PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=372808}

Rozważna i romantyczna

Sense and Sensibility
7,7 5 290
ocen
7,7 10 1 5290
Rozważna i romantyczna
powrót do forum serialu Rozważna i romantyczna

Tak się cieszyłam na na ten film i może dlatego tym mocniej mnie rozczarował. Nie oddaje atmosfery epoki. To co jest takie wyjątkowe w historii opowiedzianej przez Jane Austen to wielkie emocje skrywane w świecie konwenansów oraz absurdalność i głupota zachowań ludzi, którzy przykładali najwyższą wagę do pozorów i pieniędzy.
Aktorzy nie przysposobili sobie charakterów postaci książkowych a wypowiadali ich kwestie co w efekcie było dziwne i nielogiczne bo nie było powiązania między tym co przeżywali a co mówili. Niektóre wątki były wierniejsze książce niż w wersji z 95-tego, za to inne całkiem pomiięte lub zmienione co wprowadzało jeszcze większy chaos logiczny. Marianna nie wydawała się tak bardzo zakochana i cierpiąca a Eleonora tak bardzo powściągliwa co zniwelowało kontrast między nimi. Edward nie wydawał sie w ogóle nieśmiały co przecież obok honoru było jego główną charakterystyką. Nie przepadałam za pułkownikiem Brendanem z pierwszej wersji ale jak zobaczyłam tego z drugiej to zatęskniłam za nim.
Takie moje wrażenia w chwilę po odejściu od ekranu. Scenarzysta i rezyser nie zrozumieli całej wyjątkowości "Rozważnej i romantycznej" i moim zdaniem pokpili sprawę.

użytkownik usunięty
algun

Zależy od punktu widzenia.

Jak dla mnie Edward został bardzo dobrze wykreowany. W wersji 95 wydaje się, że twórcy identyfikują nieśmiałość z nudziarstwem i nieobyciem w towarzystwie, co jest błędem. Czy to, że ktoś jest nieśmiały, oznacza, że nie wie, jak się zachować, albo wie i tak nie robi? Nie. Czy oznacza to również to, że nie ma nic ciekawego do powiedzenia? Nie. Edward w nowej wersji jest przedstawiony jako spokojny młody człowiek, który nie robi koło siebie szumu i nie stara się narzucać swego towarzystwa, jednak gdy jest wśród ludzi, których zna (jak jego siostra czy matka) lub wśród takich, przy których dobrze się czuje (panie Dashwood), potrafi być sympatyczny i dość otwarty. Jak dla mnie w wersji 95 zrobili z Edwarda przygłupa i nazwali to nieśmiałością. To niestety częsty błąd w ekranizacjach (dlatego też nie ma porządnej ekranizacji Mansfield Parku, gdzie główna bohaterka jest nieśmiała - po prostu taka jak w książe by się nie "sprzedała" szerszej publiczności).

Książkę niestety czytałam po obejrzeniu filmu 95, więc nie mogłam mieć własnej wizji charakterów sióstr, a w wersji filmowej wydawały mi się nieco nienaturalne, tak jakby zbyt dosłownie przejęto ich "rozważność" i romantyczność. Elior jest rozsądna do przesady, aż wydaje się być już sztywną starą panną, a nie 19-latką, która po prostu trzeźwo myśli i nie okazuje innym swoich uczuć. W wykonaniu Hattie Morahan Elinor jest właśnie młodą dziewczyną, która w obliczu trudnych sytuacji nie pogrąża się w rozpaczy, choć je przeżywa - co widać np. w bardzo ładnej scenie, gdy przegląda rzeczy swojego ojca - pudełko na ołówki oraz Biblię, gdzie są wypisani członkowie jej rodziny.
Romantyczność Marianne w starej wersji też była pojęta dosłownie, szczególnie jeżeli chodzi o jej uczucie do Willoughby'ego. W 95 mamy interpretacje wielkiej miłości i wielkiego cierpienia. W 2008 spojrzenie jest nieco inne - 17-letnia, impulsywna dziewczyna zakochuje się w przypadkowo spotkanym mężczyźnie - gdy ten okazuje się nie być godny zaufania, ona cierpi - a ile razy 17-latki zakochiwały się i cierpiały, uważając, że ich uczucie było prawdziwą miłością, a zawód miłosny - niewymownym cierpieniem? A później szybko dochodziły do siebie i żyły dalej. Książka pozwala na w niewielkim stopniu różniące się interpretacje postaci sióstr i twórcy miniserialu wybrali te może mniej filmowe i wciągające (bo jednak lepsze wrażenie robią dosłownie skrajnie różne siostry), ale za to bardziej naturalne i prawdopodobne (przez co mi bliższe). Tak na marginesie - Marianne w wykonaniu Kate Winslet nie lubiłam, bo z jej obrażonymi minami (szczególnie wobec Brandona) i egzaltowanym cierpieniem była irytująca, zaś Marianne Charity Wakefield jest sympatyczną dziewczyną. I podobało mi się w tej wersji również to, że Marianne nie jest od początku źle nastawiona do pułkownika - ceni go (choć w młodzieńczej impulsywności krytykuje, jak krytykuje wszystkich), a odsuwa się dopiero, gdy dowiaduje się, że chcą ich wyswatać (takie wrażenie wyniosłam z książki, dlatego serial jest mi pod tym względem bliższy).

