"Rosangelica" to wenezuelska wersja tego serialu z 1991 roku. "Rosalinda" jest więc remekiem. Niestety w moich oczach kiepskim. O ile rola Thalii i reszty jest bez zarzutu, to nie mogę oprzeć się pokusie, że w serialu przeważa sztuczność i schematyczność...

1) Lupita Ferrer - Veleria Altamirano del Castillo - jest przeżarta złem, do końca, przez co zupełnie nierealna - warto zauważyć że Lupita odegrała dokładnie te samą rolę w "Rosangelice" jednak tam, była po prostu chora, przynajmniej wydawała się realna (prawdziwy kunszt jak i jedna z najlepszych ról w jej warsztacie), w "Rosalindzie" zagrała co najwyżej przeciwieństwo.

2) Postać Beta - rozumiem że w rodzinie, może trafić się czarna owca, ale żeby do tego stopnia... zdziebko przesadzone.

3) Akcja - niestety zbyt szybka, czasami można było się pogubić... nie przywiązano zbytnio wiele miejsca dla Alexa Dorantesa, a szkoda, przecież to on uratował jej życie... to za niego powinna chcieć wyjśc na końcu, a nie za jakiegoś starucha!

Cóż.. zdanie zdaniem, ale "Rosalinda" jednak za kwaśna dla mnie, wolę wolniejszą ale wartką akcję, dramatyzm i wyraziste postacie, a jakotakie w "Rosangelice" się trafiły. Zaś w przypadku "Rosalindy" trudno powiedzieć...