przekomarzanki z tatusiem, Cheryl - opieka nad bliźniętami i babcią (tak swoją drogą, kto normalny nie ma nic przeciwko temu, żeby dwójką niemowląt i staruszką z demencją opiekowała się nastolatka?), prowadzenie drużyny cheerleaderek, ten cały biznesik z syropem klonowym zdaje się też jest na jej głowie. Do tego wszystkie trzy znajdują czas na treningi Vixens, a każdy występ jest mega dopracowany, od choreografii po śpiewaną piosenkę. Wszystkie trzy są w ostatniej klasie, więc muszą mieć czas na naukę, podania do uczelni, itd. Żadnych oznak zmęczenia, perfekcyjne makijaże i fryzury. Ja rozumiem, że to serial i niektóre sytuacje są przerysowane, ale to już chyba przesada.