Brandon też mi się podobał - był w odpowiednim wieku i nie wydawał się zmarnowanym przez życie, cierpiącym człowiekiem. Po jego wyglądzie i zachowaniu widać, że trochę w życiu przeszedł, jednak był pogodzony z losem, a ponadto był sympatycznym, uprzejmym człowiekiem, no i prawdziwym facetem (trudno mi uwierzyć, by taki Rickmanowy, smutny Brandon wyzwał młodego Willoughby'ego na pojedynek i co ważniejsze - wygrał ten pojedynek ;)).

Nie twierdzę, że stara wersja jest zła, a wręcz odwrotnie - jest dobrze nagrana, ma ciekawie napisany scenariusz itd. Nie twierdzę też, że nowa jest idealna, bo są rzeczy, które mnie rażą. Jednak w nowej mam interpretację postaci, która jest bliższa mojej, a stara przy niej wydaje się trochę przesadzona...

ocenił(a) serial na 4
algun


A ja własnie odwrotnie.
Może dziewczęta były bardziej naturalne z naszego punktu widzenia, ale podkreślam jeszcze raz, że to ksiązka z innej epoki. Panny, które z racji swojej pozycji społecznej, nie miały absolutnie żadnych obowiązków oprócz tych towarzyskich, siedziały całe dnie w domu, czasem spacerowały, wyszywały lub czytały ksiązki.. Tak więc z racji braku zbyt wielu wrażeń mocniej przezywały to ci im się w końcu przytrafiało. Kojarzysz scene w której zajmują się sprzątaniem domu, ktos przchodzi a one natychmiast porzucaja wszystko co robiły, biegną do saloniku i że niby tylko sobie siedziały, ewentualnie haftowały lub czytały? Bo to właśnie były jedne z niewielu rzeczy jakimi „wypadało” im się zajmować. Kiedy większośc czasu spędzasz w domu, nudząc się i kiedy jedynym Twoim celem i marzeniem jest zakochać się/dobrze wyjśc za mąż (bo przecież nie spełnić się zawodowo czy dokonac czegoś wielkiego, bo to nie dla kobiet… w tamtej epoce) jesteś jeszcze do tego młoda i bardzo romantyczna, i kiedy w końcu spotykasz kogoś dokładnie takiego jak sobie wymarzyłas to twoje uczucie może być „przesadzone”.
Co do Elżbiety to mimo, że z natury była rozsądna i trzeźwo patrząca na świat to musiała jeszcze wyostrzyc w sobie te cechy gdyż po śmierci ojca to ona musiała zając się sprawami praktycznymi (matka i Marianna były wrażliwe i naiwne, nie zdawały sobie sprawy że nagle zubożały i nie mogą prowadzić takiego trybu życia jak wcześniej).
Napisłas, że niesmiały to nie znaczy nieobyty w towarzystwie. Mi się wydaje, ze jednak tak. Osoba obyta w towarzystwie powinna była przede wszystkim umiec prowadzic swobodną konwersację zarówno z osobami które zna dobrze jak i z takimi którym została dopiero co przedstawiona. Edward był nieśmiały co wynikało z niedoceniania siebie i czuł się swobodnie tylko z ludzmi których lubił i znał. Co do nudności to wcale nie odniosłam takiego wrażenia wobec Edwarda z pierwszej adaptacji (bawił się z małą Małgorzatą, użył podstępu z rzekami by sprowokowac ją do wyjścia spod stołu, droczył się z Marianną itd.) No i jego twarz (jak i twarze całej reszty ekipy z 95-tego, według mnie) wyrażała całe mnóstwo emocji, ale to już chyba kwestia kunsztu aktorskiego.

użytkownik usunięty
algun

"i kiedy w końcu spotykasz kogoś dokładnie takiego jak sobie wymarzyłas to twoje uczucie może być „przesadzone”."
Ok, ja rozumiem, że dla Marianne spotkanie Willoughby'ego było wielkim wydarzeniem, ale chodzi mi o to, że tylko dla niej, a z perspektywy osoby postronnej Marianne była tylko zakochaną dziewczyną, która na swojej miłości się zawiodła. W filmie mamy tylko punkt widzenia Marianny, czyli "ach, jakie to straszne, umieram z miłości". W serialu patrzymy na to z innej perspektywy - widzimy wyżej wspomnianą zakochaną i zawiedzioną dziewczynę, jakich było wiele, nawet w tamtej epoce, ale jeżeli widz wczuje się w Marianne, to zrozumie, że dla niej to była tragedia. Rozumiesz o co mi chodzi?

"Co do Elżbiety to mimo, że z natury była rozsądna i trzeźwo patrząca na świat to musiała jeszcze wyostrzyc w sobie te cechy gdyż po śmierci ojca to ona musiała zając się sprawami praktycznymi (matka i Marianna były wrażliwe i naiwne, nie zdawały sobie sprawy że nagle zubożały i nie mogą prowadzić takiego trybu życia jak wcześniej)."
No tak. A jaki to ma związek z tym, że była sztywna, prawie się nie śmiała i ogólnie bliżej jej było do starej panny niż do panny na wydaniu? Serialowa Elinor też jest rozsądna, trzeźwo patrząca na świat i też musi zajmować się wszystkimi sprawami. Ponadto podoba mi się w kreacji tej postaci, że wszystko to nie sprawia jej wielkiego problemu, a przynajmniej stara się tego nie okazywać, a wręcz odwrotnie - dodaje otuchy matce i siostrom, stara się być pogodna w obliczu trudnej sytuacji, jak np. w scenie, gdy matka pyta "Czy naprawdę damy radę tu mieszkać?", Elinor mówi "Oczywiście, że możemy. Musimy". A jeżeli chodzi o Elinor 95 - miałam wrażenie, że cały czas cierpi, jakby była spracowaną kobietą w średnim wieku...

"Napisłas, że niesmiały to nie znaczy nieobyty w towarzystwie. Mi się wydaje, ze jednak tak. Osoba obyta w towarzystwie powinna była przede wszystkim umiec prowadzic swobodną konwersację zarówno z osobami które zna dobrze jak i z takimi którym została dopiero co przedstawiona."
Inaczej pojmuję sformułowanie "obyty w towarzystwie" - nie chodzi o to, by był przebojowy, rozmowny itd, ale żeby wiedział, jak wolno, a jak nie wolno się zachować, kiedy i w jakiej sytuacji można się komuś przedstawić, na jak swobodną rozmowę można sobie pozwolić. Rozumiem to podobnie, jak dobrze wychowany - wie, jak powinien się zachować. Edward, pochodzący z dobrej rodziny, z pewnością to wie, a to, że nie jest rozmowny, nie znaczy, że jest źle wychowany i nieobyty. Chodzi mi o to, że i rozmowny człowiek, pozwalający sobie na dość frywolne rozmowy (austenowski Henry Tilney z Opactwa, mój ulubiony bohater ;)), i spokojny, nierozmowny, mogą jednocześnie mieścić się w ramach dobrego wychowania.

O kunszcie aktorskim nie będę się wypowiadać, bo to kwestia gustu, ale uważam, że aktorom serialowym go nie brak (filmowym oczywiście też). Znam wielu brytyjskich aktorów i mało któremu odmawiam kunsztu aktorskiego ;).

Aha, i zapytam teraz, bo poprzednio zapomniałam - uważasz, że scenarzysta i reżyser nie zrozumieli wyjątkowości RiR - a na czym ona wg Ciebie polega?

ocenił(a) serial na 4

Wyjątkowość „Rozwaznej i Romantycznej” Jane Austen polega (obok historii miłości dwóch sióstr o tak róznych usposobieniach) na dużej dawce ironii z która opisuje niektóre postacie w ksiązce. Moim subiektywnym odczuciem jest, że Austen uosabiała się w jakimś stopniu z Elżbietą bo tylko ona uniknęła jej ironii. Nawet o Mariannie pisała czasem z przekąsem (gdy np. mówiła, że Marianna zachowuje się tak jak według jej romantycznych przekonań POWINNA się zachowywać panna z tak bolesnie złamanym sercem i że „poczytywałaby sobie za hańbę gdyby przespała choćby cześc nocy spokojnie po dniu w którym dowiedziała się, że Willoughby jej nie chce” – cytuje tak jak pamiętam). Tymczasem w przypadku Marianny była to tylko lekka ironia. Austen ukazała niemiłosiernie całą absurdalnośc i głupotę zachowań niektórych postaci. Zacznijmy od brata Marianny i Elżbiety. Obiecał ojcu, że pomoże im, postanowił darowac każdej z panien i matce po tysiącu (funtów chyba) jednak w miarę jak żona „delikatnie” mu to perswadowała, doszedł do wniosku, ze nie tylko nie ma w obowiązku niczego im dawac ale jeszcze że to raczej one powinny mu cos dać (było to absurdalne a najbardziej ze wszystkiego, że on naprawde w to uwierzył). Scena „perswazji” była akurat w obu wersjach ale oczywiście w „mojej” o wiele bardziej wymowna niż w „Twojej”;) Kilka razy jeszcze była wzmianka o bracie i jego skąpstwie, kiedy znając ciężką sytuację sióstr narzekał jak mu ciężko finansowo gdyż ma tak wiele wydatków a były to same przedmioty zbytku świadczące o niemałym bogactwie (kupił ziemię, budował żonie altanką itd). Nastepnie Fanny i przykładowo przytaczam scenę (z wersji 95) kiedy zapewnia Lucy, że na pewno wyjdzie za maż niezwykle korzystnie i powyżej wszelkich oczekiwań i że życzy jej jego z całego serca i tak się uśmiech słodko a kiedy Lucy wierząć w jej słowa naiwnie wyjawia że jest sekretnie zaręczona z jej bratem, ta wpada w szał (dosłownie). Wiem, że jako miłośniczce naturalności bardziej bardziej podobała Ci się scena z nowszej wersji jednak ta z wersji starszej jest wierniejsza książce i mi oczywiście bardziej przypada do gustu. Na marginesie aktorki z nowej wersji nie pasowały mi w ogóle do tych ról – obe miały miłe wyrazy twarzy i były prawie sympatyczne! A przecież w książce to chyba „najczarniejsze” charaktery Austen! Lucy była przeciez taka przebiegła i perfidna. Całe jej zachowanie webec Elżbiety było dobrze zaplanowaną grą która miała za zadanie ją zranic. Lucy doskonale wiedziała, ze Elżbieta jest jej rywalką i że Edward coś do niej czuje, a udawała że traktuje ja jak „najdroższą przyjaciółkę” i zrobiła z niej swoją powiernicę. Czy to nie było podstępne i okrutne?
Autorka użyła także sporej dozy ironii opisując panią Jennings która była niepoprawna, nie miała w ogóle taktu, uwielbiała plotki i swatanie, mówiła jedno a robiła drugie. Jej córka Charlotte Palmer tez była w książce barwna postacią. Cały czas się śmiała i paplała i tworzyła niesamowity kontrast ze swoim ponurym, milczącym mężem.
Tak więc wyjątkowość Rozważnej i Romantycznej J.Austen, której nie zrozumieli w mojej opinii scenarzysta i reżyser nowej adaptacji ekranowej jest ironiczny aspekt powieści.

użytkownik usunięty
algun

I tu się znowu nie zgodzę z ostatnim zdaniem Twojej wypowiedzi, bo wszystko, co napisałaś wyżej, jest zawarte zarówno w jednej, jak i drugiej wersji. Jedynie państwo Palmer w filmie są nie do pobicia.
Jednak kilka rzeczy skomentować muszę.

"Scena „perswazji” była akurat w obu wersjach ale oczywiście w „mojej” o wiele bardziej wymowna niż w „Twojej”;)" - dla mnie - porównywalne. Miałam nawet wrażenie, że twórcy serialu wzorowali się na filmie, co było na plus, bo w filmie to jeden z lepszych przykładów filmowej wizualizacji tekstu z książki.

"Na marginesie aktorki z nowej wersji nie pasowały mi w ogóle do tych ról – obe miały miłe wyrazy twarzy i były prawie sympatyczne!" - właśnie na tym polega dowcip - obie z pozoru sympatyczne, a Lucy wręcz wydaje się być naiwnym dziewczęciem, które z sympatii zwierza się z Elinor z zaręczyn z Edwardem, ale niektóre sytuacje pokazują ich prawdziwe oblicze. Ja takie coś uwielbiam, z tego powodu też bardzo podobała mi się np. Isabella z nowej wersji "Opactwa Northanger".

"a kiedy Lucy wierząć w jej słowa naiwnie wyjawia że jest sekretnie zaręczona z jej bratem, ta wpada w szał (dosłownie). Wiem, że jako miłośniczce naturalności bardziej bardziej podobała Ci się scena z nowszej wersji jednak ta z wersji starszej jest wierniejsza książce i mi oczywiście bardziej przypada do gustu."
Hmmm, powieść czytałam dość dawno i nie pamiętam wszystkich szczegółów, ale wydaje mi się, że scena ta nie została ujęta w książce. Wiemy, że zaręczyny Edwarda z Lucy wyszły na jaw, a Fanny Dashwood wpadła w szał i ciężko to odchorowała. W obu obrazach mamy zatem interpretację tej sytuacji, i w tym przypadku trudno mówić, która interpretacja była "wierniejsza".

Aha, i tak na marginesie - cały czas piszesz Elżbieta zamiast Elinor :)

ocenił(a) serial na 4

Rzeczywiście pomyliłam imię. Nie wiem czemu, ale byłam przekonana, że w polskim przekładzie była to Elżbieta a nie Eleonora.

Każda z nas ma swój jak widać mocno juz ugruntowany pogląd na oba filmy i niech tak zostanie. W każdym razie dobrze, że powstała ta nowa wersja, bo przypadła do gustu Tobie a u mnie zwiększyła szacunek do starszej;)

Pozdrawiam.

algun

Mam odmienne zdanie. :-)
Bardzo drażnił mnie Edward z wersji 1995 zagrany przez H.Granta. Miałam wrażenie, że aktor po protu nabija się z tej postaci i tworzy jakąś karykaturę. Edward z 2008 jest zagrany świetnie : nieśmiały, ale ciepły i inteligentny mężczyzna.
Co do sióstr podpisuję się pod wypowiedzią Akaterine. Kreacje w serialu były bardziej naturalne. Emma Thompson jest świetną aktorką, podobnie jak Alan Rickman - ale niestety w wersji z 1995 roku nie przekonali mnie w swoich rolach. Aktorka inaczej gra 19-latkę gdy ma lat bodajże 36. Po niej było po prostu widać te lata i przez to rola była ciut przerysowana i niewiarygodna (najbardziej drażni mnie scena jej spazmów...). Przez to musieli dać starszą panią Dashwood, która wyglądała na babcię Małgorzaty, a nie jej matkę, itd. Moim zdaniem zarówno Marianne jak i pani Dashwood były lepiej zagrane nawet w wersji z 1980 roku.

Podsumowując : oglądając film z 2008 roku mogłabym uwierzyć, że ta historia się naprawdę wydarzyła ;-) i wyglądała właśnie tak. Realność postaci, gry aktorskiej oraz cała sceneria, scenografia, stroje, rekwizyty, itd.

A oglądając wersję z 1995 roku miałam podobne odczucia jak po obejrzeniu "Emmy" z Gwyneth Paltrow : ładny , odrealniony film.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones